Al. 3-go Maja 2 podczas kręcenia filmu "Bogowie" 2013. Fot. K. Mazowski
Al. 3-go Maja 2 podczas kręcenia filmu "Bogowie" 2013. Fot. K. Mazowski
Krzysztof Edward Mazowski Krzysztof Edward Mazowski
323
BLOG

Najlepszy adres w Warszawie, czyli historia udomowiona

Krzysztof Edward Mazowski Krzysztof Edward Mazowski Społeczeństwo Obserwuj notkę 0
Późny wieczór. Dom oświetlały reflektory. Wzdłuż ulicy zaparkowano stare samochody – warszawy, syrenki, trabanty, polskie fiaty. Trochę na lewo od bramy stał ciemnozielony Fiat 125. Potem klaps i akcja.

Z fiata wyszedł mężczyzna. Na dachu postawił szklankę albo papierowy kubek… Nie widziałem dokładnie. Zaczął iść chwiejnym krokiem w stronę bramy, w której za chwilę zniknął. Słabo oświetlone okno na drugim piętrze było częściowo przysłonięte. Zza firanki wyglądała kobieta, która najwyraźniej czekała na powrót mężczyzny. Patrzyła ukradkiem, jakby nieco zawstydzona. Potem cięcie i cała scena powtarzała się kilkakrotnie, aż do znudzenia. Ja jednak obserwowałem do końca filmowanie sceny powrotu do domu słynnego kardiochirurga, Zbigniewa Religi. Mieszkał w naszym domu, piętro niżej pod nami. Nadal mieszka tu jego żona. Do filmu wykorzystano jednak inny lokal z oknem na drugim piętrze, zaraz nad bramą. Można je było łatwiej objąć jednym ujęciem kamery wraz z bramą. To zresztą było mieszkanie mojego Stryja, który udostępnił je na potrzeby filmu. Ot takie fabularne uproszczenie, którego i tak nie zauważy publiczność kinowa, a dom przecież prawdziwy. Dla mnie najprawdziwszy, bo tu się urodziłem tu spędziłem moje dzieciństwo i tu stale wracam.

Zaprojektowany w latach 20-tych przez inż. arch. Wincentego Oczykowskiego, siedmiopiętrowy, w stylu modernistycznym, czyli bardzo funkcjonalnym. Budową kierował inż. Jan Zacharzewski. Stanął nad Wisłą tuż przy wiadukcie Mostu Poniatowskiego. Niektórzy do dziś narzekają, że za blisko i mają rację! Przetrwał wojnę, w kampanii wrześniowej odnosząc zaledwie 2 procent zniszczeń, a podczas powstania został zniszczony w 17 procentach. Chyba jeden z niewielu takich adresów w Warszawie, gdzie zachował się zarówno budynek, a wojnę przeżyło stosunkowo wielu mieszkańców!

Dzisiejszy adres to Al. 3-go Maja 2, przed wojną 2/4/6. Podczas okupacji Niemcy zmienili nazwę na ulicę Dworcową, potem Bahnhofstrasse, kiedy budynek włączono do dzielnicy niemieckiej. Skąd oni wzięli ten dworzec? Najbardziej patriotyczną w Polsce nazwę zmieniono, aby nie przypominać Polakom rocznicy uchwalenia Konstytucji 3-go Maja. Nawet komuniści po wojnie nie odważyli się tego zrobić. Oryginalne tabliczki z polską i niemiecką nazwą można dziś oglądać w Muzeum Powstania Warszawskiego. 

Inwestor to Spółdzielnia Budowlano-Mieszkaniowa „Domy Spółdzielcze”, która powstała 4 maja 1923 roku z inicjatywy działaczy PPS – Kazimierza Pużaka – sekretarza generalnego, Tomasza Arciszewskiego – późniejszego premiera rządu emigracyjnego i Jana Kwapińskiego – wicepremiera tego rządu. Mój Ojciec, już przed samą śmiercią, doprowadził do upamiętnienia ich specjalną tablicą na fasadzie domu. Co prawda tekst wzbudzał trochę kontrowersji, ale ostatecznie tablica została wmurowana.

Do założycieli Spółdzielni, z których nie wszyscy zamieszkali w tym domu, należy także włączyć innych socjalistycznych działaczy, jak Stanisław Dubois, Maria „Marusia” Jankowska, Hanna Krahelska, Julian Kulski, Helena Płotnicka, Stefan Starzyński, Henryk Świątkowski czy dr Jadwiga Zanowa. 

Początkowo Spółdzielnia budowała domy jednorodzinne na Gocławku w dzielnicy Praga Południe przy ulicy Byczyńskiej, gdzie pod nr 1 zamieszkał Kazimierz Pużak oraz przy ulicy Franciszka Szustra 37 na Starym Mokotowie. Przed wybuchem wojny domki na Gocławku zostały uwłaszczone na rzecz poszczególnych właścicieli, a Spółdzielnia zarządzała już wyłącznie blokiem przy Al. 3-go Maja 2. Nie znany jest mi status prawny kamienicy na Szustra.

Budowę domu przy al. 3 Maja 2 pod nazwą "Powiśle" rozpoczęto dopiero w 1929 roku. Pierwsi lokatorzy wprowadzili się w 1931 roku. W budynku jest 196 mieszkań w jedenastu klatkach schodowych. Przed wojną mieściło się tu także archiwum PPS prowadzone przez Teresę Perlową oraz Robotnicze Towarzystwo Przyjaciół Dzieci. 

Gmach jak na tamte czasy był bardzo duży, zresztą do dziś imponuje. Ma formę nierównobocznego bastionu, podwórko nawiązujące do tradycji kamienic czynszowych, ale jest większe, wręcz olbrzymie. Kiedyś z powodu swoich rozmiarów, ilości mieszkań i liczby lokatorów nazywano go „Pekinem”. Może projektanta zainspirowały „szklane domy” Żeromskiego dla zwykłych ludzi i mieszkali tam zwykli ludzie? No raczej nie bardzo zwykli, jak się potem okazało. Lokatorami zostali bowiem znani socjaliści, lewicowi piłsudczycy, nie tylko politycy, ale i ludzie kultury. Do tego kilka rodzynków z arystokratycznymi nazwiskami. Zamieszkało tam także dwóch moich dziadków, co zaowocowało potem „domowym małżeństwem” moich rodziców i tekstem, który właśnie piszę.

No dobrze, to przyjrzyjmy się lokatorom, sąsiadom mojej rodziny. Tu obok dwóch socjalistycznych założycieli – Arciszewskiego i Kwapińskiego, oraz architekta domu, Oczykowskiego, zamieszkał wywodzący się także z PPS piłsudczyk Julian Kulski, wiceprezydent Warszawy, podczas wojny komisaryczny prezydent stolicy po aresztowaniu Starzyńskiego. Z kolei na 4 klatce osiadł wraz z rodziną znany działacz socjalistyczny, mecenas Stanisław Dubois, sekretarz redakcji „Robotnika”. Na początku okupacji często zatrzymywał się u niego ludowiec Stefan Korboński, po aresztowaniu Jankowskiego przez NKWD ostatni Delegat Rządu na Kraj. 

Z lektury maszynopisu wieloletniej prezes Spółdzielni, Ireny Pauszer, można wywnioskować, że udziałowcem Spółdzielni (a może miał tu tylko swój lokal konspiracyjny) był też wcześniejszy delegat Rządu na Kraj, Jan Piekałkiewicz , którego zamordowano na Gestapo dniu 19 czerwca 1943. Ciekawe, że aresztowano go podczas prowadzenia rozmów z przedstawicielami PPR, w tym z Gomółką. Otóż PPR chciała jakoby przystąpić do „obozu londyńskiego” i prowadzono rozmowy sondażowe w tej sprawie. Piekałkiewicz już po pierwszym dniu negocjacji wysłał do Londynu depeszę informującą o agenturalnej roli PPR w Polsce. Następnego dnia został aresztowany. No ale to oczywiście tylko nieszczęśliwy zbieg okoliczności! Czyli mieszkało tu aż dwóch Delegatów Rządu na Kraj, premier rządu emigracyjnego, Tomasz Arciszewski, wicepremier Jan Kwapiński, kilku ministrów oraz innych znanych polityków i wojskowych.

Jesienią 1939 roku warszawscy socjaliści próbowali odbudować partię w konspiracji. Niektórzy robili to jednak w dość niebezpieczny sposób. Dziadek Józef, wspominał, że Dubois zaczynał działalność konspiracyjną od spotkań w restauracjach, gdzie było dużo gadania i mówiąc najoględniej tego wszystkiego, co się z bytnością w restauracji wiąże… Rozmawiano głośno, a różni tam przecież przychodzili! Narzekano na Pużaka, że się za bardzo panoszy w partii, a po aresztowaniu Mieczysława Niedziałkowskiego przejął kierownictwo podziemnego PPS-WRN. Wojna wojną, ale wszyscy chcieli być ważni, a niektórzy jeszcze ważniejsi! 

Dziadek Józef podobno ostrzegał go, że nie da się w ten sposób prowadzić konspiracji, bo nowa okupacja niemiecka jest zupełnie inna niż ta stara w poprzedniej wojnie. Miał rację, gdyż Dubois został aresztowany w sierpniu 1940 roku i trafił do Oświęcimia. Razem z nim zatrzymano wtedy innego mieszkańca domu, dziennikarza „Robotnika” Jana Maurycego Borskiego-Essigmana. Zginął w Palmirach. Po wojnie lokal Dubois’a przejął jego syn – znany adwokat warszawski, Maciej.

Już na samym początku okupacji aresztowano także innych lokatorów naszego domu, działaczy PPS - Marię Jankowską (Marusię) oraz adwokata Henryka Świątkowskiego, którego w lipcu 1940 roku wysłano do Oświęcimia. Miał on więcej szczęścia, bo został niebawem zwolniony z obozu i nadal działał w konspiracji. Okazuje się, że z Oświęcimia można było uzyskać zwolnienie, czego przykładem także Władysław Bartoszewski. Po wojnie związał się z lubelską PPS, a jako członek PZPR został ministrem sprawiedliwości w PRL. Aresztowano także i wywieziono do obozu we Flossenburgu adwokata Zygmunta Kopankiewicza, a na Pawiaku osadzono Emilię Borkowską…

Natomiast na 6 klatce rezydowała inna nieostrożna konspiratorka, Hanka Sawicka z Organizacji Młodzieży Socjalistycznej „Życie”, uważana za pierwszą przewodniczącą komunistycznego Związku Walki Młodych. W marcu 1943 roku Niemcy namierzyli drukarnię związku, która mieściła się w jej mieszkaniu. Sawicka została postrzelona podczas ucieczki. Aresztowana przez Gestapo zmarła na Pawiaku z odniesionych ran. Inna wersja mówi, że popełniła tam samobójstwo. Ojciec, Bernard Szapiro, należał do PPS-Lewicy, a ona skręciła jeszcze bardziej na lewo, czyli do PPR. Blisko spokrewniona ze Stefanem Kisielewskim, którego matką była siostra jej ojca.

Na tej samej klatce naprzeciwko bramy zajmowała lokal siostra znanej pisarki Gabrieli Pauszer-Klonowskiej – Irena Pauszer – wieloletnia prezes spółdzielni, która pozostawiła cenne notatki dotyczące historii domu. Pamiętam, gdy z siostrą spacerowały przed moimi oknami trzymając się pod ramię. Pauszer-Klonowska znana jest głównie z książek historycznych, m.in. o Izabeli Czartoryskiej.

Nie ustaliłem, gdzie mieszkała rodzina znanego piłsudczyka, Mieczysława Dąbkowskiego. Nie znalazłem informacji, który lokal zajmowała socjalistyczna senator i głośna przed wojną feministka Dorota Kłuszyńska, która 3 września 1939 roku jako pierwsza uciekła z naszego domu, bo na dachu umieszczono stanowisko karabinów maszynowych. Po prostu bała się, czego zresztą nie wcale nie ukrywała. Po wojnie związała się z lubelską PPS a ostatecznie trafiła nawet do Komitetu Centralnego PZPR.

Wiem na pewno, gdzie rezydował wiceminister rolnictwa w rządzie Prystora, Karol Kasiński. Jego opuszczony lokal nr 179 na czwartym piętrze jedenastej klatki nadal czeka na spadkobierców. To drzwi jego balkonu podpalono podczas Marszu Niepodległości w roku 2020, kiedy celowano petardą w balkon z feministyczną flagą na szóstym piętrze. 

Nie wiem też, ale może jeszcze uda mi się sprawdzić, w którym lokalu ostatecznie osiadła druga żona Andrzeja Struga, Eleonora (Nelly) Gałecka-Strug, pisarza uważanego za nowe wcielenie „sumienia literatury polskiej”. 

Więcej nazwisk? Proszę bardzo – architekt Maciej Nowicki, współprojektant gmachu ONZ, Sylweriusz Treugutt, senior rodu Treuguttów – ojciec profesora Stefana Toeplitza – historyka kina i rektora Łódzkiej Szkoły Filmowej, który mieszkał tu do śmierci, dziadek krytyka Krzysztofa Teodora Toeplitza. Tu urodził się także książę Michał Ksawery Sapieha, spadkobierca rodu Sapiehów, tu mieszkał hrabia Henryk Rottermund z rodziną, czy dr Jadwiga Zan, z domu Moraczewska. Obok mieszkały jej siostrzenice – Barbara i Janina Plebańskie, bohaterki Powstania Warszawskiego. Wśród lokatorów odnajdujemy piosenkarkę i aktorkę Annę Czartoryską, z „tych” Czartoryskich, a w latach 50-tych mieszkała tu jakaś bliżej nie zidentyfikowana arystokratka z bardzo eleganckim mężem. Nigdy jednak nie udało mi się ustalić ich nazwisk. Może to Aleksandra z książąt Giedroyciów Korczewska, która figuruje w książce meldunkowej administracji?

Na liście przedwojennych lokatorów znajdujemy w każdym razie Teresę Perlową, redaktorkę „Robotnika”, żonę Feliksa Perla, jednego z założycieli PPS-u. To w mieszkaniu Perlowej odbywał tajne narady polityczne z socjalistami i piłsudczykami Walery Sławek, po tym jak Piłsudski przed śmiercią namaścił go na swojego następcę, a Mościcki i Rydz nie zamierzali tego respektować i odsunęli go na boczny tor. Podobno dziadek Józef też tam bywał, ale niechętnie zdradzał o czym dyskutowano, choć redaktorka warszawskiej „Stolicy”, przyjaciółka mojego Ojca, Krystyna Kolińska, tak nalegała... 

– Beze mnie Polska upadnie, przepowiadał Piłsudski. Miał rację. Po śmierci Marszałka Polska była jak kura bez głowy, która jeszcze chwilę biega po podwórku, zanim padnie.

Jak głosi legenda, grupa zwolenników Sławka zastanawiała się wówczas u Perlowej czy należy mimo wszystko dojść do jakiegoś porozumienia z Niemcami, czy też zdać się na łaskę Anglosasów, do czego przychylał się Beck. A może neutralność? Na jedno ze spotkań przyszedł Władysław Studnicki i optował za Niemcami, ale tego już było za dużo dla starych socjalistów. Z kolei opcja anglosaska wydawała się zbyt ryzykowna. Nie zapowiadało się dobrze. Więc co robić? Spróbować zmienić nieodpowiedzialną władzę, czy od razu strzelić sobie w łeb! 

Rozważano przejęcie rządów w porozumieniu z lewicą piłsudczykowską reprezentowaną przez Aleksandra Prystora, Kazimierza Sosnkowskiego i Mieczysława Michałowicza oraz socjalistami, Kazimierzem Pużakiem i Tomaszem Arciszewskim. Czyli powrót do źródeł PPS-u z okresu rewolucji 1905 roku. Sławek miał objąć urząd Prezydenta, jak życzył sobie Piłsudski, Leon Kozłowski premiera, a Kazimierz Pużak miał zostać ministrem spraw wewnętrznych. Inny lokator naszego domu, przyjaciel Dziadka Józefa, socjalista Jan Kwapiński, nie brał czynnego udziału w tych rozmowach, bo był wtedy prezydentem w Łodzi. Sosnkowski jak zwykle hamletyzował, może wojsko?

Nic z tych rozmów u Perlowej konkretnego nie wynikło, a tymczasem robiło się niebezpiecznie... Sławek, w niedzielę 2 kwietnia 1939, kiedy Beck podpisywał układ sojuszniczy z Anglikami, wyciągnął z szuflady biurka browning, który miał jeszcze pod Bezdanami. W piecu spalił listy i dokumenty, po czym ubrał się starannie, a o godz. 20.45, tej samej o której zmarł Piłsudski strzelił, sobie w usta. Na biurku zostawił list: „Spaliłem papiery o charakterze prywatnym, a także wręczone mi w zaufaniu. Jeśli nie wszystkie, to proszę pokrzywdzonych o wybaczenie. Bóg Wszystkowidzący może mi wybaczy moje grzechy i ten ostatni.”

Zdania są podzielone. Albo sprawa wymknęła się spod kontroli i Sławek obawiał się aresztowania, albo uznał, że i tak wszystko jest już stracone. Prof. Paweł Wieczorkiewicz na jednym z wykładów w Instytucie Historii UW, w których uczestniczyłem, nazwał Sławka pierwszą polską ofiarą II wojny światowej, w kontekście jego sprzeciwu wobec polityki Rydza i Becka. W nocy z 18 na 19 czerwca 1939 w swym mieszkaniu w Alei 3-go Maja 2 zastrzeliła się także Perlowa, kiedy też spaliła dokumenty i zatarła wszelkie ślady spisku. Zrobiła to używając pistoletu należącego niegdyś do Piłsudskiego. Symbolika obu samobójstw jest wyraźna. Nie wiem natomiast co stało się z archiwum PPS. Czy przejął je Dubois, czy może Pużak? W pierwszych miesiącach okupacji w dawnym lokalu archiwum mieścił się już tylko „domowy” sklepik, w którym mieszkańcy zaopatrywali się w podstawowe artykuły żywnościowe. 

Lista lokatorów domu to praktycznie lista nazwisk z podręcznika historii czy pierwszych stron gazet. Ot choćby pułkownik Maria Wittek, szefowa Wojskowej Służby Kobiet AK? Po wojnie i wyjściu ze stalinowskiego więzienia, jak wspomniałem, prowadziła na rogu Solca i Al. 3-go Maja kiosk „Ruchu”, ten po naszej stronie ulicy, w którym kupowałem papierosy dla dziadka Józefa! Za mną w kolejce często stawali „smutni panowie”, którzy po skończeniu służby na wiadukcie kupowali sobie „Sporty” albo jeszcze paskudniejsze „Mazury”, przy okazji sprawdzając czy pani pułkownik nie spiskuje, a potem szli na drugą stronę ulicy, odreagować na strzelnicy, aby nie wyjść z wprawy…

Na trzeciej klatce, na parterze mieszkał przed wojną i na początku okupacji aktor Dobiesław Damięcki, nestor aktorskiego rodu Damięckich. Był sąsiadem przez ścianę rodziców Mamy i Babcia skarżyła się, że nie mogła spać, bo w nocy głośno recytował swoje role. Brał udział w wykonaniu (7 marca 1941) głośnego zamachu na aktora kolaboranta Igo Syma, dyrektora Theater der Stadt Warschau, a potem długo się ukrywał. Wystawiono za nim list gończy opiewający na kwotę 3000 złotych. Po wojnie został wybrany prezesem Zarządu Głównego ZASP. Należał już wtedy do „lubelskiej” PPS.

Jako jeden z pierwszych wprowadził się do naszego domu Piotr Matejko. Czy to kuzyn malarza? Tu urodził się jego syn, Aleksander Matejko, jeden z pionierów polskiej socjologii. A co powiecie na nazwisko Michała Witkiewicza? Czy to krewny Witkacego, czy tylko zbieżność nazwisk?

W księgach meldunkowych odnajdujemy także rodzinę ekonomisty Janusza Machnickiego, działacza Rady Głównej Opiekuńczej podczas wojny. Otóż 14 września 1940 roku w porozumieniu z władzami okupacyjnymi zostaje powołana w Warszawie Rada Opiekuńcza Miejska (ROM), będąca lokalną agendą RGO, której prezesem został Janusz Machnicki, bliski współpracownik Adama Ronikiera, prezesa RGO.

Intrygującymi postaciami byli major Mieczysław Słowikowski, pseudonim „Rygor”, as polskiego wywiadu oraz Anatol Słowikowski, pseudonim „Andrzej Nieznany”, których bliższa czy dalsza rodzina mieszkała, a może i mieszka nadal w naszym domu. Mieczysław pracował podczas wojny dla aliantów w Północnej Afryce, a Anatol był współzałożycielem konspiracyjnej skrajnie prawicowej organizacji podziemnej „Miecz i Pług, którą intelektualnie wspierała Zofia Kossak-Szczucka. Była to jedna z tych grup, które po wybuchu wojny niemiecko-sowieckiej nie wykluczały konsensusu z okupantem w obliczu zagrożenia komunistycznego. Skupiała się na działalności wywiadowczej zdobywając dla aliantów m.in. informacje o ośrodku rakietowym w Peenemünde. Została jednak zinfiltrowana przez NKWD, a Anatola Słowikowskiego oskarżonego przez PPR o współpracę z Gestapo, zastrzelono w niejasnych okolicznościach. Sama organizacja została ostatecznie scalona z AK.

Należał do niej także lokator z czwartego piętra na trzeciej klatce, Jan Pudełek, legionista, adiutant Marszałka Piłsudskiego w Belwederze, autor książki „W drużynie Komendanta” . Jego córka, Janina Pudełek, profesor historii baletu warszawskiego, mieszkała tu do śmierci. 

Ciekawa jest historia pułkownika Jana Ziętarskiego, który mieszkał tu z żoną, Ireną. Były legionista, we wrześniu 1939 roku dowodził Oddziałem Wydzielonym 10. DP Armii „Łódź”. Po kapitulacji został internowany w obozie jenieckim, z którego uciekł i przedostał się do Budapesztu. Tam w ramach post sanacyjnego Obozu Polski Walczącej zorganizował grupę kurierską, która nawiązała kontakt z okupowanym krajem i przeprowadzała przez granicę GG działaczy piłsudczykowskich. Był jednym z organizatorów przerzutu do okupowanej Polski marszałka Edwarda Rydza-Śmigłego, co spotkało się z ostrą krytyką kierownictwa AK! 

Wątek powrotu Rydza do Polski owiany jest tajemnicą. Niektórzy uważają, że wrócił, aby walczyć z okupantem nawet jako szeregowy żołnierz i chciał podporządkować się Sikorskiemu inni, że zamierzał utworzyć rząd kolaborujący z Niemcami, a jego zaplecze militarne w kraju mieli jakoby tworzyć członkowie tajnej organizacji „Muszkieterowie”.

Sprawa powrotu Rydza podważyła zaufanie AK do pułkownika Ziętarskiego, ale ostatecznie w marcu 1944 roku został mianowany komendantem Okręgu Radomsko-Kieleckiego AK. Po wojnie działał w podziemnej organizacji WiN (Wolność i Niezawisłość). Aresztowany przez bezpiekę i skazany w procesie kierownictwa WiN ostatecznie wyszedł na wolność w 1951 roku, ale nadal, jeszcze w latach 60-tych był inwigilowany i wzywany „na rozmowy”. 

Podczas wojny trafiła tu Maria Hłasko wraz z synem Markiem. Zachowała się jej kenkarta z adresem Al. 3-go Maja 2. Pracowała wtedy w pobliskiej Elektrowni na Wybrzeżu Kościuszkowskim, a Marek chodził do przyklasztornej podstawówki na Tamce.

Lista starych i nowych mieszkańców jest bardzo długa i często obejmuje kilka pokoleń. Kilka lat temu do lokalu po moim zmarłym stryju Romanie, zięciu Pużaka, wprowadziła się prawnuczka Pużaka, a przedtem mieszkali tu jego wnukowie, Andrzej i Wojciech. 

Andrzej Sibauer, mój kolega z 3-ciej klatki, z którym razem bawiliśmy się w wojnę w pobliskich ruinach, często pokazywał nam siedzącą na balkonie swoją babcię, mówiąc, że była to znana niegdyś lwowska śpiewaczka operowa – Stanisława Makuszówna. 

Wśród mieszkańców odnajdziemy także słynnego kardiochirurga – profesora Zbigniewa Religę, Janusza Tomaszewskiego, brata legendarnego sprawozdawcy sportowego Bohdana Tomaszewskiego, jazzmana Zbigniewa Namysłowskiego, aktora Tadeusza Borowskiego, pisarza varsavianistę Karola Mórawskiego, adwokata Roberta Smoktunowicza z małżonką – prezenterką telewizyjną Hanną Smoktunowicz, po rozwodzie była partnerką Tomasza Lisa, reżyser i scenarzystkę Miłkę Skalską, aktualną prezenterkę TVP-Info, Katarzynę Ciepielewską, Andrzeja Woyciechowskiego, założyciela Radia Z. 

Zbigniew Religa kandydował w pewnym momencie na urząd Prezydenta RP. Wiąże się z tym, umownie to nazwijmy „zabawna historia”. Otóż któryś z Jego przeciwników politycznych wpadł na dość ordynarny pomysł i postanowił wymazać drzwi mieszkania kandydata psimi odchodami. Pomylił jednak piętra i swoją misję zrealizował na trzecim piętrze, na drzwiach mieszkania mojego Ojca. I to się powtarzało w ciągu kolejnych dni. Ojciec wreszcie zorientował się, o co chodzi i na drzwiach wejściowych wywiesił kartkę z napisem: „Kandydat na Prezydenta piętro niżej”. Podobno poskutkowało!

Do listy bardziej znanych postaci należy także dodać dr Jana Glińskiego, który, według dostępnych informacji, urodził się 19 grudnia 1915 r. w Wiedniu. W latach 1934-1939 studiował medycynę na Uniwersytecie im. Józefa Piłsudskiego w Warszawie, na którym uzyskał dyplom lekarza. We wrześniu 1939 zaciągnął się jako ochotnik do 178. pułku piechoty. Po kapitulacji trafił do obozu jenieckiego, z którego został zwolniony w 1940 r. Pracował najpierw w Szpitalu Powiatowym w Opatowie Kieleckim, a później w Szpitalu Zakaźnym św. Stanisława przy ul. Wolskiej 36 w Warszawie. Brał udział w konspiracji pod pseudonimami "Gbur" i „Doktor Jan”. W czasie Powstania Warszawskiego prowadził punkt sanitarny przy ul. Nowogrodzkiej. Po wojnie wyjechał na Dolny Śląsk, gdzie pracował w Zgorzelcu jako lekarz powiatowy, dzięki czemu uniknął prześladowania byłych AK-owców przez UB. Zorganizował tam Służbę Zdrowia powiatu zgorzeleckiego oraz szpital powiatowy, którego został pierwszym dyrektorem. W 1954 roku przeniósł się do Sanatorium Przeciwgruźliczego w Rudce pow. Mińsk Mazowiecki, a od 1972 był jego dyrektorem. W 1975 przekształcił Sanatorium w Specjalistyczny Zespół Opieki Zdrowotnej Gruźlicy i Chorób Płuc, którym zarządzał do roku 1981. Następnie, mimo przejścia na emeryturę, pracował do końca 1995 roku jako asystent w Poradni Przeciwgruźliczej w Otwocku, gdzie dojeżdżał z warszawskiego mieszkania przy Al. 3-Go Maja 2. Zmarł w 2019 roku w wieku 104 lat. Sprawny do końca, bardzo stylowy starszy pan, który zawsze odpowiadał ukłonem podczas spotkania na podwórku.

Na jedenastej klatce mieszkał także architekt warszawski, Edward Mazik, który otrzymał odznakę "milionera" ustanowioną  w 1975 roku w oparciu o decyzję Ministra Spraw Wewnętrznych z dnia 8 stycznia. Przyznawano ją projektantom za zaprojektowanie zrealizowanego w Warszawie miliona metrów sześciennych kubatury, a także projektantom obiektów niekubaturowych, liniowych oraz innych, wg kryteriów przyjętych przez Zespół Opiniujący. Był także inicjatorem odbudowy i rekonstrukcji pomnika "Dowborczyka", stojącego dziś na dziedzińcu Muzeum Wojska Polskiego, oraz fundatorem tablicy upamiętniającej Kazimierza Pużaka na budynku prze ul. Byczyńskiej 1, a także projektantem tablicy upamiętniającej założycieli spółdzielni mieszkaniowej "Powiśle" - Kazimierza Pużaka, Jana Kwapińskiego i Tomasza Arciszewskiego, umieszczonej na fasadzie budynku prze Al. 3-go Maja 2. Należy także wspomnieć zaprojektowanych przez Niego o sieci warszawskich stacji benzynowych, których charakterystyczny wygląd wpisał się trwale w krajobraz Warszawy od lat 40-tych do 80-tych.

Nie zapomnijmy też o mniej znanych nazwiskach rodzin z jedenastu klatek schodowych – Byczkowskich, na parterze w lokalu po Damięckim, Borkowskich, Ciemochowskich, Huberów, Kruszyńskich, Lewickich, rodzinę administratora Michnowskiego (żartowano, że walczył z kotami w piwnicach a przegrał ze szczurami), rodziny Ornowskich, Paczuskich, Rudomino, Rybaków, Siekluckich, producenta wody sodowej Sabbata, (czy to krewny emigracyjnego prezydenta Kazimierza Sabbata), Samolów z córką Małgorzatą, Sibauerów, Strzałkowskich, Szuszkiewiczów i wiele innych. Ważną rolę w lokalnej społeczności spełniały panie Prusikowa i Komosowa, które pomagała mieszkańcom piorąc, krochmaląc i susząc na strychu ich bieliznę pościelową. 

W administracji domu znajdziemy przedwojenne książki meldunkowe oraz te nowsze, z całą listą mniej czy bardziej znanych nazwisk. A mój kolega z podwórka, Andrzej Olbryś, trzecie pokolenie rdzennych mieszkańców-założycieli, jest dziś prezesem Spółdzielni! Wcześniej prezesem był mój Ojciec – z drugiego pokolenia.

A tak na marginesie – pana Mórawskiego, zmarłego niedawno mojego najbliższego sąsiada namawiałem, aby napisał wreszcie książkę o naszym domu. Karol Mórawski wydał już tyle książek o Warszawie, więc prosiłem, żeby napisał jeszcze jedną, że to przecież najlepszy adres w całej Warszawie… Wzruszał tylko ramionami i tłumaczył, że dziś już ludzie nie czytają książek! 

– Mam napisać o tym jak dozorca domu, doniósł na Gestapo, że w domu ukrywają się AK-owcy? Może lepiej przemilczeć? Tu w czasie okupacji działała bowiem ważna komórka organizacyjna podziemia. Byli chyba nieostrożni albo po godzinie 23-ciej nie dali dozorcy kilku złotych za otwarcie bramy… AK-owców aresztowano, ich koledzy zastrzelili dozorcę… 

Nieco inną wersję tego wydarzenia odnalazłem w notatkach byłej prezes Spółdzielni, Ireny Pauszer, która wspomina, że kilka tygodni przed powstaniem został zastrzelony długoletni dozorca domu. Otóż grupa uzbrojonych SS-manów wtargnęła do budynku naszej spółdzielni twierdząc, że z jednego z okien padł strzał i zabił przechodzącego Niemca. SS-mani zagarnęli grupę mieszkańców znajdujących się przypadkowo na podwórzu oraz dozorcę domu. Z rodziny prof. Hubera wzięto aż trzy osoby. Według relacji rodziny Huberów aresztowanych wyprowadzono z domu i umieszczono w prowizorycznym baraku strażniczym, znajdującym się pod wiaduktem Mostu Poniatowskiego. Niemcy zabrali im dokumenty i sprawdzali je dokładnie. Następnie przyglądali się świecąc latarką twarzom zatrzymanych. Zwolniono ich dopiero o świcie zatrzymując jedynie dozorcę domu, którego zwłoki znaleziono następnego dnia pod wiaduktem. 

Okoliczności wskazują na to, że egzekucji prawdopodobnie dokonali Niemcy, ale nie ma na to, żadnego dowodu, nie ma też żadnego dowodu, że zrobili to AK-owcy. Zarówno wersja Morawskiego jak i Pauszer wydają się być wiarygodne, ale niczego nie wyjaśniają do końca. 

Natomiast nasz dom znalazł się stosunkowo szybko w niemieckiej strefie mieszkaniowej. To wtedy zmieniono nazwę ulicy na Bahnhofstrasse. Początkowo Niemcy zajmowali całe lokale, ale wkrótce zorientowali się, że bezpieczniej i wygodniej będzie im mieszkać wspólnie z Polakami. Zajmowali w większych mieszkaniach jeden lub dwa pokoje, a małych lokali nie brali pod uwagę, toteż wielu udziałowców pozostało na miejscu w swoich mieszkaniach.

Pomimo, że w domu mieszkało wielu Niemców szereg lokali nadal było wykorzystywane przez podziemie. W domu mieściło się kilka lokali konspiracyjnych różnych odłamów politycznych. Ciekawe jest to, że użytkownicy tych mieszkań nie wiedzieli nic nawzajem o sobie! Zresztą o to przecież chodziło. Kiedy część domu zajęli Niemcy zdarzało się, że esesmani mieszkali obok konspiracyjnego lokalu AK. Jak wspomina Irena Pauszer w lokalu adw. Sabiny Krzyżanowskiej mieściło się Wojskowe Biuro Historyczne przy Komendzie Głównej AK. Punkt ten uznano za tak pewny, że często służył za miejsce spotkań działaczy podziemia. W roku 1943 odbywały się tam odprawy podchorążych. Okazało się, jednak, że mąż jednej w współpracowniczek mec. Krzyżanowskiej prawdopodobnie współpracuje z Niemcami i punkt został zlikwidowany, podobnie jak domniemany donosiciel. 

Wielu mieszkańców domu uczestniczyło w działalności konspiracyjnej. Znana jest działalność Emilii Borkowskiej, Anny Kościukiewicz, Janiny Płachockiej, Janiny Słowikowskiej, Biruty Strzałkowskiej, które zorganizowały Oddział Patronatu nad Więźniami oraz Komitet Specjalnej Opieki nad rannymi i chorymi żołnierzami podziemia w Szpitalu Ujazdowskim. Środki pieniężne na zakup żywności i materiałów opatrunkowych dla więźniów Pawiaka pochodziły ze składek mieszkańców domu. Do najbardziej ofiarnych należały rodziny Borkiewiczów, Zielińskich, Michnowskich i Samolów. Pomocą chorym mieszkańcom domów – zwłaszcza po godzinie policyjnej – służyła dr Helena Hołówko. Natomiast w mieszkaniu profesora L. Zapolskiego odbywały się tajne komplety. 

Potwierdzone jest, że w mieszkaniach Borkowskich, Dobrskich, Grzybowiczów, Lubańskich, Korczewskich i prawdopodobnie kilku innych ukrywano uciekinierów z getta.

Na tym nie koniec. Otóż w pierwszym dniu powstania – po załamaniu się ataku na przyczółek mostu Poniatowskiego – w budynku Spółdzielni zostali odcięci żołnierze AK 1138 i 1139 plutonu 3 kompanii zgrupowania „Konrad”. Niemcy wyprowadzali wszystkich mieszkańców domu, a jak głosie plotka to podobno córka zlikwidowanego przez AK dozorcy wskazywała Niemcom AK-owców. Zostali rozstrzelani pod arkadami wiaduktu 2 sierpnia 1944 roku. Zginęli wtedy, jak podaje informacja, którą znalazłem na Internecie, m.in.: ppor. Stanisław Aksentowicz ps. Sawa, plutonowy pchor. Zdzisław Gadkowski ps. „Prus I”, kpr. pchor. Eugeniusz Dąbrowski ps. „Korda”, szef kompanii st. sierżant Stanisław Mrozowski ps. „Dąb”, strz. Edward Krowicz ps. „Długi”, strz. Jan Terlecki ps. „Matros”, strz. Tadeusz Zawadzki ps. „Szpindel”, strz. „Antoś”, strz. „Mirek”, strz. „Wukner”, strz. „Skalny”, strz. „Czarny”, bracia „Żbik I” i „Żbik II” oraz dwaj powstańcy o nieznanych nazwiskach ani pseudonimach. Tablica wmurowana przy wejściu na most od strony Wisły przypomina o tym fakcie. 

Nieco inna jest wersja Irena Pauszer, która wspominała, że podczas powstania na dachu domu i na kilku balkonach oddziały AK utworzyły stanowiska bojowe i ostrzeliwały Niemców. Po wyczerpaniu amunicji budynek został otoczony przez Niemców. Niemcy wydelegowali jedną z mieszkanek domu, która w tym momencie była poza domem, aby poszła do walczących powstańców i przekazała im ultimatum. Albo powstańcy poddadzą się i wraz z wszystkimi mieszkańcami wyjdą przed bramę kamienicy, albo Niemcy zdobędą dom szturmem i zabiją wtedy zarówno powstańców jak i mieszkańców. Tu moje pytanie - czy tą parlamentariuszką była może córka zabitego dozorcy i stąd pomówienie, że to ona wskazała AK-owców?

W każdym razie wewnątrz oblężonego budynku wywiązała się dyskusja, w której przeważył głos matek z małymi dziećmi i ostatecznie powstańcy poddali dom. Otwarto bramę i wszyscy oblężeni wyszli na ulicę, przy czym Niemcy od razu oddzielili powstańców od stałych mieszkańców domu. Obawiano się, że Niemcy rozstrzelają zarówno powstańców jak i mieszkańców domu. Jak pisze Irena Pauszer udziałowcy Spółdzielni znający język niemiecki podjęli pertraktacje z Niemcami i zaproponowali spory okup za swoje życie. Wysłano ich transportem do obozu przejściowego w Pruszkowie. Powstańców rozstrzelano jednak pod wiaduktem, a miejscem tym długo jeszcze opiekowała się pani Janina Słowikowska. 

Należy wziąć pod uwagę, że ta relacja pochodzi z drugiej ręki bowiem Irenę Pauszer powstanie zastało na Pradze, gdzie wyprowadziła się już znacznie wcześniej, kiedy większość lokali w naszym domu zaczęli przejmować Niemcy. O przebiegu wydarzeń musiała zatem usłyszeć od mieszkańców domu już po wojnie. 

Nie wiadomo co stało się potem z córką dozorcy, ale jego żona jeszcze w latach 60-tych była dozorczynią domu, zanim zastąpił ją pan Edward Glanc. Ile jeszcze tajemnic tu się kryje?

Ot choćby wątek pułkownika Janusza Abrechta, szefa sztabu komendy głównej ZWZ. Ukrywał się tu w konspiracyjnym lokalu, o czym wspomniał jeden z interesantów, kiedy odwiedziłem administrację domu. Sprawdziłem, chodziło o lokal nr 74 należący do rodziny Huberów. 

Historia pułkownika Albrechta jest bardzo dramatyczna. Został aresztowany w Warszawie w lipcu 1941 roku przez Gestapo, torturowany, a następnie zwolniony na oficerskie słowo honoru z misją przekazania Stefanowi Grot Roweckiemu propozycji niemieckiej. Po zakończeniu misji miał powrócić do więzienia. Otóż podobno Niemcy sugerowali zawarcie porozumienia polegającego na zaprzestaniu represji wobec polskiej ludności cywilnej i walki z polskim podziemiem w zamian za wstrzymanie akcji sabotażowych i wszelkiej innej aktywności wymierzonej w Niemców. W sumie pomysł wart rozważenia, o ile nie była to prowokacja… Albrecht udał się na rozmowę z Roweckim w celu omówienia propozycji Niemców. Na miejscu spotkania, w jednym z domów przy Świętokrzyskiej, zamiast generała znajdowało się kilku AK-owców, którzy wręczyli mu list od Roweckiego o treści: Kochany Januszu! Poszedłeś za daleko. Myślę, że znajdziesz właściwe rozwiązanie. Ściskam cię. Stefan. 

Albrecht po napisaniu listu pożegnalnego do żony i dzieci popełnił samobójstwo zażywając cyjanek podany przez wysłanników Roweckiego. Podobno miał do wyboru sąd wojenny lub tzw. wyjście honorowe, które automatycznie anulowało rozpatrywanie sprawy przez sąd. Chyba w tym wypadku to Rowecki poszedł jednak za daleko. Albrecht nikogo nie wydał w śledztwie, czego dowodem choćby rodzina Huberów, która dotrwała do końca wojny. Prawdopodobnie po powrocie do siedziby Gestapo odesłano by go do obozu. Może jednak obawiano się, że zostanie poddany kolejnym torturom i w końcu zacznie sypać? Więc lepiej namówić go do „wyjścia honorowego? Takie same „rozwiązanie” proponowano zresztą wielu osobom więzionym przez Niemców, posyłając im w miarę możliwości truciznę zanim złamani torturami zaczynali sypać… 

Od podobnej propozycji, jak Albrecht, nie uchronił się także sam Grot-Rowecki, wydany przez rodaków, konfidentów niemieckich osadzonych w strukturach AK. Rozmawiano z nim najpierw elegancko w samym Berlinie proponując wspólne działania w obliczu zbliżającej się Armii Czerwonej, a później posłano do obozu Sachsenhausen, gdzie był do pewnego czasu traktowany jako więzień honorowy. Zgładzony na rozkaz Himlera dopiero po wybuchu Powstania Warszawskiego. 

Dodajmy, że takich „sondaży niemieckich” podczas okupacji było więcej. Dochodziło nawet do sporadycznej współpracy AK z Wehrmachtem na terenach kresowych, w obliczu zbliżającej się Armii Czerwonej. Więcej na ten temat pisze Józef Mackiewicz w swoich książkach „Nie trzeba głośno mówić” i „Droga donikąd”. Ale… przecież nie trzeba było o tym głośno mówić, aby nie drażnić sojuszników naszych sojuszników! I dziś nie jest to nadal dobrze widziane w pewnych kręgach, gdzie wspomina się z niesmakiem „Brygadę Świętokrzyską” NSZ.

Podczas okupacji i powstania mieszkańcy domu ponieśli duże straty, o aresztowaniach, rozstrzelaniach i zsyłce do obozów już wspominałem wyżej. W powstaniu zginęli według Ireny Pauszer m.in.:

Zofia Jaworska – pseudonim „Zośka” (1922-1944), w konspiracji pielęgniarka, (Sanitariat Okręgu Warszawskiego Armii Krajowej) - Grupa Bojowa "Krybar" - Szpital Polowy ul. Pierackiego 3/5, następnie w Szpitalu Wolskim ul. Płocka 26. Wyjechała z Warszawy z rannymi. Formalnie zaginiona. 

Jerzy Słonecki – pseudonim „Korab” (1925-1944), w konspiracji kapral, II Obwód „Żywiciel” (Żoliborz) Warszawskiego Okręgu Armii Krajowej - zgrupowanie „Żubr” - 2. kompania - pluton 237. Zmarł z powodu odniesionych ran w szpitalu przy ul. Miechowieckiej w październiku 1944 r. 

Barbara Plebańska „Ola” (1922-1944), łączniczka, siostrzenica dr. Jadwigi Zan, w konspiracji - Szare Szeregi - harcerka 15. Warszawskiej Żeńskiej Drużyny Harcerzy, następnie w Armii Krajowej - Kedyw KG AK - Brygada Dywersyjna "Broda 53" - batalion „Zośka” – pluton żeński „Oleńka” - 1. drużyna. W powstaniu Wola - Stare Miasto - kanały - Śródmieście - Górny Czerniaków. Wzięta do niewoli 23.09.1944 r. Zamordowana na Woli. Dokładna data jej śmierci nie jest pewna, prawdopodobnie zamęczona i rozstrzelana w grupie sześciu dziewcząt ze zgrupowania „Radosław”, ostatni raz widzianych w rejonie kościoła św. Wojciecha przy ul. Wolskiej. 

Janina Plebańska (siostra Barbary) „Jola” (1924-1944), łączniczka, w konspiracji Szare Szeregi - harcerka 15. Warszawskiej Żeńskiej Drużyny Harcerzy. W powstaniu Armia Krajowa - zgrupowanie „Radosław” - pułk „Broda 53” - batalion „Zośka” - 3. kompania „Giewonta” - łączniczka dowódcy, wola, Stare Miasto. Poległa pod gruzami zbombardowanej kamienicy przy ul. Zakroczymskiej 7 na Nowym Mieście. Według niektórych relacji wcześniej ciężko raniona w wyniku eksplozji pocisku czołgowego. Janina Plebańska pochowana jest na Powązkach Wojskowych w kwaterze Batalionu „Zośka” (20-A-IV-5). Ekshumacji i przeniesienia ciała dopilnowała po wojnie ciotka Janiny - Jadwiga Zanowa z Moraczewskich. Odznaczona Krzyżem Walecznych. 

Maria Sawicz, „Sawa” (1923-1944), sanitariuszka i łączniczka, w konspiracji - Drużynowa 3 „Czerwonej” drużyny Chorągwi Warszawskiej Organizacji Harcerek. Instruktorska harcerskich patroli sanitarnych. Konspiracja - VII Obwód „Obroża” (powiat warszawski) Warszawskiego Okręgu Armii Krajowej - 5 Rejon „Gątyń” (Piaseczno) - batalion „Krawiec” - sanitariat. Córka płk. Władysława Włodzimierza Sawicza, lekarza-chirurga, do wybuchu Powstania Warszawskiego szefa Wojskowej Służby Zdrowia Okręgu Warszawa Armii Krajowej. Powstanie - V Obwód (Mokotów) Warszawskiego Okręgu Armii Krajowej - 5. Rejon - batalion „Oaza” (następnie „Ryś”) - kompania „Krawiec”. Poległa w obecności swego ojca lekarza podczas nalotu na Szpital Ujazdowski mieszczący się wówczas przy ul. Chełmskiej 19 (budynek Zgromadzenia Sióstr Rodziny Marii), w którym pełniła służbę sanitarną. 

Według zdawkowych notatek Ireny Pauszer zginął także jeden z braci Siwików (brak imion) oraz Hanka Maciejewicz, ale nie znalazłem bliższych informacji na ich temat. W powstaniu brali udział także inni, niewymienieni tu z nazwiska mieszkańcy domu i tu także nie mam żadnych informacji poza zasłyszanymi przelotnie wypowiedziami kilku mieszkańców domu.

A wracając do nowszych, ale także dramatycznych czasów to mamy wątek działalności konspiracyjnej w PRL-u.

– Tak, tak, pamiętam, powiedział mi kolega, kiedy podałem mu adres, tam odbierałem gdzieś gazetki, chyba to było na piątej klatce…

Sprawdziłem. Dotarłem do informacji, że pod koniec lat 70-tych w lokalu Elżbiety Regulskiej drukowano i składano niezależne wydawnictwa, m.in. znowu „Robotnika”. Natomiast 13 grudnia 1981 roku bezpieka internowała właścicielkę, wyłamując najpierw drzwi mieszkania. Koło konspiracji jakby się zamknęło, oby na zawsze. To była historia najnowsza. Ostatnim „historycznym” akcentem było podpalenie balkonu mieszkania sanacyjnego ministra Kasińskiego w czasie Marszu Niepodległości w 2020 roku. Pytanie, czy coś się jeszcze tu wydarzy?

Cóż, choć nie byłem w stanie dotrzeć do szczegółowych informacji, które lokale zajmowali różni bohaterowie tego tekstu, to myślę, że nie jest to wcale takie ważne! Wszystko, co opisuję i tak działo się i dzieje się nadal w ramach lokalnej społeczności, która ma swoją historię wpisującą się w szerszy kontekst naszych dziejów i która, można chyba zaryzykować twierdzenie, z biegiem lat wytworzyła własną formułę identyfikacji zbiorowej. Nie wiem, może się mylę, ale sądzę, że osoby, które tu się urodziły czy mieszkały przeważnie uważają ten adres za najważniejszy w życiu. Ja w każdym razie tak!

Warto jeszcze dodać, że dom w pewnym momencie wpisano do rejestru zabytków kultury. Miało to swoje dobre strony, ale okazało się, że tych złych było więcej. Dla mieszkańców oznaczało to m.in. utrudnienia w przeprowadzeniu remontów. Jeżeli to zabytek, to wszystko powinno być… no nie tyle zabytkowe, ale powinno spełniać pewne wymagania. Okna powinny pozostać drewniane z oryginalnymi mosiężnymi detalami, a tymczasem część lokatorów zdążyła już zamienić stare tzw. klatkowe drewniane okna na nowe, plastikowe. A co z piecami i kuchniami na węgiel? Przeważnie już porozbieranie… Kaloryfery zainstalowano pod koniec lat 60-tych i podłączono do centralnej sieci. Kto dziś pali w piecu czy gotuje na kuchni węglowej. I tak dalej… Czyli trudno i drogo byłoby mieszkać w takim zabytku. Odwołano się od decyzji i dom przestał być zabytkiem. Może z wyjątkiem antycznych wind szwajcarskiej firmy Stigler, które odrestaurowano z pietyzmem.

Ciekawe czy zachowała się gdzieś lista niemieckich mieszkańców domu podczas wojny? Może odnalazłoby się na niej nazwisko lokatora naszego mieszkania na parterze i jego polskiej kochanki, która po wojnie wyjechała do Szczecina i założyła szczęśliwą polską rodzinę, albo nazwisko oficera mieszkającego w mieszkaniu dziadka Józefa, który dobrze obchodził się z naszymi meblami, a po którym został w kącie worek żołnierza Wehrmachtu, pewnie ordynansa i kordzik kapitana łodzi podwodnej, ukryty za piecem… 

Na początku 1943 roku wysiedlono pozostałych polskich mieszkańców domu, w tym naszą rodzinę, która otrzymała przydział mieszkania na Elektoralnej 4. Jeżeli ktoś jeszcze pozostał na miejscu to i tak po zamachu na Franza Kutscherę musiał opuścić dom.

Po wojnie w sowieckiej Polsce przedwojennych lokatorów też praktycznie usiłowano wysiedlać. Powracający mieszkańcy często zastawali na drzwiach swoich mieszkań nalepione kartki opatrzone okrągłą pieczęcią, głoszące, że. „decyzją Zarządu Miejskiego w domu przy Al. 3-go Maja 2 lokal nr… zarezerwowany jest dla pracownika Elektrowni Warszawskiej. Zarząd Miasta zadecydował, że pracownicy tej instytucji niezbędnej do wskrzeszenia Stolicy winni w pierwszym rzędzie otrzymać dach nad głową. Uprawnieni do lokalu pracownicy Elektrowni w obawie przez dokwaterowaniem osób trzecich zagęszczali mieszkania na własną rękę swoimi krewnymi, co później legalizował urząd kwaterunkowy.

Część dawnych mieszkańców uzyskała jednak zgodę na zajęcie pokoju we własnym lokalu, przy równoczesnym przyjęciu dodatkowych lokatorów w wolnych pokojach w ramach kwaterunku. bo reguły były tu płynne i wszystko zależało od dobrej woli urzędników i nie tylko od woli… Niektórzy udziałowcy otrzymywali też przydział przynajmniej na pokój we własnym mieszkaniu podejmując pracę w elektrowni. Tak część naszego lokalu objął formalnie stryj Roman, zatrudniony w Elektrowni. Podobnie prof. Sylwester Treugutt, jako dyrektor Liceum Energetycznego, czy dr Helena Hołówko i pielęgniarka Anna Kościukiewicz zatrudnione w przyzakładowej przychodni zdrowia. 

Kiedy byłem mały i wyglądałem przez moje okno na parterze, większość z pierwszych mieszkańców już nie żyła. Pozostała tylko garstka weteranów i duża grupa nowych lokatorów, często nie będących członkami Spółdzielni. Po wojnie działał bowiem wspomniany kwaterunek, co oznaczało przymusowe zasiedlanie mieszkań zgodnie z zasadą – jedna rodzina, jeden pokój. Odzyskiwanie mieszkań przez prawowitych właścicieli i ich spadkobierców trwało potem latami. W każdym razie ci dawni, co przeżyli i ci nowi byli moimi sąsiadami. Budynek jest dziś także siedzibą wielu firm, usytuowanych przeważnie na parterze. Wspomnijmy tu choćby popularne wydawnictwo i księgarnię "Dwie siostry", mające swoją siedzibę w dawnej wytwórni wód gazowych Sabatta.

Natomiast okno w moim starym mieszkaniu na parterze, które w końcu sprzedała Babcia, nowy właściciel wymienił na plastikowe i teraz spacerując wzdłuż domu patrzę na nie z pewnym niesmakiem. Czy to jeszcze moje okno?

(Fragment większej całości)

Zdjęcia w albumie poniżej oraz na stronie: https://www.warszawa1939.pl/obiekt/3maja-2

PS

A poza tym sama nazwa ulicy - to przecież Al. 3-go Maja - upamiętniająca naszą pierwszą konstytucję! Czy może być lepsza nazwa dla ulicy?

Specjalne podziękowanie należy się p. Andrzejowi Olbrysiowi , prezesowi Spółdzielni Budowlano-Mieszkaniowej „Domy Spółdzielcze”,  przy Al. 3-go Maja 2, za konsultację i pomoc przy weryfikacji danych, wykorzystanych w powyższm projekcie.

Projektem zainteresowało się też ostatnio Muzeum Miasta Warszawy i prowadzone są rozmowy w sprawie spopularyzowania historii budynku i jego mieszkańców.

Zobacz galerię zdjęć:

1920, Fot. Archiwum Spółdzielni.
1920, Fot. Archiwum Spółdzielni. 1929, Fot. Archiwum Spółdzielni. 1930, Fot. Archiwum Spółdzielni 1934, Fot. Z. Sibauer 1934, Fot. Z. Sibauer 1939, Fot. Archiwum Spółdzielni. 1944, Fot. Archiwum Spółdzielni. 1945, Fot. Archiwum Spółdzielni. 1955, Fot. Archiwum Spółdzielni. 2005, Fot. Archiwum Spółdzielni.
Al. 3-go Maja 2

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Społeczeństwo