(Piotrowi Dwojackiemu w komentarzu)
Do produkcji biogazu potrzeba wysokokalorycznych substratów. Dlatego też sugerowane przez Pana przeznaczanie odpadów leśyche na jego potrzeby to zero, zero, nic. Odpady rolne są bardziej kaloryczne, ale ich ilość już dziś stanowi margines (promil) potrzeb produkcyjnych biogazu. Podobnie odpady komunalne – ich ilość to jedynie ciekawy ale tylko dodatek.
Kiszonkę z kukurydzy do produkcji biogazu (ale analogicznie również z innych roślin) robi się z całych roślin - z ziarnem (tu: z kolbą). Kiszonkę można też zrobić z kukurydzy bez kolby, ale wtedy ma ona walor jedynie nawozu.
"Energetyczności", czyli potencjału biogazu, kiszonce nadaje kolba kukurydziana (ziarna). To one przez swoją zawartość skrobi są źródłem przyszłego metanu powstałego w wyniku fermentacji. Dlatego też produkcja biogazu bazując na samych odpadach (resztkach) poprodukcyjnych jest nieopłacalna. I dlatego też rozwój bioenergetyki (biogazowni) powoduje perturbacje na rynkach żywności. Opierając się na istniejących areałach uprawnych, aby dostarczyć substraty potrzebne do produkcji biogazu należy ująć je z rynku produktów żywnościowych. Albo pasz dla zwierząt (właśnie kiszonki np.: kukurydziane, pasze zbożowe, etc.) albo roślin olejowych lub zbożowych (rzepak, soja, etc.). Dlatego też przestawianie kierunku produkcji istniejących gospodarstw rolnych z produkcji na potrzeby paszowe/spożywcze na potrzeby energetyczne powoduje wzrost cen żywności.
Podwyżki cen zbóż, ryżu, kukurydzy, olejów w latach 2005-2008 były spowodowane głównie rozwojem rynku biopaliw, choć i zwiększeniem „apetytu” i możliwości konsumenckich ludności dotąd biednych krajów azjatyckich (Indii, Chin). Teraz stoimy przed kolejnym zagrożeniem dla cen żywności. Rozwój biogazowi to kolejny odbiorca produktów rolnych, konkurent w ich konsumpcji w stosunku dla ludności. Rezygnacja z biogazowi w Polsce w dobie globalizacji nie jest natomiast rozwiązaniem mogącym zabezpieczyć ten segment rynku przed kolejnym szokiem cenowym.
Czy biogazownie to może być biznes opłacalny dla inwestora ale i dla państwa, możemy przekonać się na przykładzie naszego zachodniego sąsiada. Tam istnieje już kilka tysięcy biogazowni, głównie produkujących "zieloną energię elektryczną". Ostatnio jednak zaczynają powstawać również biogazownie produkujące biometan. A cechą charakterystyczną ostatnich inwestycji jest wzrost ich wielkości. To już nie tylko obiekty o mocy procukcyjnej 300...500kWe, ale już o mocach 2…5We lub produkujące po 20mln Nm3 biometanu (tj. tyle, ile rocznie potrzebuje 10.000 domów jednorodzinnych na cele bytowe).
Polski rolnik nie jest instytucją charytatywną, dlatego też mając do wyboru uprawę niskodochodowych produktów, albo pasz dla rodzimych hodowców, wybierze tego odbiorcę, który mu więcej zapłaci. A więc coraz częściej dzisiaj zdarzają się np.: w Niemczech (na terenach przygranicznych) importerzy naszych roślin energetycznych (rolę gra tu jeszcza kwestia kosztów logistyki substratów).
Stąd mój pomysł aby połączyć niewykorzystany potencjał użytków rolnych leżących odłogiem, jako bazę dla produkcji na potrzeby bioenergetyki (biogazu).Nie wszystkie ziemie da się w tym celu wykorzystać, ponieważ są to ziemie różnych klas a np.: rzeczona kukurydza ma też swoje określone minimalne wymagania glebowe. Niemniej jednak ich przeznaczenie na cele energetyczne zapobiegnie zmianie przeznaczenia części ziem rolnych z produkcji „spożywczej” na „energetyczną”. Mówiąc bardziej obrazowo – zapobiegnie to drastycznym podwyżkom cen chleba i mięsa (bo to jest właśnie taka alternatywa).
Budowa biogazowi nie wymaga wcale migracji ludności. Budowa infrastruktury to głównie konieczność budowy linii energetycznych (przy produkcji prądu). Ale w rejonie głównie zachodnio-pomorskim, gdzie jest niedobór elektrowni, kilkadziesiąt rozsianych źródeł energii, każde o mocy 1…5MW
e, to jak średniej wielkości elektrownia o dużo większej niezawodności pracy. W przypadku produkcji biometanu to budowa sieci gazowych średniego ciśnienia. W tym rejonie i tak ma powstać magistrala gazowa prowadzona z terminalu w Świnoujściu. Jest to więc kwestia rozwoju lokalnych sieci gazowych i zasilania okolicznych miast, podobnie jak to się dzieje w przypadku lokalnych ujęć rodzimych kopalni gazu.
Struktura ziem uprawnych w Polsce wygląda w ten sposób, że w dużym uproszczeniu wschód i południe Polski to duże rozdrobnienie gospodarstw i duży głód ziemi. Stąd w tych rejonach jest mało potencjału dla tworzenia biogazowi. Gdyż jeśli będą tam powstawały, to zawsze kosztem innych upraw.
Wolna ziemia leżąca często odłogiem jest natomiast dostępna na terenach tzw. ziem odzyskanych (albo inaczej mówiąc popegeerowskich). Jeśli gdzieś miałby powstawać biogazownie na cele energetyczne lub produkcji biometanu, to głównie tu.
Powstanie spółek (grupy kapitałowej spółek?) zajmujących się jednocześnie produkcją kiszonek dla biogazowi oraz prowadzących te biogazownie, mogłoby stanowić też rozwiązanie pewnego problemu politycznego – komu sprzedać ziemie należące do Agencji Rolnej: obcokrajowcom (mającym kapitał, ale „obcym”), wielkoobszarowym rolnikom (małomedialne hasło - latyfundyści), rolnikom małorolnym (bez kapitału, więc płacącym za ziemie w wieloletnich ratach), inwestorom (tu kłanialiby się inwestorzy typu p. ”Piskorski", co w żadnej mierze nie jest ani "polityczne" ani "medialnie poprawne").
Wydzielenie z PGNiG spółki inwestującej w uprawę roślin energetycznych rozwiązałoby ten problem. Ziemia by pozostała w posiadaniu spółki w dużej części państwowej. Zaś sam inwestycja sfinansowana zostałaby z funduszy przeznaczonych na „poszukiwanie” nowych źródeł gazu.Dla polityków byłaby również zachęta – do obsadzenia kilkadziesiąt wysokich stanowisk w zarządzie i radzie nadzorczej nowych spółek oraz kilkaset miejsc „w terenie”.
Techniczne i operacyjnie jest to do przeprowadzenia. Strategicznie to sposób na dywersyfikację zaopatrzenia w gaz (metan). Inwestycyjnie nie jest to tanie (inwestycje w zaopatrzenie prądu i gazu nigdy nie są zresztą tanie), ale nie jest to też abstrakcyjne horrendum. Eksploatacyjnie pozostawia jeszcze trochę do życzenia, ale wystarczy rok, dwa, wzrost cen ropy do 150 $l/baryłkę (obecnie jest już 70…80) i związanej z tym ceny gazu, a biznes zacznie domykać się finansowo. Ale podkreślam raz jeszcze – tylko pod warunkiem zagregowania w jednej grupie kapitałowej biogazowi i gospodarstwa rolnego. W przeciwnym razie biogazowniom grozi niestabilność poziomu cen substratu, co może rozłożyć finanse działalności.
A o tym, że i Polska i Unia dopuszczają do inwestycyjnych horrendum w zakresie energetyki i ekologii, a nawet je dofinansowują, postaram się napisać w kolejnych postach.
kontestator bolszewizmu, wróg nazizmu, antagonista faszyzmu, tępiciel hipokryzji, nieprzyjaciel pisizmu, krytyk klerykalizmu, sympatyk rozsądku, powściągliwości, zrównoważenia, trzeźwości, racjonalizmu, humanizmu, panenteista, Namolna bolszewia będzie banowana
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Gospodarka