Dzisiaj stoję sobie grzecznie na przystanku i podziwiam ruch samochodowy. Ciągiem kopcą po trasie automobile zapełnione po brzegi pojedynczym ludkiem. Generalnie mamy samochód (miniczołgi) okupujące średnio przestrzeń 2m x 4m, a w 80% samochodów pojedyncza jednostka.
Chwilę później jadę już autobusem i posuwam się mozolnie w korku. W korku stworzonym przez jednostki i ich osobiste czołgi. Jak tak spojrzeć prawdzie w oczy to cały ten korek stworzone przez owe jednostki, absurdalnie uznające samochód za symbol statusu, dałoby się wpakować w dwa-trzy autobusy i byłoby po korku.
Teraz może pogoda nie najlepsza dla rowerzysty, ale warto się zastanowić jak pogardliwie są w Polsce traktowani ci uczestnicy ruchu. Rower - jak wiadomo - nie truje. Miejsca okupuje nieporównywalnie mniej. Zresztą zalecam poczytanie fajnego komentarze czytelnika Gazety.pl pt. Rower to wróg.
Mam szczerą nadzieję, że Warszawa trafi kiedyś na rozsądne władze, co ruch do centrum ograniczą wzorem Londynu, pobudują parkingi podmiejskie przy trasach komunikacji publicznej i generalnie wywalą dużą część ruchu ze środka miasta. Opcjonalnie wprowadzą rozwiązania skłaniające do dzielenia się samochodem, tak aby zamiast czterech osób w czterech samochodach na trasie zjawi się jeden samochodzik z czterema uśmiechniętymi gaworzącymi ze sobą ludzikami pomykającymi szybciutko po przerzedzonym ruchu warszawskim.
Tak mała idylla/utopia XXI wieku...
p.s. Złamałem obietnicę i napisałem wpis nowy :)
"Without a winking smiley or other blatant display of humour, it is impossible to create a parody of fundamentalism that someone won't mistake for the real thing." - Nathan Poe. Z dedykacją dla denialistów.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka