Jan Herman Jan Herman
2923
BLOG

Sondaże i realia

Jan Herman Jan Herman Wybory Obserwuj temat Obserwuj notkę 59

Jak już wspominałem wiele razy, a na pewno w notce „Procedura czy proceder” opublikowanej 5 grudnia (https://publications.webnode.com/news/procedura-czy-proceder/ ), jesienne wybory samorządowe 2018 są już z grubsza rozstrzygnięte, a teraz już tylko rzeczywiste siły polityczne „stróżują”, tak jak służby dozoru technicznego doglądają, by procesy szły torem bezawaryjnym.

Od opublikowania tej notki minęło 3,5 miesiąca – i jest ona coraz bardziej aktualna, coraz bardziej na czasie. Trwa intensywne dyganie, zabieganie o hojność sponsorów, którego szary telewidz, radiosłuchacz i prasoczytelnik doświadcza „pismem obrazkowym”, czyli poprzez wykresy-słupki sondażowe.

Sponsorzy – czyli ci, którzy mają rzeczywisty wpływ na „pozycjonowanie słupkowe” – wedle słupków poprą konkretne kandydatury, te zaś kandydatury wciąż od nowa muszą udowadniać, że zdołają wpisać w rzeczywistość legislacyjna jakiś zapis („lub czasopisma”) albo jakąś decyzję administracyjną (pozwolenie na coś tam, coś tam).

Zaglądam rano, przed chwilą, do słupków, i cóż widzę:

  1. Partia rządząca Krajem i Ludnością – 34,5% (cokolwiek ta liczba oznacza);
  2. Partia odsunięta niedawno od rządzenia – 24, 3%;
  3. Nie-partia, która kiedyś podstawiła nogę partii dziś odsuniętej – 9,8%;
  4. Partia post-PRL-owska (piewcy nomenklaturowości) – 9,2%;
  5. Najdawniejsza partia nomenklaturowo-ludowa – 6,6%;
  6. Pozostałe ugrupowania – ogólnopolskie – walczą;

Taki rozkład wskazań sondażowych ujawnia smutną prawdę: polska publiczność nie zagłosuje na swoją samorządność, i to mając po temu okazję, bo chodzi o głosowania w sprawie administracji lokalnej (wprost i silnie zależnej od rządu) , nazywane wyborami samorządowymi.

Zagłosuje za to na bezpieczeństwo dojutrkowe, oferowane (może na wyrost, może nie) przez partię rządzącą (nawet w epoce projektu Samorządnej Rzeczpospolitej i związków mających w nazwie „samorządny” – antenaci tej partii mało interesowali się samorządnością), a najbardziej zajadły przeciwnik rządu dostanie dużą pulę opozycyjną i będzie nadal bronił „demokracji”, która, jak widać, niezbyt „wyborcę” interesuje. „Wyborca” powiada: tak naprawdę nie lubię polityków, ale skoro już mam stawiać – to stawiam na tych, którzy janosikują, czyli bawią się w scentralizowany budżet, a nie w złodziejski rynek.

Mam zresztą prawie pewność, że zanim pójdziemy głosować – stężeje jeszcze dwubiegunowość polityczna, a na jednym z biegunów niewątpliwie wyląduje Nie-partia, której już wróżę los Samoobrony (bo też i z tego oburzeniowo-niezgodowego pnia jest owa Nie-partia).

Ciekawszy wydaje się biegun przeciwny, bo post-PRL klei się do anty-rządu, choć ma program (i aktyw) zdecydowanie bliźniaczy do rządowego. Zaś anty-rząd chętnie przyjmie na pokład każdą „obietnicę dodatkowych procentów sondażowych”.

Z perspektywy ostatnich dwóch lat trzeba chyba żałować, że KOD  - który powstał z egzaltacji anty-kaczystowskich – nie umie sformułować projektu nie-egzaltowanego (pomijam już żałosne podrygi pierwszego niegdyś KOD-ownika, którego widziałem nawet na promocji książki o Stanisławie Dubois, gwarzącego z wodzem post-PRL-u).

Przecież demokracja to samorządność (samowładza) i spółdzielczość (samowystarczalność), którą co prawda wódz post-PRL głaszcze w wywiadach, ale nigdy się tym bliżej nie zainteresował (a ma niemal 60-tkę), nikt też nie widział, by ją wspierał czynnie, choć miał okazje po temu. KOD zaś – to towarzystwo pięknoduszystego konceptu „społeczeństwa obywatelskiego” i podobnych konceptów europejskiej Nowej Lewicy, goszyzmu, zieloności. W kraju głodnym jakiejś głębszej myśli dopełniającej zgrzebny parafialny turbo-patriotyzm – nie wystarczą inteligenckie popisy Krytyki Politycznej.

W ogóle widać w polskiej polityce obrzydzenie „słupkowiczów”, jakie ich ogarnia na widok podskakiewiczów walczących o realne, dolegliwe sprawy: lokatorskie, pracownicze, niepełnosprawnych, zbyt ubogich by się leczyć albo uczyć, zbyt słabych by przeżyć z emerytury albo renty. Rośnie zatem grupa neo-frustratów, którzy zanim zrozumieją (a nie chcą, najwyraźniej nie chcą), że nie wystarczy obronić eksmitowanego czy zwalnianego, że potrzebny jest „ten następny krok”, który zagwarantuje, że „drugi raz nikt się na nas nie zamachnie) – staną się samozniszczalni albo pójdą „w politykę”. Na razie bez nazwisk, bo żyją swoimi doraźnymi euforiami i niech żyją!

 

*             *             *

Skoro nie chcemy – w swej masie – być samorządni – nie dziwota, że stawiamy na ugrupowanie rządzące i jego przekupstwa, albo (coraz ostrożniej) szykujemy „żagiew Herostratosa”, by podpalić to, czego już nigdy mieć nie będziemy.

A igrzyska już trwają, nieprawdaż?


Jan Herman
O mnie Jan Herman

...jaki jestem - nie powiem, ale poczytaj blog... Więcej o mnie znajdziesz w książce Wł. Pawluczuka "Judasz" (autor mnie nie zna, ale trafił w sedno). O czym jest ta książka? O zmaganiu się człowieka z własnym losem, wiecznością, z Panem Bogiem. O miłości, zdradzie, rozpaczy i ukojeniu. Saszka, prosty chłopak z białoruskiej wioski, po rewolucyjnej zawierusze, podczas której doświadczył wszystkiego, wraca w rodzinne strony i próbuje żyć tak jak inni. Ale kiedy spotyka samozwańczego proroka Ilię, staje się jego najwierniejszym uczniem i apostołem... Opowieść o ludzkich głodach - seksualnym i religijnym - o związkach erotyki i polityki, o tłumionej naszej prawdziwej naturze, o nieortodoksyjnej, gnostyckiej i prawosławnej religijności, tajemnicy i manipulacji wreszcie.................................................... UWAGA: ktokolwiek oczekuje, że będę pisał koniecznie o sprawach, które są "na tapecie" i konkurował na tym polu ze znawcami wszystkiego - ten zabłądził. Piszę bowiem dużo, ale o tym najczęściej, co pod skorupą się dzieje, a widać będzie za czas jakiś.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka