1. Nie znamy wszystkich faktów. Z opisów w mediach wynika, że dzieci zostały zabrane bez uprzedzenia i bez wcześniejszej komunikacji z ojcem. Może tak było, może nie. Adwokaci zainteresowanego prezentują jego pogląd, szwedzkie służby socjalne się nie wypowiadają. Dlaczego ma to znaczenie? Jeżeli "nie współpracował" to trochę trudno się dziwić, że tak się to skończyło. Z opisów działań np. Jugendamtu czy Barnevernetu wynika, że da się w tymi instytucjami współpracować. Choć nie zawsze z sukcesem.
2. Z opisów działań Jugendamtu czy Barnevernetu wynika, że bardzo szybko, przynajmniej z perspektywy rodziców, podejmowana jest decyzja o przekazaniu dzieci do rodziców zastępczych. Dodam - do rodziców zastępczych, a nie do dalszej rodziny. Dalsza rodzina nie wchodzi w rachubę. Choć "szybko" może być pojęciem względnym, z niektórych artykułów prasowych wynika, że pracownicy Barnevernetu wcześniej śledzą zainteresowanych poza ich wiedzą...
3. Zdanie dzieci nigdy nie jest brane pod uwagę w takiej sprawie. Ani przez Jugendamt czy Barnevernet, ani przez ich sądy. Paradoks - działają dla dobra dzieci, ale ze zdaniem dzieci w ogóle się nie liczą. Zdanie dzieci uwzględnił natomiast polski sąd w sprawie Lisovów. Mnie to akurat nie dziwi...
Lisovom życzę wszystkiego najlepszego, ale nie będą mieli lekko w Polsce. Widzę, że funkcjonariusze Ordoiuris rozgrywają to politycznie, a jak stracą zainteresowanie Lisovowie będą musieli sobie radzić sami, tak jak wszyscy azylanci. A to nie jest lekkie życie w warunkach polskich.
Komentarze