Winston Churchill powiedział, że skuteczny polityk to taki, który potrafi swojego przeciwnika skłonić do wyskoczenia przez okno. Zaś polityk wielki to taki, który spowoduje, że wyskakujący robi to z entuzjazmem, głośno przy tym namawiając innych do tego samego. Stosownie: przeciwieństwem polityków skutecznych są nieskuteczni, zaś wielkich: błaźni.
PO bez wątpienia szukało pomocy w walce z PISem w tzw. "Brukseli". Stworzyli mit ksenofobicznego, autorytarnego i zagrażającego "Europie" kaczyzmu. Zarówno nagranie spotkania platformerskiego aktywu sprzed dwóch tygodni, jak i liczne wypowiedzi działaczy nakręcały taką narrację i namawiały wszystkie siły "postępowe" do współpracy. Nikomu nie przyszło do głowy, że sam pomysł wywlekania polskich politycznych wojenek w formie donosu za granicę jest po prostu głupi. Nikt też nie zauważył, że trybun ludowy mający na sztandarach obronę praworządności: Mateusz Kijowski, sam ma wstydliwą sprawę łamania prawa.
I stało się. Premier Szydło okazała się dobrze przygotowania do debaty w PE. Była grzeczna, spokojna i stanowcza. Europosłowie PISu postarali się, aby wśród obecnych pojawili się posłowie konserwatywni z innych krajów, których argumentacje bez wątpienia brzmiały lepiej niż ideologiczne frazesy tych, którzy głosili łamanie prawa w Polsce. Poza tym, debata oceniająca Polskę była prowadzona po niemiecku, wpływ na opinię milionów polskich widzów gwarantowny.
Wśród komentarzy sceptycznych są i takie, że Polskę wspierali europosłowie konserwatywni, a więc ci którzy są w mniejszości w PE, jak również to, że Komisja Europejska i tak nie zmieni zdania w sprawie badania praworządności w Polsce. Owszem, ale oba te argumenty nie mają sensu z oczywistego powodu: celem debaty w PE nie było przekonanie kogokolwiek, lecz dwa inne powody:
- Polska. Wielu z kilku milionów widzów z Polski zostało przekonanych do tezy o PO skarżącej na Polskę, zresztą nieudolnie. To trzecia bolesna klęska PO od 12 miesięcy po porażce w wyborach prezydenckich i parlamentarnych. Platforma przekształca się z najpierw partii rządzącej, potem najsilniejszej opozycyjnej w politycznego trupa, którego truchłem ma szanse pożywić się Nowoczesna.
- UE. Politycy UE atakujący Polskę dowiedzieli się od zaprzyjaźnionych polskich polityków oraz innych "pożytecznych", że premier Szydło oraz prezydent Duda to marionetki Kaczyńskiego. Pamiętając zachowanie licznych polityków (nie wszystkich, ale większości) z Polski w ostatnich latach: odważnych w kraju i potulnych w Brukseli nabrali przekonania, że zobaczą wystraszoną polską premier i jej słabe wystąpienia. Zdziwienie okazało się podwójne, ewidentnie premier Szydło wygrała parlamentarne starcie. Nie ma znaczenia, że w tym co powiedziała nie było niczego odkrywczego. To był polityczny teatr, w którym poradziła sobie bardzo dobrze.
Wczorajsza debata to wygrana przez polski rząd bitwa, ale nie wojna. Nastąpią kolejne etapy tego starcia, jednakże eurokraci mają dziś problem. Polski rząd przedstawił w grzecznych słowach twarde stanowisko. Nie był tak uległy jak poprzedni np. w kwestii imigrantów. Jeśli istotnie Polska nie cofnie się ze swojej decyzji o radykalnej (i dość kontrowersyjnej) przebudowanie państwa, co Komisja Europejska mogłaby zrobić? Nowa procedura kontrolna została zastosowane pierwszy raz od jej zatwierdzenia. Praktyczna siła takich rozwiązań to nie tylko konstrukcje prawne, lecz także historia skuteczności ich działań. Jeśli Polska nie zastosuje się do ew. zaleceń i nic z tego nie wyniknie, okaże się, że cała procedura mająca w zamierzeniach kontrolować decyzje poszczególnych państw (szczególnie słabszych politycznie) okaże się w istocie bezużytecznym straszakiem. Innym pytaniem jest, czy wobec poważnych kryzysów dotykających UE warto otwierać front politycznego konfliktu z szóstym największym krajem Wspólnoty, który to konflikt niemal napewno spowoduje wzrost notowań PIS a tym samym umocni władzę "kaczystów" w Polsce.
Polski rząd musi odpowiedzieć sobie na kilka prostych pytań:
- Jakie realne konsekwencje grożą, jeśli bardzo twardo powiemy NIE. Jak daleko możemy się posunąć.
- Na jakie kompromisy możemy zgodzić się, aby umożliwić Komisji Europejskiej wyjść z twarzą z tego zamieszania.
Wkrótce przekonamy się, czy w UE zwycięży realpolitik skłaniająca do wygaszania napięcia dot. Polski, czy górę wezmą ideologiczne spory mające na celu atakowanie prób poszerzania suwerennności państw członkowskich i konflikt rozwinie się. W każdym z tych wariantów politycznie przegrana jest Platforma, zaś PIS dostał wiatru w żagle. To jest jednak drugorzędne, znacznie istotniejszym pytaniem jest: co to oznacza dla Polski. Weszliśmy w czas prawdziwej polityki, a nie jak dotąd pijarowskich sztuczek i infantylnych banałów o "prymusach Europy".
Inne tematy w dziale Polityka