Zawsze oglądając pojedynek bokserski, a także np. mecz piłki nożnej jestem zdumiony, kiedy zawodnik wygrywający pojedynek nagle ni stąd ni zowąd uderzy przeciwnika poniżej pasa, czy np. walnie z łokcia, czy odgryzie ucho. Trochę w głowie mi się nie mieści, że osoba w lepszej sytuacji wyjściowej stosuje nieczyste zagrania.
Nieodreagowana frustacja w innych dziedzinach życia? Brak manier? Zwykła pogarda dla przeciwnika? A może prawda tkwi, gdzie indziej: Świadomość, że twój przeciwnik zasługuję na szacunek, ale okazanie mu tego szacunku jest dla pewnych osób równoważne z podwyższeniem ich statusu.
Taki cios poniżej pasa spotkał mnie, jakiś czas temu ze strony woJOWników (zauważyłem yen fakt dopiero teraz). Po długich bojach i licznych kłótniach (rytualnych wręcz) z o wiele liczniejszą ekipą woJOWników ja, jako outsider i underdog odnotowałem zaledwie kilka udanych ciosów. Ciosy były z reguly celne, okraszone argumentami i opisane danymi empirycznymi. Ale były dosyć słabe, bo moja tuba propagandowa ustępuje tubie zwolenników JOW, na czele z prof. Przystawą. W końcu co może garstka ludzi przeciwko samozwańczemu 'ruchowi JOW'?
Mimo to JOWowcy postanowili dosyć zgodnie mierzyć wszystkie ciosy we mnie poniżej pasa. Najlepiej w jajka. Nie rozumiem, dlaczego nie mierzą wyżej, ale z tym pytaniem do nich. Podejrzewam, że jak to wiele ruchów cierpią na nadmiar ideologii i niedomiar wiedzy, stąd w zetknięciu z argumentami wpadają w popłoch i reagują na przeciwnika w iście Goebbelsowski sposób.
Krzysztof Kowalczyk popełnil jakiś czas temu wpis na temat JOW. Ja w odpowiedzi popełniłem swój komentarz krytykujący JOW. Teraz powinna rozpocząć się rozmowa merytoryczna, gdzie strony dyskusji rozprawiają się z argumentacją przeciwnika. Jeśli przeciwnikowi brak argumentów łatwo jest te argumenty obalić wskazując na ich np. braki logiczne czy błędy faktograficzne. Tak jak to ma miejsce w uczciwej dyskusji.
Tymczasem co robi nasz ukochany woJOWnik, p. Kowalczyk? Wali po jajach. Jak zwykły kibol. Nie musze dodawać, że jego kij baseballowy jest dużo pokaźniejszych rozmiarów od mojego.
Na moją gorszą czy lepszą wypowiedź na temat JOWów otrzymałem taką lekceważącą moją prywatność odpowiedź:
Umówmy się tak. Dam Panu odpowiedź jak poznam pańskie imię i nawwisko. Trudno dyskutować z człowiekiem widmo, bo to brak odpowiedzialności za słowa u jednej ze stron. A ja nie zamierzam udzielać bezpłatnych korepetycji komuś kogo nie znam i kto nie ujawniając swojej tożsamości nie ponosi tym odpowiedzialności za słowo. A o elektrowniach jądrowych piszesz pan takie bzdury, że aż głowa mała. Koledzy fizycy z panem polemizują na forach Zielonych, tylko po co? (...)
Ale czy Zieloni z Marutim, który się nie chce nawet podpisać imieniem i nazwiskiem będą to w stanie zrozumieć?
Tych, do których przemawiają argumenty empiryczne, a nie tylko twierdzenia oparte na wierze (Marutiego do nich nie zaliczam) odsyłam do ciekawej dyskusji pod artykułem prof. Przystawy, w którym padły takie argumenty:
Chamidło p. Kowalczyk popełnia tu kilka chwytów erytyczno-propogandowych równoważnych złapaniu mnie za jaja i kręceniu nimi w kółko.
a) Korzystając z gościny p. Janke na jego blogowisku narusza jedną ze świętości internetu jaką jest prawo do prywatności, prawo do anonimowości. Tworząc bloga oraz przez ponad 5 lat uczestnicząc w społeczności internetowej jako persona o imieniu Maruti jestem pełnoprawnym uczestnikiem internetu i podobnie jak każdy inny uczestnik ujawnianie mojego imienia i nazwiska powinno być indywidualnym wyborem nie wynikającym z szantażu czy gróźb. Jako Maruti nie jestem człowiekiem-widmo nie biorącym odpowiedzialności za swoje słowa, lecz personą internetową o imieniu Maruti. Podobnie jak galba, rybitzky, Azrael, Maryla, galopujący major oraz wszyscy inni blogowicze decyzja o ujawnieniu mojego nazwiska jest decyzją indywidualną. Tym niemniej jako 'ksywa' i persona internetowa przysługuje mi tyle samo prawa do szacunku, jak Krzysztofowi Kłopotowskiemu, Igorowi Janke czy właśnie p. Kowalczykowi. W internecie anonimowość nie może być podstawą do ignorowaniu czy deprecjonowania rozmówcy. A szantażowanie rozmówcy do ujawniania swojego nazwiska to największe internetowe chamstwo. Liczy się to, co mówię. A nie to kim jestem.
b) P. Kowalczyk podchodzi do mnie z pozycji wszystkowiedzący nauczyciel - niedouczony uczeń. W sposób lekceważący podchodzi do mojej osoby pogardliwie pisząc ja nie zamierzam udzielać bezpłatnych korepetycji komuś kogo nie znam. Taki stan rzeczy jest ustawiany przez p. Kowalczyka na zasadzie dorozumienia. On oczywiście ma rację, ja oczywiście nic nie wiem i wymagam edukacji. Ta sytuacja nie wymaga ze strony p. Kowalczyka żadnego dowodu swojej wyzszości. Ta wyższość została przez p. Kowalczyka arbitralnie ustawiona.
c) Bardzo ciekawe było poruszenie kwestii elektrowni jądrowych (ponoć piszę w tym temacie jakieś bzdury, co jacyś koledzy fizycy na forum zieloni.org.pl wykryli). Nieważne, czy piszę tam bzdury czy nie (choć jeden z tych kolegów fizyków dziękował za merytoryczną dyskusję...). Najważniejszy jest sam chwyt erystyczny po jaki sięgnął p. Kolwalczyk. Powołując się na temat totalnie niezwiązany z JOW próbuje deprecjonować moją osobę w zakresie mojej znajomości tematu ordynacji wyborczych. Logicznie wygląda to tak: Ponieważ jestem GŁUPI w A, zatem jestem RÓWNIEŻ GŁUPI w B (zbiory A i B są rozłączne). Doskonały zabieg erystyczny stosowany przez najbardziej chytrych, a zarazem chamskich dyskutantów. Tymczasem każdy wie, że wykazanie mi jakichkolwiek błędów w temacie A w żaden sposób nie odnosi się do mojej znajomości tematyki B. Jeśli geograf zacznie gadać od rzeczy na temat Holokaustu nie znaczy to, że nie wie, gdzie znajdują się Niemcy. Żeby wykazać, że nie znam się na ordynacji, p. Kowalczyk uznał, że wystarczy, że zasugeruje moją nieznajomość tematu elektrowni jądrowych.
Koniec końców p. Kowalczyk przyjął bardzo wygodną dla siebie postawę. Rozmawia z wybranymi, czyli z tymi, którzy popierają jego zdanie. Natomiast innowierców ignoruje, znieważa lub poniża, tym samym likwidując pole do dyskusji. Tym samym wszelkie media służące do rozpowiadania dobrej JOWowskiej nowiny stają się nie tyle miejscem do dyskusji o polskiej demokracji i o jej reformie, ale zwykłą agitką propagandową jednej jedynej prawdy.
Osobliwe, że osoba tak silnie domagająca się 'poprawy demokracji' za pomocą JOW równie usilnie probuje zamknąć usta wszelkiej opozycji. Co ciekawe ta sama choroba dotyka większość JOWowców, na czele z prof. Przystawą, który jako pierwszy obrał taktykę na 'ignorowaniu mnie dopóki nie powiem kim jestem z imienia i nazwiska'.
Blogowicze wszystkich opcji ŁĄCZCIE SIĘ PRZECIWKO NIEUCZCIWYM METODOM DYSKUSJI. Piszę to do wszystkich niezależnie od opcji politycznej. Każdy z was wie, że metoda dyskusji ze mną zaprezentowana przez p. Kowalczyka była najzwyczajniej na świecie blogowym waleniem przeciwnika po jajach.
Domagam się ODPOWIEDZI AD MERITUM! KONIEC Z CHAMSKIM JAZDAMI AD PERSONAM!
"Without a winking smiley or other blatant display of humour, it is impossible to create a parody of fundamentalism that someone won't mistake for the real thing." - Nathan Poe. Z dedykacją dla denialistów.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka