Karanie za nawoływanie do nienawiści rasowej albo za szerzenie faszyzmu lub komunizmu bez wątpienia ogranicza swobodę wyrazu artystycznego. Oznacza bowiem, że są pewne idee, których głosić nie wolno. To twarda granica, generalnie nie budząca większych kontrowersji. Istnieje jednak także granica miękka, oddzielająca to co dozwolone, ale nie powinno być sponsorowane z pieniędzy publicznych. Nie ma powodu, aby zabraniać dorosłym ludziom oglądania seksu na scenie. Sztuka teatralna w której pojawiają się sceny twardego seksu może być literacko wartościowa, co więcej bez problemu zarobi na siebie. Nie ma jednak żadnego powodu, aby miała być finansowana z pieniędzy publicznych. Niedopuszczalną cenzurą byłoby zabronienie wystawiania "Śmierci i dziewczyny" przez prywatny teatr. Czymś jednak zupełnie innym jest domaganie się finansowania z pieniędzy publicznych. Niestety wielu naszych artystów żyje w przekonaniu, że dotacje im się należą, a jeśli ich nie dostają to oznacza że są prześladowani. Może warto rozważyć wprowadzenie istotnych ulg podatkowych dla sektora prywatnego, tak aby cześciej finansował on przedsięwzięcia artystyczne, a jednocześnie zmniejszyć zakres finansowania z budżetu do przedsięwzięć istotnych z punktu widzenia polityki historycznej, kulturalnej i edukacyjnej. Wicepremier Gliński popełnia jednak błąd wypowiadając się w tej sprawie, podobnie jak strofując dziennikarkę z TVP Info za widoczne ideologiczne zacietrzewienie, są to bowiem sprawy, które powinni załatwiać pracownicy niższego szczebla. Choćby i usprawiedliwione, lecz zbyt częste połajanki ze strony wicepremiera będą powodowały dewaluację wagi jego wypowiedzi w przyszłości.
Inne tematy w dziale Polityka