Jestem blogerem na Salonie od ładnych kilku lat. Pisałem notki udane i różne inne. Przeszedłem kilka „buntów, czystek i rewolucji” salonowych, ale zawsze twierdziłem: to jest biznes konkretnej Redakcji, a ja, świadomie, wspieram ten biznes dokładając swoje do tygla. Z własnej woli, za darmo, godząc się, że mam swój drobny udział we wspólnym sukcesie i zero dochodów z tego powodu. Tak ma być, tak chcę.
Poniżej napiszę coś dla mnie ważnego, a że jesteśmy ze sobą naprawdę długo – należy się Wam, współ-blogerzy, uczciwe oświadczenie z mojej strony.
Otóż – w związku z nadchodzącą kampanią samorządową – zaangażowałem się po stronie jednego z potencjalnych kandydatów. Więcej: jestem inicjatorem tej kandydatury.
To oznacza, że od dziś jestem w swoich wypowiedziach stronniczy. Albo sformułuję to inaczej: napisawszy grubo ponad 1000 notek starałem się mieć w każdej poglądy swoje – i do tego zgadzać się z nimi. Niektórzy z Was klasyfikowali mnie jako PiS-owca, inni jako lewaka, itd. Kto rzeczywiście przeczytał choćby 10% moich notek – rozumie, że nie ma możliwości bycia „wzorcowym” autorem w kwestiach politycznych i ideowych. Każdy przecież ma swój pakiet-wiązkę ideałów, wyobrażeń, sympatii. I do tego ma swoje złe dni, inne lepsze.
Oczywiście, mam ochotę dalej tu publikować, i będę to robił, tyle że coraz więcej mojego „piśmiennictwa” będzie trącać o sprawy dosłowne, namacalne politycznie. Nadal będę uczciwy w tym co piszę (mam nadzieję, że – poza ekstremalnymi wyjątkami – tak jestem odbierany). Skoro jednak po głowie mi chodzi konkretny polityk – będę starał się wchodzić w skórę polityka, którego popieram, przy czym obiecuję, że kłamstwem nadal się będę brzydził, zwłaszcza historycznym, politycznym, gospodarczym.
Nie musiałem tego pisać, ale czuję się wobec Was zobowiązany do lojalności: więc jeśli to zrozumiecie w swoich sercach i sumieniach – zwróćcie uwagę na tę moją deklarację. Należę do „rodziny blogerskiej” i nie będą przed nią udawał, że nic nie robię „na boku”. Rodzinie się mówi, że od dziś jestem w którejś „drużynie”. Bo tak trzeba
Jan Herman