Martynka Martynka
1280
BLOG

UPIÓR NIEMIECKIEJ EUROPY

Martynka Martynka Polityka Obserwuj notkę 17

 

Coś niedobrego się dzieje wokół nas, a dowodem są nerwowe i  niepokojące ruchy ze strony rządu, przedziwne wycieczki Sikorskiego do Berlina i skandaliczne słowa przezeń wypowiadane. Czy  chodzi wyłącznie o  finansowy, ekonomiczny kryzys krajów UE, czy może istnieją  przesłanki, mające nieco inne podłoże, które by tłumaczyły takie, a nie inne działania rządu?
We wrześniu minister Rostowski podczas debaty w PE na temat kryzysu w strefie euro zszokował wszystkich swoją mocną wypowiedzią:
Europa jest dziś w niebezpieczeństwie, a jeśli rozpadnie się strefa euro, to i UE tego szoku długo nie przetrwa”.
Pytany przez dziennikarzy, co miał na myśli i dlaczego użył takich mocnych słów, odrzekł, że nie należy się martwić, bo jeżeli  dojdzie do jakiejś katastrofy wojennej, to na pewno nie wcześniej niż za 10 lat, więc na razie to jest zupełnie hipotetyczne zagrożenie.
Kilka dni temu szef MSZ wykonał manewr, który wprawił wielu w osłupienie i wywołał burzę. 
Minister polskiego rządu udał się do Berlina, by tam na forum Niemieckiego Towarzystwa Polityki Zagranicznej, nie informując o tym Polaków, błagać Niemcy o wzięcie w swoje ręce pełnej odpowiedzialności za ratowanie Europy (dosadniej: wzięcie za twarz), a więc przejęcie pełnej kontroli nad finansami państw członkowskich, z możliwością wnoszenia swoich korekt w krajowych budżetach oraz wdrażanie systemu kar. Propozycje Sikorskiego złożone w Berlinie szokują i słusznie, bo oto polski rząd w osobie ministra spraw zagranicznych zdecydował się  na ruch, którego skutkiem jest de facto oddanie większości prerogatyw państwowych obcemu państwu. Infantylne tłumaczenie się ze swoich słów ministra na berlińskim forum, wzbudza niesmak:
Politykę handlową oddaliśmy, prowadzi ją za nas Komisja Europejska i dzięki temu mamy lepsze warunki. Zgadzając się na wejście do Schengen, oddaliśmy politykę kontrolowania granic i musieliśmy wprowadzić wizy dla naszych wschodnich sąsiadów, ale dzięki temu możemy się poruszać bez paszportów. I teraz jest znów podobnie: trochę mniej swobody za znacznie więcej bezpieczeństwa”.
Sikorski nie omieszkał , wzorem ministra Rostowskiego, postraszyć wizją wojny, przywołując przykład Jugosławii i dodając, że sprawy wspólnej waluty, to są sprawy życia i śmierci, wojny i pokoju.
Chciałoby się w tym miejscu przywołać słowa Józefa Piłsudskiego z 1917 roku, kiedy to powiedział z właściwą sobie pasją:
„Jeżeli nie jesteśmy zdolni do rządzenia się sami, to uwiecznijmy okupację!”.
 
Cóż takiego się stało, że Sikorski zdecydował się na tak desperacki krok, przywodzący na myśl niechlubne czasy przedrozbiorowe? Obecny rząd zrobił gigantyczny dług, nie ma pomysłu na ratowanie zrujnowanych przez siebie finansów, poza jakimiś propagandowymi hasłami. Wszedł w przedziwne i nie do końca przejrzyste układy z Moskwa, w wyniku których całkowicie złożył broń po 10 kwietnia, godząc się na przeczołganie, największe kompromitacje i zredukowanie polskiego głosu w relacjach z Moskwą do zera, czego dowodem są wycelowane w nasz kraj rakiety Iskander, pomimo zapewnień o świetnych relacjach( w czasach rządów Kaczyńskiego i prezydentury Lecha Kaczyńskiego, Moskwa nie zdecydowała się na tak wrogi akt, choć stosunki ponoć były napięte). Następnie zgodził na skrajnie złą i w części utajnioną umowę gazową, wiążącą nasz kraj na kilkadziesiąt lat, wreszcie zdecydował się na otwarcie granic z regionem kaliningradzkim, co jest bardzo złym ruchem z punktu widzenia polskich interesów. Opowiadanie bredni o szansie dla północnych rejonów Polski na rozwój można włożyć między bajki, skoro  blisko 80% kaliningradzkich przedsiębiorstw jest kontrolowanych przez mafię.
Tak więc polski rząd doprowadzając polską rację stanu do karykatury i śmieszności, teraz z jakichś niejasnych dla ogółu przyczyn zdecydował się uciec do Berlina z żałosnym okrzykiem: ratujcie!
Dzieje się to w chwili, kiedy cała Europa mniej lub bardziej otwarcie oskarża właśnie Niemcy o eskalację kryzysu i chęć zrobienia na nim interesu stulecia, w postaci uzyskania hegemonii ekonomicznej i politycznej na całym kontynencie. Mało tego, rząd Tuska  puka do bram Berlina w sytuacji, kiedy ten zacieśnia współpracę z Rosją, czego widomym znakiem jest huczne otwarcie projektu polityczno-ekonomicznego pod nazwą Nord Stream.  Czy stało się coś, o czym nie wiemy? Czy może jednak apetyty wschodniego sąsiada wzrosły, żąda większych wpływów?  Czy nie jest tak, że  Polska stała się  po raz kolejny w historii elementem targów między dwoma sąsiadami, w związku z czym polski rząd uznał, że i tak nic nie wskóramy, wiec należy się poddać Berlinowi zanim będzie za późno? Przecież te peany na cześć Niemiec, aż mdlą. Czy czasem nie odbywa się na „naszym podwórku” jakaś walka o wpływy pomiędzy ludźmi Moskwy i ludźmi Berlina? Czy niedawne wydarzenia, jak aresztowanie Czempińskiego, nie są  tu jakąś wskazówką, że właśnie z tym mamy do czynienia?
W Europie wrze, politycy, dziennikarze otwarcie mówią o zagrożeniu upiorem niemieckiej Europy, co można było  przeczytać na łamach dziennika Le Monde z 29 listopada br. w artykule „Europa niemiecka?” Dziennik przytacza szereg wypowiedzi osób związanych z francuskim rządem, z których przebija  obawa o przyszłość Europy w takim kształcie, jaki się obecnie rysuje, a więc pod batutą Niemiec. Francuzi mówią otwarcie o groźbie konfliktu w sytuacji, gdyby Niemcy przejęły całkowita kontrolę nad Europą.
Wypowiedzi w stylu „W ubiegłym stuleciu Berlin napisał wyjątkowo niszczycielski rozdział w europejskiej historii. Teraz ponownie chwycił za pióro”,nie są odosobnione. I mówią to Francuzi, którzy nie doznali od Niemców takich krzywd, jak my. Tymczasem w Polsce nie wolno w ogóle  publicznie przywoływać historycznych skojarzeń, źle mówić o Niemcach, czy choćby wyrażać swoich uzasadnionych historycznie obaw. Mamy nie wspominać o samonarzucających się porównaniach do wieku XVIII, do międzywojnia, bo to jest nie na miejscu, oszołomskie i niepostępowe. A tu proszę Francuzi, Anglicy bez żadnych kompleksów, czy obaw przywołują historyczną rolę Niemiec w XX wieku. W Polsce wszelkie obawy, wyrażane między innymi przez Jarosława Kaczyńskiego, są wyśmiewane i wyszydzane w mediach, a tymczasem należy o to pytać, pokazywać skutki takich, a nie innych działań, zanim będzie za późno.
Tu nie chodzi o jakąs partię, czy konkretnego polityka, tu nawet nie chodzi o najbliższy rok, czy pięć, ale o nasze państwo, niepodległość, która w naszym położeniu geopolitycznym jest niezwykle ważna dla przyszłości.Po prostu to, czy bedziemy nieodleglym państwem, to być, albo nie być, nie ma stanów pośrednich. Wiemy z historii, ze pewne decyzje niosą dalekosiężne skutki i stają się przyczyną wielowiekowych dramatów. Polska to nie jest poletko doświadczalne jednej, czy drugiej partii, ale nasz wspólny obowiązek.
Nikomu, nawet rządowi z demokratycznym mandatem nie wolno handlować naszą niepodległością, choćby za cenę rzekomego zwiększenia bezpieczeństwa. Jeżeli rząd nawarzył piwa, wdając się w nieodpowiednie układy, to niech to piwo sam pije, a nie skazuje następne pokolenia Polaków na niepewny los pod kuratelą niemieckich urzędników.
 
 
                                                                              ***
 
                                                                          Art. 5.
Rzeczpospolita Polska strzeże niepodległości i nienaruszalności swojego terytorium, zapewnia wolności i prawa człowieka i obywatela oraz bezpieczeństwo obywateli, strzeże dziedzictwa narodowego oraz zapewnia ochronę środowiska, kierując się zasadą zrównoważonego rozwoju.
 
 
 
 
 
 
 
 
Martynka
O mnie Martynka

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (17)

Inne tematy w dziale Polityka