Trochę z nudów, a trochę z ciekawości wpisałem sobie dzisiaj w wyszukiwarkę hasło "skinhead". To, co zobaczyłem wstrząsnęło mną i zepsuło mi humor na cały dzień.
Kilka filmików z youtube'a o tym, jak skini biją żydów i azjatów, kilka licealnych bryków o tym, że skinheadzi to bestie z łysą głową i kijem w ręku, które tłuką każdego, kto się im nie spodoba. Oprócz tego kilka ofert neonazistowskich gadżetów z allegro i, co najgorsze, szczegółowe analizy tej kontrkultury ukazujące jej aspołeczne nastawienie oraz brak poszanowania dla ludzi reprezentujących inne postawy życiowe.
Można wyciągnąć wniosek, że skinhead to potwór, ograniczony, tępy, brutalny, zaślepiony nienawiścią, gotowy spalić cały świat w imię swojej ideologii czy zwyczajnie, z powodu złego humoru.
Stwierdziłem, że jeśli taki pogląd o tej grupie funkcjonuje w społeczeństwie, to zgodnie z nim wielu moich znajomych powinno siedzieć prewencyjnie w więzieniu, mi należy zasądzić dozór policyjny a moje szelki trzeba spalić na stosie.
Obracam się w towarzystwie skinheadów od dłuższego czasu, w jakiś sposób się z tą grupą utożsamiam. Kiedy idę na koncert zakładam klasyczny uniform, składający się z podwiniętych Levisów, ciężkich butów, koszuli Bena Shermana, w/w szelek i kurtki typu harrington. Słucham oi! i ska, noszę krótko ostrzyżone włosy i lubię wypić kilka piwek w zadymionym barze. Czyli jestem zły, nieprzystosowany, wybitnie agresywny i stanowię zagrożenie dla reszty obywateli. Tylko jest taki problem, że ja się z tym nie zgadzam.
Aby zrozumieć, kim jest prawdziwy skinhead, trzeba zagłębić się w historię tego ruchu. Wielu ludziom wydaje się, że wszyscy rasiści któregoś dnia ogolili głowy, założyli glany i poszli w miasto bić żydów. Takie myślenie pokutuje tym, że nikt już nie dostrzega tego, czym naprawdę jest skinhead.
Skinheadzi z początku (koniec lat '60) byli zwyczajnymi młodymi ludźmi, głównie z rodzin robotniczych, którzy sprzeciwiali się rozmemłaniu hipisów i działaniom napuszonej, rozpolitykowanej młodzieży z bogatych rodzin. Chodzili na mecze, ubierali się w stroje związane z klasą robotniczą, takie jak kraciaste koszule, szelki czy robocze, ciężkie buciory. Słuchali reggae, ska i rocksteady, bo imponował im charakter jamajskich chuliganów, Rude Boysów, którzy żyli po swojemu, kultywując swe karaibskie korzenie, ale umieli się jednocześne odnaleźć w europejskim świecie, stosując twarde zasady ulicznego życia i nie szukając przychylnych spojrzeń. Skinheadami byli wówczas zarówno biali, jak i czarni. W latach 70', gdy narodził się punk, część tradycyjnych skinheadów (zwanych tradsami lub trojanami, od nazwy wytwórni muzycznej wydającej nagrania z murzyńską muzyką) dokonała swoistej fuzji z tą kontrkulturą, tworząc odłam znany jako Oi! i muzykę o podobnej nazwie. Ich myślą przewodnią nie była walka z hipisami czy studentami, lecz totalnie olewcze podejście do wszystkiego przy jednoczesnej kultywacji robotniczego pochodzenia i zamiłowania do futbolu. Jednoczyli się z punkami w imię hasła "Punks and Skins unite and win!", bijąc się o względy w dzielnicy i pijąc piwo. Nie było w tym żadnej polityki. Dopiero pod koniec lat '70 do głosu wśród skinheadów doszły partie polityczne takie jak National Front, wykorzystując przyrodzoną agresję skinheadów i robiąc im swoiste pranie mózgów, tworząc z nich swoje bojówki. Ci, którzy należeli do skinheadów nie z przekonania, lecz ze względu na modę lub potrzebe akceptacji przeszli pod te polityczne skrzydła, mając nadzieję na jeszcze więcej przemocy niż mieli na ulicach w codziennym życiu i ze świadomością realizacji jakiejś ukierunkowanej ideologii, nie ważne jak chorej. Natomiast ci, którzy nadal hołdowali zasadom Spirit of '69 (książka, będąca "biblią' tradycyjnych skinheadów) lub mieli wszystko naprawdę gdzieś, jak prawdziwi Oi'e, została przy swoim. Ale fama poszła w świat, już zaczął kiełkować obraz skina-nazisty, z uniesioną w górę prawą ręką i swastyką wytatuowaną na czole. To właśnie te przypadki były rozdmuchiwane przez media, a miało to taki skutek, że do Polski i innych krajów na kontynencie nie trafiał wizerunek prawdziwego skinheada beż żadnych politycznych radykalizmów w głowie, tylko bandyta z kijem, który krzyczy "White Power" i bije murzynów na śmierć. Niestety, to trafiło do przekonania kontynentalnym rasistom, którzy w końcu stwierdzili, że łatwiej się będzie zjednoczyć pod wspólną nazwą "skinhead" i działać jako wielki ruch w walce przeciwko innym rasom czy wyznaniom. W Polsce dopiero w połowie lat '90 pojawiły się informacje o tym, że pierwotnie skinhead to nie fanatyczny bandyta, lecz ktoś zupełnie inny. Narodziły się gałęzie takich światowych organizacji jak S.H.A.R.P. (Skinheads Against Racial Prejudice), do których dołączali tradsi. Dzisiaj w Polsce skinheadzi określają nacjonalistycznych (neofaszystowskich) skinheadów mianem "bonehead", co zresztą jest zgodne ze światową nomenklaturą skinheadowską.
Dzisiaj w Polsce nadal mówi się o boneheadach jako skinheadach w jedynej możliwej formie, zapominając nie tylko o korzeniach tego ruchu, ale również o tym, że to nie tylko historia, że są w naszym kraju ludzie, którzy określają się sami skinheadami, ale daleko im do skrajnie prawicowych (lub jakichkolwiek) poglądów.
Wśród moich znajomych są ludzie, którzy określają się jako tradsi. Są tacy, których można zaklasyfikować tylko jako przedstawicieli Oi (w tym chyba i ja). Są również tacy, którzy mają poglądy prawicowe, ale nie afiszują się z nimi, woląc dobrą zabawę niż polityczne dyskusje, którzy sami określają się Oi'ami, bo to co mają w głowie nie znaczy, że pójdą o to walczyć.
Notkę tę zakończę kilkoma cytatami z polskich zespołów Oi, żeby pokazać to w czym się obracamy w bardziej namacalnej formie.
"Nie będę nosił koszulek z białą łapą
Nie będę wieszał swastyki nad swą flagą
Nie będę kwestionował dumy naszej białej
Nie podniosę w górę nigdy ręki prawej
(...)
Niegdy nie lubiłem polityków czerwonych
Nigdy nie lubiłem lewaków i zboczonych
Póki się zachowa, hipisa nie pobiję
U Chińczyka bez problemu zjem se i wypiję"
The Fraks, "Mnie to jebie"
"Życie płynie nam przez palce, życie jest zbyt krótkie
Zamiast walczyć w imię czegoś wolę wypić wódkę
Wolę robić to co chcę, wolę wciąż się bawić
No bo jutro na ulicy ktoś mnie może zabić"
The Sandals, "Memento Mori"
...minarchista, kibic, katolik, czasem prostak, piwosz, z zamiłowania kucharz, z konieczności ogrodnik, z wyboru leń.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Kultura