Jest tajemnicą poliszynela, że Brytyjczycy nie lubią swojej ordynacji wyborczej. I to mimo tego, że jest stawiana za wzór czy to na Rumunii czy to w Polsce w środowiskach zarówno politycznych (PO) jak i akademickich.
A jednak wyborcy z wysp swój własny system uważają za anachroniczny, a podziw nad tym systemem za wielce niezrozumiały. Może warto, aby Ruch na rzecz JOW otworzył filię w Wielkiej Brytanii i tam przekonywał obywateli i wyborców o wyższości tego systemu wyborczego nad alternatywą np. proporcjonalną?
Warto zresztą zacząć od samej góry, czyli od Gordona Browna, który w ramach 'wzmacniania demokracji' przebąkuje coś o reformie ordynacji wyborczj na cosik bardziej sprawiedliwego.
W ramach wzmacniania demokracji Gordon Brown zaleca tworzenie sądów obywatelskich, spotkań społecznościowych z elektami oraz - o zgrozo! - zmianę sposobu wyboru tychże elektów. Obywatele w Wielkiej Brytanii są bowiem stawiani pod ciężkim wyborem - zignorować swoje prawdziwe preferencje wyborcze lub zagłosować i zmarnować swój głos.
Na razie Brown niezbyt głośno wzmiankuje o zmianach, ale parę sugestii wystarczyło, aby prasa zaczęła przebąkiwać o konieczności zmian. Prasa jest za. Obywatele są za. Tylko partie rządzące nie chcą ich posłuchać, bo wiedzą, że oznacza to osłabienie ich władzy.
Zresztą, gdzie tylko było to możliwe społeczności lokalne już dawno odeszli o prostego brytyjskiego systemu. W wyborach do Europejskiego Parlamentu jest ordynacja proporcjonalna, podobnie w wyborach regionalnych w Szkocji, Walii czy w Irlandii Północnej. Nawet pewne wyłomy mają miejsce w Anglii, np. burmistrz Londynu wybierany jest w oparciu o uproszczony system głosowania preferencyjnego (wyborca porządkuje kandydatów od najmniej lubianego do najbardziej).
Już dawno miałaby miejsce reforma ordynacji do Izby Gmin - już w 1998 Raport Jenkinsa wykazał społeczne poparcie dla zmian. Ale tak wtedy jak i dziś główną przeszkodą są wąskie interesy polityczne głównych partii rządzących, czyli laburzystów i konserwatystów.
Szczególnie laburzyści nie mają w tym interesu... proporcjonalne wybory w Walii czy w Szkocji oznaczała upadek partii z piedestału, a istniejąca ordynacja zapewnia laburzystom bezwzględną większość w Izbie przy nieznacznej przewadze sondażowej. Oczywiście myśląc długoterminowo zauważyliby, że w przyszłości do władzy mogą dojść konserwatyści, a wtedy te kilka procent różnicy będzie działać na ich niekorzyść..
Jak na razie rząd Browna nieśmiało coś przebąkuje o konieczności zmian. Jack Straw już wyraził półgębkiem poparcie dla głosu alternatywnego stosowanego w Australii. Ordynacja pozostanie co prawda większościowa, ale pozwala wtedy wyborcom głosować wedle preferencji bez obawy stracenia głosu. W pewnym sensie ujawnia ona niezmanipulowane ordynacją wyborczą rzeczywiste preferencje wyborcze obywateli.
"Without a winking smiley or other blatant display of humour, it is impossible to create a parody of fundamentalism that someone won't mistake for the real thing." - Nathan Poe. Z dedykacją dla denialistów.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka