Dla wytrawnego obserwatora polskiej rzeczywistości aktualne wydarzenia były do przewidzenia 20 lat temu, choć ich kolejność, czy natężenie pozostawały pewną niewiadomą. Oczywiste było zatem, że bez rzetelnego rozliczenia się z przeszłością, właściwej diagnozy świadomości społeczeństwa, policzenia członków elity propaństwowej, wreszcie bilansu zysków i strat już na starcie III RP, nie będzie możliwa odbudowa zdewstowanej państwowości. Tylko ktoś zupełnie pozbawiony zdolności analitycznych mógł sądzić w swojej naiwności, że uda się zbudować zdrowe, demokratyczne państwo na miarę XXI wieku, opierając się na aparacie państwowym przeszczepionym wprost z totalitarnego, obcego tworu, jakim była PRL.
Jak bowiem można było wierzyć, że wspierając się na ludziach sowieckiego reżimu, uda się obalić ów reżim i zbudować jego przeciwieństwo? Czy można było się łudzić, że ludzie, którzy budowali komunistyczny system zniewolenia, ba, z pełnym oddaniem o niego walczyli, teraz nagle poddadzą się demokratycznym mechanizmom, władzę oddadzą ludowi, a sami będą budować struktury państwowe, wyzbywając się swoich zależności, lojalności i rozmaitych patologii, które były chlebem powszednim w PRL – u? Takie myślenie to był błąd i dlatego projekt pod nazwą III RP się nie mógł udać. Nie z tymi ludźmi, nie w takiej formie.
Gruba kreska, okrągły stół – to był majstersztyk komunistycznego aparatu władzy, który chciał, mówiąc kolokwialnie, mieć ciastko i zjeść ciastko. I to się mu udało, z małymi wpadkami, ale jednak suma sumarum , system jest na plusie. Poszło gładko, „szuje i łajdaki rozpanoszyły się”, jakby dosadnie podsumował obecny stan państwa Józef Piłsudski.
A wystarczyło u progu III RP zastosować wobec pozostałości PRL – u metody, jakimi zwalcza się nowotwory: chorą, zrakowaciałą tkankę usunąć skalpelem, z dużym zapasem, uniemożliwiając jej nawrót drastyczną chemio terapią.
Jednak w Polsce dano wiarę szarlatanom, którzy szeptali zaklęcia, że można ciężką chorobę wyleczyć bez ingerencji chirurga, ba, nawet bez wizyty u lekarza. Wystarczą czary mary, ziółka i gusła.
I niestety, pacjent zmarł.
Brzmi drastycznie, ale taka jest prawda: Polska jest państwem, które chyli się ku upadkowi w niezwykle szybkim tempie. Można pukać się w głowę, śmiać się i poprawiać sobie humor myśleniem życzeniowym, czy wyładowywać swoją agresję na politycznych adwersarzach, ale każdy, kto nie zatracił zmysłu obserwacji i potrafi czytać widzi, że za wiele czasu nam nie zostało.
Smoleńsk był takim mocnym akcentem, który miał nas znowu sprowadzić do „parteru”, pozbawić wykształconej z tak wielkim trudem elity propaństwowej, zdziesiątkować największa partię opozycyjną, a nawet pozbawić ją przywództwa. I niestety, to się udało. Już nigdy nie będziemy tacy sami, Smoleńsk jest cezurą, po której wszystko jest już inne: jesteśmy już zdefiniowani, zaprzysiężeni prawdzie, albo kłamstwu.
O kondycji naszego państwa wiele mówią wydarzenia mające miejsce po 10 kwietnia, kiedy to instytucje państwa polskiego, utrzymywane z podatków Polaków, dopuściły się skandalicznych zaniedbań i celowych działań, mających na celu uniemożliwienie poznania prawdy o wydarzeniach kwietniowego poranka. Dla każdego zdrowo myślącego człowieka stało się jasne, że przekroczyliśmy granice, za którą jest już tylko równia pochyła.
Przecież te hołdy w Moskwie i Berlinie, te uwłaczające naszej godności wizyty byłych kagiebistow, jeżdżących sobie incognito po Polsce, te „wykłady” Ławrowa, wreszcie rura na dnie Bałtyku, rakiety w Kaliningradzie, otwarcie granicy z tym zmilitaryzowanym regionem, jawne kpiny jakichś dziennikarzy rosyjskich, którzy widzą za granicą swojego państwa już tylko Niemcy – to są właśnie symptomy zbliżającego się upadku, nieuchronnego końca. A zniszczenie naszego święta Niepodległości? Czy to nie jest jasny sygnał, że mamy problem, że niepodległość to tylko pusty slogan, który dla wielu mieszkańców Polski jest synonimem faszyzmu?
I kiedy czytam piątkowy wywiad w Naszym Dzienniku z oficerem BOR, który opowiada historie z życia tej formacji, mrożące krew w żyłach, a przypominające opowieści byłych żołnierzy ze zdegenerowanych sowieckich jednostek wojskowych, to ja już wiem, że nic się nie da zrobić. Nowotwór przeżarł wszystko, są przerzuty, a organizm państwowy, choć jeszcze, jako tako spełnia swoje funkcje życiowe, to jego dni są policzone.
Czy w państwie, które ma przed sobą przyszłość, jakąkolwiek, mniej lub bardziej świetlaną, szef służby odpowiedzialnej za bezpieczeństwo najważniejszych osób w państwie, może w kwestii największej powojennej tragedii Polski wypowiadać takie słowa do oficerów BOR, niczym Ojciec Chrzestny i być pewnym swojej posady?
„Nie martwcie się panowie, będzie dobrze. My wszystko wiemy, wiemy, jaka była prawda. Ale pamiętajcie, jeżeli coś będzie nie tak, to my wiemy, co powiedzieć i powiemy więcej".
Przed wiekami pewien ksiądz napisał kazanie, niezwykle aktualne, które chciałabym zadedykować panu Janickiemu, wszystkim politykom, dziennikarzom , chyba że już mają szalupy ratunkowe przygotowane:
„Gdy okręt tonie, a wiatry go przewracają, głupi tłomoczki i skrzynki swoje opatruje i na nich leży, a do obrony okrętu nie idzie, i mniema, że się sam miłuje, a on się sam gubi. Bo gdy okręt obrony nie ma, i on ze wszytkim, co zebrał, utonąć musi.
A gdy swymi skrzynkami i majętnością, którą ma w okręcie, pogardzi, a z innymi się do obrony okrętu uda, swego wszytkiego zapomniawszy: dopiero swe wszytko pozyskał i sam zdrowie swoje zachował.
Ten namilszy okręt ojczyzny naszej wszytkich nas niesie, wizytko w nim mamy, co mamy. Gdy się z okrętem źle dzieje, gdy dziur jego nie zatykamy, gdy wody z niego nie wylewamy, gdy się o zatrzymanie jego nie staramy, gdy dla bezpieczności jego wszytkim, co w domu jest, nie pogardzamy: zatonie, i z nim my sami poginiemy”.
http://www.naszdziennik.pl/index.php?dat=20111125&typ=po&id=po27.txt
Polecam prezentacje przed Zespołem Parlamentarnym wyników badań profesorów Biniendy i Nowaczyka:
http://fotoszop.salon24.pl/367989,prezentacje-przed-zespolem-parlamentarnym
Inne tematy w dziale Polityka