Ludzie kierują się w życiu różnymi priorytetami. Są tacy którzy chcą zmieniać świat, jak również ci którym radość sprawi buchnięcie koledzie stu złotych. Sukces zarówno w tej pierwszej jak i w drugiej dziedzinie może powodować podobnie entuzjastyczną radość. Różnica polega na tym, że w dobrze rządzonych krajach zwolennicy pierwszej opcji częściej robią zawodowe, naukowe oraz polityczne kariery.
Nic skuteczniej nie promuje trafnych nominacji na wysokie stanowiska niż personalna, dobrze zdefiniowana odpowiedzialność. W prymitywnej, drugoligowej polityce opętanej pijarem istotne jest, aby odpowiedzialność była odpowiednio rozmyta, miarą sukcesu staje się refleks ogłaszania dobrych wiadomość, zaś wypowiadane słowa zastępują podjęte działania. W Sejmie poprzedniej kadencji pewien poseł został wyrzucony z klubu parlamentarnego za wykazanie zainteresowania obserwacją lesbijek, a niechęcią do gejów. Mądre te słowa nie były, interesujące było jednak to, że mógł on regularnie udawadniać całkowitą niekompetencję w swojej pracy parlamentarnej, zgłaszać niekonstytucyjne ustawy i nic złego by go nie spotkało. Wystarczyła jednak głupia wypowiedź, aby znalazł się na politycznej banicji.
Niedocenioną w swoich katastrofalnych konsekwencjach chorobą państwa polskiego jest gigantyczny nepotyzm. Powierzanie zadań ludziom wg. kryterium bycia poczętym przez właściwych rodziców, albo bycie krewnym lub znajomym ze zobowiązaniem do pomocy zwrotnej w przyszłości powoduje budowanie pajęczyny niekompetencji. Walka z tym zjawiskiem poprzez analizowanie powiązań rodzinnych lub towarzyskich przez stosowne organy przypomina swoją głupotą akcję z czasów stanu wojennego. Wówczas patrole wojska wyłapywały na drogach ciężarówki jadące bez ładuku i wlepiały Bogu ducha winnemu kierowcy mandat, powinien bowiem coś przewozić. Dopiero po latach zmiana reguł gry i wprowadzenie wolnego rynku rozwiązało problem. Podobnie dziś, gdyby stosowny urzędnik wiedział, że ponosi realną jednoosobową odpowiedzialność, dwa razy zastanowiłby się czy warto zatrudnić swojego szwagra lub żonę kolegi. Czy aby jego polityka "prorodzinna" nie doprowadzi do klęski własnej kariery.
Cechą charakterystyczną dla anglosaskiej kultury pracy jest jednoosobowa odpowiedzialność za poszczególne zadania. Naturalnie pracuje zespół, ale jedna osoba z imienia i nazwiska jest "właścicielem zadania" (action owner). Dotyczy to także wielkich projektów. Piękna droga na zboczu góry w Oslo wybudowana 100 lat temu oznaczona jest tablicą z informacją kto był głównym inżynierem. W Polsce nikt nie pamięta kto nadzorował budowę gazoportu w Świnoujściu, metra w Warszawie, autostrady A1, obwodnicy gdzieś tam i wielu innych. Jeśli prace szły dobrze, pojawiał się stosowny minister, prezydent miasta lub premier, aby ogłaszać sukces.
Obok polityki historycznej przypominającą polską tożsamość narodową, warto pamiętać o żywych i odpowiednio ich nagradzać. Ludzie ciężej pracują, gdy wiedzą, że sukces którego mogą być autorami nie zostanie politycznie ukradziony pod pretekstem pijarowkiej konieczności lansowania jakiegoś partyjnego cwaniaczka. Pijar stanowi ważne narzędzie polityki, nie może jednak doprowadzać to platformiarskiej degeneracji zastępując realną pracę. Owo sprawiedliwe nagradzanie "medialne" lansuje ludzi, którzy naprawdę coś osiągają.
PIS może przyciągnąć do siebie nawet tych dziś niechętnych, jeśli pokaże że daje możliwości realizowania wielkich projektów oraz stworzy model państwa, w którym drogą do realnej kariery jest sukces w misji publicznej a nie podlizywanie się partyjnemu aparatowi. Niemało tzw. lemmingów to ludzie, którzy mają umiejętności pracy zespołowej, realizowania projektów oraz specjalistycznej wiedzy, tak długo jednak jak praca na posadzie państwowej to nudne i przeżarte nepotyzmem środowisko, wolą swoje korpo. Warto pamiętać, że wg. licznych badań mamy dziś jedną z najgorszych administracji państwowych w UE, poza pojedynczymi wyspami innowacyjności bardzo marne państwowe szkolnictwo wyższe i wiele innych aberracji wynikających z pańswa kolesi i rozmytej odpowiedzialności. To nie tupnięcie nogą, lecz fundamentalna zmiana reguł gry może pomóc w uzdrowieniu sytuacji.
Łatwo urządzać rewolucję, gdy ma się większość w parlamencie. Prawdziwym wyzwaniem dla PISu powinno być wprowadzenie Dobrej Zmiany, która pozostawi po sobie trwałą i pozytywną przebudowę państwa. Wymaga to zmiany mentalności wielu obywateli. Rozważanie nt. kto był w AK a kto w Gestapo wydają się być słabą argumentacją. Promowanie sukcesów mających nazwisko ich twórców to właściwa droga. To pierwsze to bowiem pomysł z gatunku "ale im nagadałem", to drugie to budowanie propaństwowych wzorców.
PIS dzięki błyskotliwemu zwycięstwu wyborczemu oraz grupie młodych, świetnie wykształconych intelektualistów ma dziś w ręku przysłowiowy złoty róg. Pytanie brzmi czy uda się tą bazę społeczną ludzi wartościowych istotnie poszerzyć, czy za 4 lata pozostanie dodanie słów: "miałeś chamie ...." i wspomnienie o sznurze.
Inne tematy w dziale Polityka