Leonard Pietraszak, kadr z filmu "Czarne chmury"
Leonard Pietraszak, kadr z filmu "Czarne chmury"
Marek Różycki jr Marek Różycki jr
4620
BLOG

Zmarł Leonard Pietraszak - wybitny aktor z przedwojenną kinderszrubą

Marek Różycki jr Marek Różycki jr Film Obserwuj temat Obserwuj notkę 49

Popularny aktor starszego pokolenia, najlepiej pamiętany jako pułkownik Dowgird w „Czarnych chmurach”, Gustaw Kramer w „Vabanku”, Kramerko w komedii „Kingsajz” i przyjaciel Karwowskiego w „40-latku”. Urodził się 6 listopada 1936 roku w Bydgoszczy. Zanim podjął studia aktorskie w PWSTiF w Łodzi, studiował chemię na UMK w Toruniu. Dyplomowanym aktorem został w 1960 roku, wcześniej debiutując zarówno na scenie (1959), jak i ekranie (epizod w filmie „Ewa chce spać” 1957).

W latach 1960-65 był aktorem Teatrów Dramatycznych w Poznaniu, następnie związał się z warszawskimi scenami: Teatrem Klasycznym (1965-71), Komedia (1971-77) i Ateneum (od 1977 roku). Ma na swoim koncie wiele ról teatralnych, z których kilkadziesiąt stworzył również w spektaklach Teatru Telewizji.

Na ekranie grywał początkowo wyłącznie epizody (m.in. w „Zezowatym szczęściu” Andrzeja Munka 1960). Pierwszą, większą rolą była ta w filmie „Komedianty” Marii Kaniewskiej (1961), jednak prawdziwy przełom w karierze nastąpił dopiero dwanaście lat później.

W międzyczasie zagrał kilka epizodycznych ról m.in. u Andrzeja Wajdy („Wszystko na sprzedaż” 1968) i Kazimierza Kutza („Ktokolwiek wie...” 1966, „Perła w koronie” 1971), pojawił się gościnne w „Stawce większej niż życie” (1968), zagrał jednego z kolarzy w nowelowym filmie „Zawsze w niedziele” Ryszarda Bera (1965) i po raz pierwszy spotkał się z Andrzejem Kopiczyńskim na planie komedii „150 na godzinę” Marii Kaniewskiej (1971).

Kamieniem milowym w ekranowej karierze Pietraszaka był serial spod znaku ‘płaszcza i szpady’ - „Czarne chmury” Andrzeja Konica (1973). Kreowana tam rola pułkownika Krzysztofa Dowgirda po dziś dzień pozostaje jedną z najsłynniejszych kreacji w dorobku aktora.

Do zwiększenia popularności aktora przyczyniła się na pewno również inna, serialowa rola – Karola Stelmacha, przyjaciela inżyniera Karwowskiego w słynnym „40-latku” Jerzego Gruzy (1974-77). Pietraszak powtórzył tę rolę w pełnometrażowej wersji serialu – filmie „Motylem jestem, czyli romans 40-latka”, jak również w jego kontynuacji z lat 90-tych, zatytułowanej „40-latek. 20 lat później” (1993).

W międzyczasie ponownie wystąpił u Kutza, tym razem już w wiodących rolach: redaktora Walickiego w „Linii” (1974) i ‘Fabiana’ w wojennym obrazie „Znikąd donikąd” z Jerzym Trelą i Jerzym Zelnikiem (1975). Poza tym wziął udział w kilku innych, wojennych produkcjach („W te dni przedwiosenne” Konica 1975, „Do krwi ostatniej...” Jerzego Hoffmana 1978) , zagrał główną rolę w „Wielkim układzie” Andrzeja Jerzego Piotrowskiego (1976) i pojawił się gościnnie na planie kilku głośnych seriali („Życie na gorąco”, „Rodzina Połanieckich”, „Daleko od szosy”).

Dekadę lat 80-tych rozpoczął kolejnymi, słynnymi, serialowymi występami: w roli pułkownika Wacława Waredy w „Karierze Nikodema Dyzmy” z niezapomnianym Romanem Wilhelmim oraz w roli marszałka wielkiego koronnego, Piotra Kmity w „Królowej Bonie” z Aleksandrą Śląską (1980). Do tej ostatniej powrócił dwa lata później na planie „Epitafium dla Barbary Radziwiłłówny” (1982).

                                  image

Ponownie spotkał się z Konicem („Szczęśliwy brzeg” 1983) i z Wajdą („Danton” 1982, „Kronika wypadków miłosnych” 1985), zagrał pierwszoplanowe role w filmach: „Menedżer” Ryszarda Rydzewskiego (1985) i „Trójkąt bermudzki” Wojciecha Wójcika (1987) i dał się poznać młodej publiczności, biorąc udział w ekranizacjach słynnych powieści Małgorzaty Musierowicz („Kłamczucha” 1981 i „ESD” 1986 w reżyserii Anny Sokołowskiej), jednak najsłynniejsze kreacje tej dekady stworzył w głośnych komediach Juliusza Machulskiego: jako Kramer w obu częściach kryminalnego „Vabanku” (1981, 1984) oraz Kramerko w „Kingsajzie” (1987).

W późniejszym okresie nie występował już tak często. W 1993 roku raz jeszcze spotkał się z Kutzem na planie „Strasznego snu Dzidziusia Górkiewicza”, a w 1998 roku wystąpił w dwóch produkcjach w reżyserii Janusza Majewskiego: serialu „Siedlisko”, powstałym wg scenariusza żony, Wandy Majerównej oraz w znanej komedii wojennej „Złoto dezerterów”.

W 2006 roku, po kilku latach przerwy powrócił na ekrany, pojawiając się w epizodzie w sitcomie „Codzienna 2 m. 3”, zaś w 2008 roku związał się na dłużej z komediowym serialem „39 i pół” (obecnie znanym jako „I pół”), gdzie kreuje postać Warcisława Sobańskiego, ojca Anny (Daria Widawska), a zarazem zięcia głównego bohatera- Darka (Tomasz Karolak).

W 2000 roku został został odznaczony Krzyżem Oficerskim Orderu Odrodzenia Polski „w uznaniu wybitnych zasług dla kultury polskiej, za osiągnięcia w pracy artystycznej”. W 2002 roku, podczas VII Festiwalu Gwiazd w Międzyzdrojach odcisnął dłoń na Promenadzie Gwiazd.

-------------------------------------------------------------

@@  Wcielić się w czarny charakter, w którym zakocha się publiczność, to trudna sztuka. A on tego dokonał! Niezapomniany Gustaw Kramer z „Vabanku” zdobył serca widzów, a jego powiedzenie - Ucho od śledzia - znane jest nawet młodemu pokoleniu. Leonard Pietraszak, czyli słynny doktor Karol z „Czterdziestolatka” czy pułkownik Dowgird z „Czarnych chmur”, opowiedział o swoich wielkich pasjach - kolekcjonowaniu dzieł sztuki i teatrze, studiach na wydziale chemii, pragnieniu zostania dziennikarzem...

ROZMAWIAŁA EWA LANKIEWICZ: - „Czterdziestolatek”, „Czarne chmury”, „Vabank”, to kultowe produkcje. Zdarza się Panu jeszcze je oglądać?

– Chętnie do tego wracam. Dla mnie to przede wszystkim wspomnienia pracy z cudownymi ludźmi, różne sytuacje, które działy się na planach filmowych. No a poza tym człowiek był wtedy młody i piękny (śmiech). Bardzo miło wspominam pracę nad wszystkimi tymi filmami i nigdy nie mam ich dość. Najbardziej jednak cieszę się, że publiczność wciąż chce je oglądać. To dla nas aktorów, reżyserów, ogromny komplement.

- Podobno marzył pan o angażu w teatrze Ateneum. Dlaczego akurat tam?

– Ze względu na zespół świetnych aktorów, jaki tam był i w ogóle jego historię. Tę scenę zawsze tworzyli naprawdę wielcy artyści. To dla aktora motywacja, ale i możliwość pracy z ludźmi, przy których można się rozwijać i wciąż doskonalić. Dziś teatr nie jest taki jak dawniej i przyznaję to z ogromnym smutkiem. Nie wiem, co jest temu winne. Czas, za którym gonimy, a może pęd za pieniądzem? Ot, inne życie. Kiedyś zespół teatralny był jedną wielką rodziną. Ale tak czy inaczej wciąż kocham jego zapach. To pomieszanie zapachu kurzu z kurtyny, pudru nakładanego w garderobie i adrenaliny. Bo każdy spektakl jest jak mecz, tylko że tam nie ma remisu. Albo się go wygra i publiczność będzie zadowolona, albo przegra z kretesem.

- Ale zanim został pan aktorem, miał pan kilka innych pomysłów na życie.

– Miałem być dziennikarzem, ale nie dostałem się z powodu braku miejsc. Chciałem jednak studiować, bo wszyscy koledzy dostali się na jakieś uczelnie, więc, żeby nie było wstydu, poszedłem na chemię. Cóż, tego lepiej w ogóle nie wspominać (śmiech). Potem przez chwilę byłem w Studiu Dramatycznym w Bydgoszczy, stamtąd trafiłem do łódzkiej filmówki. No ale na samym początku to miałem zostać zawodowym bokserem. To była moja pasja. Walczyłem w wadze koguciej (śmiech). Za tamtych czasów, by nie szwendać się po ulicach, by wyładować energię, ćwiczyło się właśnie boks. A ja się w tym odnalazłem. Przynajmniej na jakiś czas. Dziś wspominam to z sentymentem.

- Wciąż jest Pan czynny zawodowo. Jak dba Pan o kondycję?

– Przyznaję, że nie mam czasu na regularną gimnastykę, basen. Bo oczywiście o lenistwie nie ma mowy. Jednak prawda jest taka, że najlepiej odpoczywam w domu, w ciszy. Lubimy z żoną słuchać muzyki, mamy kolekcję płyt z muzyka klasyczną. I tak w zależności od tego, jaki mamy nastrój, wybieramy sobie płytę. Dziś spokój bardzo wiele dla nas znaczy.

- Był pan bardzo przystojnym mężczyzną, a po serialu „Czarne chmury” podobno nie mógł pan opędzić się od wielbicielek. Żona dawała sobie z tym radę?

– Moja żona doskonale wie, że jest dla mnie jedyną kobietą. Zresztą większość listów, jakie wówczas otrzymywałem, pisana była przez młodziutkie dziewczyny, często niepełnoletnie, to było bardzo miłe i, nie powiem, łechtało moją męską próżność.

- Pańską pasją jest też malarstwo.

– To prawda, to jeden z rodzajów sztuki, a mnie interesuje wszystko, co z nią związane. Kiedyś mówiłem przekornie, że pracuję jako aktor tylko po to, żeby zarobić na upatrzony obraz. To hobby zaczęło się w latach 60., kiedy za sąsiada miałem znakomitego artystę, Tadeusza Kulisiewicza. Zakochałem się w jego czarno-białych grafikach. Zacząłem je zbierać, potem zaczęło brakować mi kolorów. Wtedy zachwyciłem się twórczością Jana Stanisławskiego. I tak to wszystko się zaczęło. Zdarzyło mi się także nie raz prowadzić aukcje.

- Potrafi pan odróżnić kopię od oryginału?

– Gdy widzę podróbkę, trudno mi się powstrzymać, żeby tego nie powiedzieć głośno. Żona od lat mówi: daj spokój, nie mieszaj się do tego. Ale zdarza mi się zadzwonić do domu aukcyjnego z donosem (śmiech), znaczy mówię im po prostu uprzejmie, że polecam raz jeszcze przyjrzeć się danemu dziełu. Wielokrotnie oddzwaniali i dziękowali, ja po prostu nie znoszę fałszu. Taka moja przywara, a że człowiek na stare lata się nie zmieni, to trzeba przywyknąć.

- Jest pan spełnionym artystą?

– To ocenią ci, którzy nastaną po nas. Ja mogę jedynie powiedzieć, że czuję się całkowicie spełnionym człowiekiem, który wiódł i wiedzie uczciwe życie.

- Żałuje Pan czegoś?

– W moim wieku nie warto jest żałować niczego. Lepiej uśmiechać się do wspomnień….


P.S. "Ucho od śledzia" - książka wydana w 2015 roku. Autor: Katarzyna Madey, Leonard Pietraszak. Wydawnictwo: Muza SA. 

Wybrał, oprac. Marr jr

Życie duże i małe         

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura