Zaczyna się – owa plemienność – w tym punkcie, w którym kończy się – u wszystkich zainteresowanych – skłonność do przyznania racji (i poszanowania konkurenta) w jakiejkolwiek sprawie. Nie bo nie.
Odpowiedzialność za polską plemienność ponosimy wszyscy z dwóch powodów:
- Inteligencja odstąpiła od swojej – czasem przesadnej, czasem wręcz pogardzanej przez Gmin – skłonności do „dzielenia włosa na czworo”, szukania drugiego, trzeciego, czwartego dna: wyuczyła w sobie „dar” dostrzegania grzechów (rzeczywistych i wyimaginowanych) przeciwnika politycznego, ideowego, czyniąc go przeciwnikiem plemiennym właśnie;
- Proletariusze (wielkie masy skupione na systemowo wymuszonym dostarczaniu elitom owoców swojej pracy i zaangażowania) porzuciły zdolność trzeźwiej oceny swojego położenia, pozwalają się bezwolnie napuszczać „jedni na drugich” wedle zgubnych podpowiedzi , stracili instynkt samozachowawczy, są dwubarwnymi lemingami obu plemion;
Oczywiście, w warunkach plemienności „najważniejsze” jest dziś dla wszystkich, „kto pierwszy zaczął”.
Ostatecznie Proletariat – podzielony coraz bardziej nieodwracalnie – wyzuty został z wszelkiej „ludowej mądrości”, idzie na podpowiedzianą „z góry” łatwiznę w ocenach, nie bacząc na to, że tym bardziej samo wkręca się w podziały samobójcze.
Przykład? Podskakiewicze „lewaccy” są gotowi, w roli hunwejbinów, pokrajać się w „ustawkach” przeciw „naziolom” (i odwrotnie), choć pod względem położenia ekonomicznego i społecznego oraz pod względem zdolności do samo-reprodukcji – nic a nic nie różnią się od siebie, są jednakowo bezbronni wobec patologii, jakie naniosła, namuliła III Rzeczpospolita. Przede wszystkim wobec coraz bardziej licznych, głębokich i dziedzicznych wykluczeń, maskowanych tele-informatycznymi gadgetami.
* * *
Długo jeszcze, niestety, prześladować mnie będą stężałe, chore od zajadłości twarze „wybitnych manifestantów” obu plemion, z których jedni skaczą z wściekłym grymasem, skandując „kto nie skacze, ten jest z nimi”, a drudzy: „komuniści i złodzieje, cała Polska z was się śmieje”. Nikt nie dopuszcza „wariantów”.
Mijają kolejne festyny podskoków i bon-motów – a zdyszani hunwejbini (i coraz więcej w tym towarzystwie celebrytów, nawet „ludzi powszechnie szanowanych”) zdają się zupełnie nie przyjmować do wiadomości ani kolejnych zwycięstw „ciemnego ludu”, ani zawołań o zachowanie elementarnych formuł „pożycia politycznego”.
I każdy łomot, jaki dostają ci czy tamci – obwołują walnym swoim zwycięstwem, zapowiadając kolejne, podobne. Przy czym największe wzięcie w „debacie” mają kęsy trądu, jakimi wzajemnie, zamaszyście częstują się przywódcy plemion. Obu.
* * *
Przecież wszyscy gołym okiem widzą i wiedzą, że tak pojmowane zapasy polityczne nie zakończą się, zanim aktyw „przeciwnika” nie zostanie wytępiony, zamknięty w odosobnieniu, sparaliżowany, wywieziony na jakiś „Sybir”.
* * *
Od jakiegoś czasu piszę o potrzebie powołania Społecznego Rzecznika Praw Człowieka i Obywatela. Który – w odróżnieniu od rozmaitych polskich rzeczników, z RPO na czele – nie byłby na żołdzie Systemu, Rządu, Parlamentu. Wywodziłby się wprost z Konstytucji i z rozmaitych konwencji międzynarodowych, ćwiczonych co najmniej od 200 lat.
Więc nie poszukiwanie „trzeciej siły”, która rozdzieliłaby zwaśnione plemiona – tylko postać (a może środowisko) zdolna ocucić hunwejbinów i przemówić do sumień przywódców plemiennych…