Marcin Małek Marcin Małek
72
BLOG

Piosenka o rybach

Marcin Małek Marcin Małek Kultura Obserwuj notkę 2

Jak wosk na belce starego krzesła 

tak we mnie stygną wspomnienia z wolna

kiedy się strwożył trzmiel za oknem

kamień w bucie zmętniała woda

gdy wzrok bez błysku powiesił się nad pejzażem

i dom spokojny dymił jak pochodnia

w proch tumany kamieni ziarno nas przemieniano

ze świadomością przyszłych zdarzeń

tak z cudzych smutków wieczną raną

odmieniony wciąż błądzę w kurzawie marzeń


a ranek pąsy dźga na piersiach

naciąga cień na sztywną twarz jak bez zsiniałą

krzyczeć urągać łkać

to mało - mało w podobny czas

zataczający kręgi coraz obszerniejsze

tak znajdziesz chłód i pleśń na moich ustach

w oczach wyschnięte drzazgi łez

a sercu - w sercu pustka (nic) i gniew

wypełnia przestrzeń rośnie niby krwawy skrzep

w nim wrogość pachnie chlebem i wodą łyk cierpienia


nie mogłem odeprzeć grozy zetlałej krwi na skroniach

płakałem – owszem głośno

bądź zdrowa miła moja

nim gwiazdy spłyną w dzień zazdrosny

a ruda Sol położy blask na naszych dłoniach

nastanie mało znośna świadomość niepewności

wtem trzmiel przygodny objawi się za szybą

ciekawie spojrzy w odbite oczy

niby w studnie, strzygnie lotką i zauroczy

te wszystkie dni poprzednie by nie okrzepły


ufałem…


lecz gdy na koniec wyzuty nawet z wiary

że mnie utrzyma w swych objęciach sen najtwardszy

tam gdzie widnokręgi zrzucają swe woale

jak powiek blade tarczę na martwe gałki

i głębszym żalem twarz ściśnięta

niż gdybym łowił czas przez wściekłe fale

muzykę wydrzesz ustom utoczysz jak przez wenflon

podcieniem krwawych iskier odległe tło księżyca

i zwiedziesz w czarny bezmiar

rozwiesisz kantyczkę żałosnych wyznań niby więcierz

i znów zaprosisz: chodź, bądź moją rybą –

 przekleństwem


Bardzo stary wiersz z tomu "Fabryka słów w 101 wierszach" ale tu jeszcze nie publikowny. 

Przyszedłem na świat w trzecim kwartale XX wieku i jestem. Istnieje dzięki słowu i tylko w tej mierze, w jakiej sam się realizuje – m.in. poprzez język którym wytyczam własną drogę. Nie wyróżniam się w tłumie, większość z was mija mnie na ulicy nie ofiarując nawet krótkiego spojrzenia, ale ja na was patrzę i uczę się od was, jak przetrwać poza obszarem zmyślenia. Tak, żyję w zmyśleniu, stąd większość tych, których znam nie ma o mnie pełnego wyobrażenia – należę sam do siebie i dobrze mi z tym odosobnieniem. Mam tyle twarzy, ile akurat zechcę mieć w danym momencie. Bywam wielkoduszny, ale także zawistny, łaskawy i okrutny, szczodry i skąpy, zły do szpiku kości i bezgranicznie dobry. Kocham i nienawidzę, lubuje się w kłamstwie i walczę o prawdę. Wciąż szukam odpowiedzi na to kim jestem, lub na to, jak mnie widzicie. Niektórzy mówią o mnie „poeta”, inni „grafoman nie wart złamanego grosza” – nie boje się jednych i drugich. Ważne, że ktoś mnie czyta, i że mogę się przejrzeć w waszych źrenicach jak w lustrze, albo przejść przez wasze życia, jak przez tranzytowy korytarz. Jeśli więc nadal chcecie mnie poznać, proszę was tylko o jedno – wpuście mnie do środka, wtedy i ja się przed wami otworzę. Wszakże nie gwarantuje gotowego przepisu na to kim jestem – sami musicie wybrać własną odpowiedź.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura