TK miał dwie możliwości procedowania konstytucjonaliści ustawy jego dotyczącej: tak jak zrobił obradować wg. starej ustawy albo wg. nowej. Pierwsza metoda oznacza łamanie prawa ponieważ lekceważy domyślność konstytucjonalnosci każdej uchwalonej przez Sejm oraz podpisanej przez prezydenta ustawy. TK przed formalną decyzją o sprzeczności z Konstytucją ustawy uznał źe nie obowiązuje ona TK bo jest niezgodna z Konstytucją. Druga metoda oznacza konieczność procedowania wniosków wg. kolejności napływania spraw a tym samym ustawa dot. samego TK trafiłaby na wokandę za jakieś 2 lata. Gdyby wówczas TK uznał, że ta ustawa jest niezgodna z Konstytucją oznaczałoby to, że funkcjonował przez 2 lata na mocy prawa łamiącego Konstytucję. To oznaczałoby, że wszystkie orzeczenia w ciagu owych dwóch lat byłyby wątpliwe prawnie. Ten galimatias oznacza, że TK a tym samym system prawny Rzeczpospolitej na skutek niechlujnie napisanej konstytucji i politycznego awanturnictwa skutecznie opuścił świat rzeczywisty i trafił tam gdzie logika nie istnieje. Gdyby w Konstytucji istniał paragraf mówiące, że zmiana ustawodawstwa dotyczącego TK wymaga zgody Sądu Najwyźszego, problemu zapewne by nie było. Zabrakło wyobraźni, skutki widać.
Inne tematy w dziale Polityka