Przeczytałam już kilka notek na temat „jak się zachować wobec marszu Rosjan ulicami Warszawy”, a w każdej zestaw porad , wskazówek i spostrzeżeń. Jak słusznie zauważył bloger Szczurbiurowy, dzisiejszy dylemat: walczyć czy nie walczyć, jest karykaturą dylematów, jakie mieli nasi przodkowie, bo trudno porównywać sytuację realnej walki o niepodległość z marszem kibiców, nawet jeżeli pośród nich będą funkcjonariusze tajnych służb, a który może okazać się po prostu marszem, bez gorszących scen. Fakt, ze jednak pojawia się ten dylemat pokazuje słabość państwa polskiego, a także, co jest chyba najsmutniejsze, porzucenie obywateli przez władze w sytuacji zagrożenia z zewnątrz i niewiarę w to, że państwo zda egzamin, ochroni obywateli. Jak bowiem interpretować nadzwyczaj przyjazne gesty władz państwa i miasta Warszawy, traktujących w sposób szczególny prośbę Rosjan, którzy pomimo iż nie spełnili formalnych wymogów, dostali zgodę na marsz? Choć premier wzywał kilka dni temu do wspólnego maszerowania z Rosjanami, wladze Warszawy uniemożliwiły to Polakom, utajniając trasę. Decyzja władz Warszawy budzi zdziwienie i niepokój, szczególnie po wczorajszych "wyczynach" rosyjskich kiboli we Wrocławiu.W tej arcytrudnej sytuacji, wobec której postawił nas rząd, każdy gorączkowo myśli, co tu zrobić, reagować, czy pozostać obojętnym? Nie łudźmy się, ton wydarzeniom 12 czerwca będą nadawać zawodowi prowokatorzy, przeszkoleni w tego typu akcjach, którzy mogą chcieć ugrać jakiś interes dla pułkownika prezydenta, co widać było w poprzedzającej ich przyjazd kampanii medialnej w samej Rosji . O jaki interes może chodzić? Czy planując taką prowokację, w sytuacji już i tak zaognionej po Smoleńsku, Władimir Putin chce wywołać burdy, skompromitować Polskę w oczach świata, pokazać, jacy jesteśmy słabi i niewiarygodni? Czy może chce się dowiedzieć , na ile Polacy już dojrzeli do nowego porządku, albo do następnego kroku na drodze "pojednania" z Moskwą, by stać się na powrót strefą jej wpływów ?
Większość zdając sobie sprawę z tego, iż najprawdopodobniej czeka nas seria prowokacji, które mogą każdego Polaka dotknąć do żywego, nawołuje do całkowitej obojętności, wręcz zejścia z drogi rosyjskim prowokatorom, jednym słowem mamy zostawić Warszawę Rosjanom i lękliwie wyglądać zza firanek.
Przyznam szczerze, że mam z tym poważny problem, bo oczywiste jest, że byłoby czymś głupim, nierozsądnym uleganie prowokacjom, poruszanie się w rytm melodii rosyjskich służb. Jednak nie możemy popaść w paranoję nieulegania prowokacjom. Owszem, nie należy reagować na zaczepki chuligana, która podpity zaczepia nas na ulicy, ale jeżeli ten chuligan wchodzi do mojego domu, terroryzuje domowników i zaczyna demolować mieszkanie, a policja mówi, ze ma to gdzieś, to nie mogę nie reagować, bo to jest już tchórzostwo ubrane w rzekomy rozsądek. Należy pamiętać, że ten marsz, a właściwie to, co na nim może się wydarzyć, to nie będzie jedyny incydent, czy jak dotąd jedyna prowokacja, ze strony rosyjskich służb, na którą można machnąć ręką. To będzie kolejny, licząc od 10 kwietnia 2010 r. z wielu już aktów mających na celu upokorzenie nas, jako państwa, co daje ludziom spod znaku KGB/GRU patologicznie pojętą radość i realne korzyści. Nie chodzi o to, by zaczynać burdy, czy kogoś napadać w szale mniej lub bardziej uzasadnionej złości, czy irytacji, ale należy obserwować , filmować, reagować i zmuszać odpowiednie służby do reakcji, gdy będzie dochodziło do gorszących scen. Jeżeli Polacy przymkną oko, nie przypilnują tych spraw, to pułkownik Putin otrzyma jasny sygnał i czytelną diagnozę stanu naszej świadomości: Polska jest nasza, odwojowana. Ten sam sygnał otrzyma świat, a po nagonce w zachodnich mediach na nasz kraj, przymknie oko na ewentualne dalsze, groźniejsze w swej wymowie prowokacje pułkownika Putina.
Kiedy myślę o sytuacji, jaka nas czeka za kilka dni, przypomniałam sobie pewien rozkaz wydany 17 września 39’, który narobił więcej szkody, niż pożytku, a przez wielu oficerów polskich został potraktowany jako sowiecka prowokacja: „z bolszewikami nie walczyć”. W zamyśle jego twórcy miał na celu ocalenie jak największej liczby polskich żołnierzy, a w efekcie spowodował, że wielu zamiast walczyć, poddawało się bolszewikom, by skończyć w dołach Katynia.
Dlatego na pytanie, co robić odpowiem tak: nie reagować na prymitywne zaczepki, ale być czujnym, wszystko nagrywać, również brak reakcji ze strony polskich służb, które powinny chronić przede wszystkim swoich obywateli. Nie bójmy się bronić drogich nam spraw, bo skulone postacie, przestraszone oczy i zgięte karki to równie groźny przekaz, co chuligańskie wybryki.
Inne tematy w dziale Polityka