Jan Herman Jan Herman
187
BLOG

Egzorcyzmy

Jan Herman Jan Herman Socjologia Obserwuj temat Obserwuj notkę 4

Zacznę od tego, co zdarzało mi się opisywać, kiedy tworzyłem koncepty o charakterze ekonomicznym. Otóż bardzo ważne jest to, aby dowolny obiekt (budynek, pomnik, urządzenie, infrastruktura, samochód) – był wciąż i regularnie „doglądany”. Tak jak człowiek powinien regularnie odwiedzać przychodnię „bez przyczyny”, po prostu dla „przeglądu stanu i kondycji”. 

Opisuję zawsze w takich przypadkach kolejową instytucję „torowego”. W moich wyobrażeniach wdrukował mi się „torowy” jako człowiek, który ma przydzielony odcinek toru kolejowego z nasypem i przemierza go pieszo wystarczająco często, by wychwycić drobne uszczerbki: ktoś ukradł śrubę łączącą szynę z podkładem, gdzieś woda deszczowa wypłukała żwir-podsypkę, itd., itp. Nawet jeśli taki „torowy” przycupnie po drodze w cieniu i wypije piwko - to owe ubytki i uszczerbki zauważy, zamelduje o nich, a służba remontowa szybko to usunie-naprawi-uzupełni. Torowisko wciąż jest zatem bezpieczne, dzięki tym mikro-odnowieniom.

Podobnie z konserwacją mostu Golden Gate: zajmuje się nią 16 techników i 33 malarzy, którzy niczym alpiniści dbają o stan nitów, o uzupełnienie skruszonej farby: w ten sposób żywotność mostu obliczona na ok. 200 lat – jest realna.

Dziś „torowych” już nie ma (ja nie widzę), a malarze z mostu Golden Gate wciąż są.

Wiele katastrof kolejowych ma swoją przyczynę w drobnych, nie usuwanych w porę (niezauważonych) awarii, uszkodzeń. Raporty starannie omijają ten temat.

Polska ma dość świeże doświadczenie w postaci Katastrofy. Nawet jeśli była ona wynikiem czyjejś złej woli – to argument o rutynie i drobnych zaniedbaniach jest trudno podważalny. Zwłaszcza że one trwały i nakładały się na siebie, narastały.

Lasy pełne są okruchów szkła, albo i całych butelek-soczewek. A potem – płacz i zgrzytanie zębów, i interwencyjne koszty ponad miarę, bo pożar.

* * *

Globalno-chrześcijańskie i inteligenckie egzorcyzmy związane z pożarem w Paryżu – odrzucam, zanim nie powstanie rzetelny raport o setkach drobiazgów, które nałożyły się na siebie, złożyły się w przyczynę tego pożaru. Nie chodzi o robotników, którzy być może w przerwie zakurzyli papierosa i niedopałek odrzucili w jakąś szczelinę. Chodzi o autora projektu remontu-przebudowy, który poszedł w rutynę.

Każdy system logistyczny (sieć kolejowa, miriada biurokratyczna, pogotowie medyczne, traffic w wielkich miastach – pokazuje swoją wartość nie tylko na co dzień, ale przede wszystkim w chwilach, kiedy dominują okoliczności nietypowe, nierutynowe (tzw. nieciągłości). Awaria systemu bankowego może się zdarzyć, ale dobrze przygotowane banki czynią taką awarię „niezauważalną” dla klientów. Za to właśnie łupią na tych klientach opłaty za bezpieczeństwo.

Lotnictwo polskie nie zdało egzaminu w chwili Katastrofy. Konserwatorzy paryscy nie zdali egzaminu w chwili wybuchu pożaru. Umiem sobie wyobrazić „zamaskowany” zbiornik wody, która zalewa świątynię dzięki temu, że działają czujniki dymu (upraszczam).

Cóż to za awaria, która „się staje” i powoduje szok, szkodę, panikę, wzruszenia, modły, ofiarność…? Ona ma się „nie stać”, wtedy „torowi” katedry stają się nagle oczywistym elementem dobrze funkcjonującego systemu.

Nie znoszę egzaltacji „po”, tak samo jak nie znoszę takich pozycji w kosztorysach, które mówią o „zabezpieczeniach”: na tych pozycjach każdy inwestor i zarządca konserwator oszczędza, idzie w rutynę. Domy sprząta się co „dzień po trochu”, a nie z okazji świąt. Wtedy nie zalęgną się pająki, zgnilizny, jady, grzyby, pleśnie, toksykalia, słabizny konstrukcyjne i higieniczne.

Nie napiszę przecież „dobrze im tak”, podobnie jak nie splunę na grób 40-letniego alkoholika czy narkomana, który zmarł na niedowład wszystkich możliwych organów wewnętrznych i na perforację mózgu. Ale umówmy się, że Katedra – to było jedno z tysięcy siedlisk zaniedbania rutynowego, takiej patologii codziennej.

I nic tu nie pomogą ani modły, ani gusła, ani egzorcyzmy, ani erupcja ofiarności, ani podejrzenie czyjejś złej woli.

Chyba że nam samym potrzebny jest cały ten teatr nad zgliszczami. Bo i tak przecież bywa…


Jan Herman
O mnie Jan Herman

...jaki jestem - nie powiem, ale poczytaj blog... Więcej o mnie znajdziesz w książce Wł. Pawluczuka "Judasz" (autor mnie nie zna, ale trafił w sedno). O czym jest ta książka? O zmaganiu się człowieka z własnym losem, wiecznością, z Panem Bogiem. O miłości, zdradzie, rozpaczy i ukojeniu. Saszka, prosty chłopak z białoruskiej wioski, po rewolucyjnej zawierusze, podczas której doświadczył wszystkiego, wraca w rodzinne strony i próbuje żyć tak jak inni. Ale kiedy spotyka samozwańczego proroka Ilię, staje się jego najwierniejszym uczniem i apostołem... Opowieść o ludzkich głodach - seksualnym i religijnym - o związkach erotyki i polityki, o tłumionej naszej prawdziwej naturze, o nieortodoksyjnej, gnostyckiej i prawosławnej religijności, tajemnicy i manipulacji wreszcie.................................................... UWAGA: ktokolwiek oczekuje, że będę pisał koniecznie o sprawach, które są "na tapecie" i konkurował na tym polu ze znawcami wszystkiego - ten zabłądził. Piszę bowiem dużo, ale o tym najczęściej, co pod skorupą się dzieje, a widać będzie za czas jakiś.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Społeczeństwo