Czy Obama może wygrać? Wiele osob wspomina o efekcie Bradley'a, czyli o pewnej politpoprawności w Stanach, gdzie ludzie deklarują, że zagłosowaliby na czarnego kandydata, ale jak przyjdzie co do czego to nie głosują.
Z jednej strony mamy pierwsze wyniki. Jeden mówiący, że efektu Bradley'a nie ma - w Iowa, gdzie mamy jedna z najniższych odsetek czarnych w społeczeństwie, wygrał Obama, choć sondaże przepowiadały wygraną Hillary Clinton. Drugi sugeruje, że Bradley nie powiedział ostatniego słowa - Barack w sondażu miał 39%, a zdobył 36%. Wygrała Hillary z wynikiem o 10 pkt proc. wyzszym niż w sondażach.
Teraz pałętają się w mojej głowie trzy nie do końca zdefiniowane myśli:
a) Istnieje 'kobiecy' efekt Bradley'a. W zależności od stanu efekt Bradley'a jest zależny albo od koloru skóry albo od kobiet. W dosyć konserwatywnym i patriarchalnym Iowa deklarowano, że zagłosuje się na kobietę, ale koniec końców wybrano mężczyznę (Baracka i Edwardsa, który uzyskał rewelacyjny wynik). Płeć okazała się ważniejsza od koloru skóry.
b) Stany z wybrzeża są bardziej zakłamane. Polityczna poprawność nie jest z konieczności czymś złym, ale jego karykaturalna postać jest wykrzywieniem całego sensu tego pojęcia. Nieważne co myśleć o środkowej Ameryce (o jej poglądach, stylu życia, itp.) nie można nie zauważyć, że dużo szczerzej wyrażają swoje poglądy. Ciekawostką jest, że tzw. efekt Bradley'a zaobserwowano głównie na wybrzeżu kraju, jak w Kalifornii, Północnej Karolinie, Wirginii, Michigan czy w miastach jak Chicago czy Nowy Jork. Natomiast niektórzy dowodzą, że efekt Bradley'a zanika, co dowodzą za pomocą wyników wyborów w Tennessee czy Maryland. Czyżby politpoprawność z wybrzeża kazało ludziom kłamać sondażowniom, bo nie przystoi nie głosować?
Przy czym warto zauważyć, że w Iowa głosowanie było jawne, przez co mozliwe jest, że ludzie czuli na sobie presję głosowania na czarnoskórego polityka. W New Hampshire już tych oczu nie było i może to spowodowało, że efekt Bradley'a podniósł swoje ochydne oblicze?
c) Efekt Hollywood. Teraz moje nieco bardziej optymistyczne zakończenie. W obecnej Ameryce jedyne media, które realnie kształtują wizerunek kraju to kino i telewizja. W pewnym sensie tworzą oni też wizerunek pewnych grup społecznych. Warto zauważyć, że okres, kiedy Afroamerykanie pojawiali się na ekranach tylko w postaci ról drugoplanowych, grali postacie głównie negatywne (złodziei, zbójców, morderców, gangsterów), a ewentualne sukcesy odnosili tylko czarnoskórzy komicy z Eddie Murphy i Richard Pryor na czele to już echa przeszłości. W latach 90-tych czarnych aktorów zaczęto szerzej wprowadzać do filmów, wpierw na fali politycznej poprawności w Hollywoodzie, a później z czystej potrzeby rynkowej. Obecnie doszło do pewnego niespotykanego w historii kina amerykańskiego zjawiska: W wielu filmach gra czarny aktor, a widzowie tak naprawdę nawet nie uświadamiają sobie koloru skóry postaci granej przez aktora. Morgan Freeman, Denzel Washington, Sidney Poitier, Samuel L. Jackson, a nawet 'Fresh Prince' Will Smith wcielają się w każdą rolę w sposób, który nie jest definiowany przez ich pochodzenie rasowe. Są dyrektorami hoteli, prezydentami, szefami korporacji, naukowcami, itp. Przestali byc afroamerykańskimi aktorami, a zaczęli być po prostu amerykańskimi (choć nieraz filmy takie jak American Gangster przypominają nam o tym fakcie).
Szczerze wierzę, że ta zmiana pozycji czarnych aktorów w kinie i w telewizji dosyć poważnie wpłynęła na postrzeganie takich osób jak Barack Obama. Wiele osób nie zauważałoby jego koloru skory, gdyby nie byli tym nieustannie bombardowani przez media. Patrzą na Baracka Obamę i wyborażają sobie Denzela Washingtona w Białym Domu (który nomen omen mógłby przyćmić popularność Obamy, gdyby kiedykolwiek zdecydował się wystartować do prezydentury). I wcale ich ta mysl nie przeraża.
Jeśli zatem rzeczywiście dojdzie do zaniku efektu Bradley'a to właśnie Hollywood będzie tu miał kluczową rolę w zmianie nastawienia społeczeństwa do koncepcji czarnoskórego prezydenta.
"Without a winking smiley or other blatant display of humour, it is impossible to create a parody of fundamentalism that someone won't mistake for the real thing." - Nathan Poe. Z dedykacją dla denialistów.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka