Martynka Martynka
2107
BLOG

SEKTA PANCERNEJ BRZOZY W AGONII

Martynka Martynka Polityka Obserwuj notkę 78

 

 

Od kilku dni profesor Wiesław Binienda spotyka się  z polskimi naukowcami, sympatykami, czy po prostu złaknionymi prawdziwych informacji na temat katastrofy smoleńskiej Polakami, a sądząc po frekwencji zainteresowanie jest olbrzymie.  Mimo iż  na temat spotkań, ich terminów jest cisza w głównych mediach,  Polacy tłumnie na nie przybywają, by nie tylko posłuchać profesora, ale też wyrazić swoje poparcie dla jego pracy. Miałam zaszczyt uczestniczyć w jednym z takich spotkań, które odbyło się dzisiaj w Krakowie na Uniwersytecie Jagiellońskim. Wbrew zaklęciom polityków i dziennikarzy zainteresowanie Smoleńskiem nie maleje, ale w miarę publikacji nowych ustaleń ZP wzrasta i to w tempie oszałamiającym. Nie tylko moherowe babcie są zainteresowane, ale bardzo wielu młodych ludzi, co pokazało dzisiejsze spotkanie na UJ.  To jest lawina, której już nie da się zatrzymać. Ludzie w swojej większości czują, że oficjalna wersja nie odpowiada rzeczywistości.

 Jak na tle  profesora Biniendy, jego badań, wypadają głosiciele rosyjskich kłamstw, członkowie tzw.  sekty pancernej brzozy, twórcy nowej metodologii  badań opartej wyłącznie na wierze? Patrząc przez pryzmat choćby dzisiejszego wykładu wypadają bardzo marnie, by nie rzec żałośnie. Nie dziwi więc, że nie szukają na wykładach konkretnej informacji, czy uzupełnienia swojej wiedzy, ale przede wszystkim czyhają na jakąś słowną wpadkę, bo o merytorycznej nie mają nawet co marzyć. Profesor jest w doskonałej formie, przygotowany na każde pytanie.  Jak na rasowego naukowca przystało, nad którym nie wisi widmo „homo sovieticus”, czuje się pewnie w temacie, a jego siłą są wyniki badań i symulacji, które były weryfikowane przez kilku, niezależnych naukowców, między innymi głównego konstruktora Boeinga oraz specjalizującego się w aerodynamice  profesora z MIT.

Profesor Binienda na wstępie wykładu przedstawił swój warsztat pracy, metodologię i rodzaje  badań, którymi na co dzień się zajmuje. Mogliśmy się  między innymi dowiedzieć, iż profesor jest współtwórcą nowego materiału kompozytowego, który posłużył do obudowy silników odrzutowych w najnowszych Boeingach 787 „Dreamliner”. Na tym przykładzie naukowiec  szczegółowo wyjaśnił , na czym polegają wirtualne eksperymenty, jaka jest ich dokładność  oraz w jaki sposób przekładają się na rzeczywistość. Okazuje się, wbrew twierdzeniom wyznawców rosyjskiej wersji wydarzeń, dla których „czucie i wiara” Putina  silniej mówi, niż „szkiełko i oko” Biniendy, że tego typu wirtualne symulacje przy użyciu programu LS Dyna 3D, są z powodzeniem stosowane do testowania różnych elementów konstrukcji samolotów (silniki odrzutowe, skrzydła, fragmenty kadłuba itp.), a ich wyniki są uznawane za wiarygodne i w pełni odzwierciedlające rzeczywistość do tego stopnia, że często tylko raz powtarza się eksperyment w realu.  Wielu nie zdaje sobie sprawy, że wsiadając do boeinga, czy embraera, wsiadają do samolotu, którego testy w dużej mierze były wykonywane wirtualnie.

Po  zaprezentowaniu zalet i wiarygodności wirtualnych eksperymentów, profesor Binienda omówił przypadek katastrofy smoleńskiej, ze szczególnym uwzględnieniem przypadku uderzenia skrzydła w brzozę.  Wyjaśnił, skąd wziął tzw dane początkowe i krok po kroku omawiał sposób przeprowadzenia eksperymentu. Okazało się, że zespół profesora Biniendy nie tylko dokonał symulacji numerycznej, ale także w warunkach laboratoryjnych odtworzył fragment skrzydła, które poddano działaniu sił, jakie musiałby na nie oddziaływać w czasie uderzenia w brzozę. Dodatkowo profesor Binienda zweryfikował wszystkie możliwe warianty badanego zdarzenia:  w skrajnym przypadku przyjął brzozę grubszą od najgrubszej, podanej w raporcie MAK (40cm) i dodał jeszcze 10 %, co dało wynik – 44 cm średnicy.  Jednocześnie maksymalnie osłabił skrzydło Tupolewa, które w rzeczywistości jest dużo solidniej zbudowane od skrzydła Boeinga ( w TU 154 są 3 dźwigary, wzmacniające konstrukcję skrzydła, a w Boeingach  tylko 2 ) i wykonał symulację. Niezależnie od konfiguracji samolotu, skrzydło przy uderzeniu w brzozę zostaje uszkodzone na długości około 60 cm, ale ostatecznie ją przecina, nie tracą przy tym swoich właściwości aerodynamicznych.   Co ważne, żaden z dźwigarów nie zostaje złamany!

Symulacja  nie odzwierciedla w pełni rzeczywistości, bo czyni ją skrajnie niekorzystną dla skrzydła. Rzeczywistość jest  o wiele smutniejsza dla miłośników pancernej brzozy. Według analizy parametrów lotu ten samolot nigdy nie znalazł się na wysokości 5 metrów, jak chciał MAK i komisja Millera i nigdy nie wykonywał akrobacji właściwych samolotom F16 lub takim, których jeszcze nie skonstruowano. Warto podkreślić, iż kolejnym dowodem na zupełnie inną trajektorię lotu , jest brak jakichkolwiek uszkodzeń w drzewostanie, który musiałby być znacznie uszkodzony, a drzewa i krzaki wycięte przez lecący na 5 metrach samolot .

Profesor Binienda prezentował także szereg symulacji, które pokazywały zachowanie się kadłuba po upadku z 10 metrów, zarówno w pozycji normalnej, jak i odwróconej. I znowu wnioski zupełnie sprzeczne z tym, co nam pokazywano przez dwa lata: samolot w żadnym z przypadków nie rozpada się na trudno identyfikowalne elementy. Owszem, kadłub  łamie się na 2-3 części, tudzież zgnieceniu ulega dziób, ale nigdy nie dochodzi do rozerwania kadłuba w taki sposób, jak doszło do tego w Smoleńsku, kiedy to obie burty zostają wywinięte na zewnątrz. W symulacjach upadku, niezależnie od konfiguracji, tylko jedna  burta ulega wywinięciu, ale nigdy nie dochodzi do rozerwania ciągłości kadłuba, wręgi zostają zgniecione, ale nie przerwane.

Tylko w jednym przypadku, znanym nauce, dochodzi do tego typu uszkodzeń: w sytuacji eksplozji wewnątrz kadłuba. Z informacji, jakie dotarły do mnie po konferencji na Politechnice Warszawskiej wynika, iż  wśród naukowców jest świadomość, że samolot został rozerwany, a ewentualne uderzenie w brzozę zakończyłoby sie jej ścięciem. Wielu wyrażało przekonanie, że wygląd wraku nie świadczy o tym, że działały nań siły ściskające, lecz rozrywające.

 

 Spotkanie w Krakowie zakończyło się apelem ze strony profesora Biniendy, by wesprzeć jego badania, podjąć się dzieła  ich weryfikacji, do czego należałoby zaangażować władze państwa, co zostało skwitowane spontanicznym, ale gorzkim śmiechem.   Niestety, niektórzy z pytających wydawali się być zaimpregnowani na wiedzę, bo po tak wyczerpującym wykładzie głośno się zastanawiali, kierując swoje wątpliwości w stronę profesora, czy aby uwzględnił fakt, iż skrzydło mogło być „zmęczone” i łatwiej ulec destrukcji. Pytanie może i zasadne, gdyby nie fakt, ze profesor podczas całego wykładu wielokrotnie podkreślał, iż celowo pozbawił swoje doświadczalne skrzydło wielu elementów wzmacniających, przez co było ono słabsze od tego realnego. W tym zakresie celowego osłabienia skrzydła można również uwzględniać ewentualne zmęczenie materiału. Ktoś inny zastanawiał się, czy aby skrzydła nie pocięły okoliczne krzaki. Niech komentarzem będą słowa przysłowia : „mądrej głowie dość dwie słowie”.

Dzisiejsza, żenująca wrzutka, jakoby profesor Binienda przyznał się do błędu, pokazuje, że sekta pancernej brzozy jest w agonii. „Pancerniacy” wystrzelali już całą amunicję, zostali obnażeni.

 

Zobacz galerię zdjęć:

Martynka
O mnie Martynka

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (78)

Inne tematy w dziale Polityka