Arkadiusz Meller Arkadiusz Meller
1437
BLOG

Marian Kowalski i Ruch 11 listopada, czyli o Marianie Kowalskim i Pastorze z Lublina.

Arkadiusz Meller Arkadiusz Meller Wybory Obserwuj temat Obserwuj notkę 13

Pozorna nowa jakość Ruchu 11 listopada na polskiej scenie politycznej

Najnowsza historia Polski, czyli ostatnie ćwierćwiecze obfitowała w powstawanie najprzeróżniejszych bytów politycznych, które czasami wzbudzały uśmiech politowania, a czasami przerażenie. Fantazja wybrańców narodu, a czasem osób aspirujących do godności poselskich i senatorskich nie zna granic. Żeby udowodnić tę prostą prawdę wystarczy spojrzeć w przeszłość i tam w galerii rozmaitych oryginałów dostrzeżemy takie zacne postacie jak Janusza Rewińskiego z jego Polską Partią Przyjaciół Piwa, Andrzeja Leppera z Samoobroną, czy też Janusza Palikota z jego wesołą gromadką, która przybrała nazwę Twojego Ruchu. Do tej galerii można jeszcze dodać Ryszarda Petru i Nowoczesną, bo jak powszechnie wiadomo, były szef tej partii każdego niemal dnia z racji swych licznych wpadek dostarcza współobywatelom niezbędnej do zdrowego funkcjonowania dawki rozrywki. Galeria politycznych dziwadeł została ostatnio uzupełniona przez Ruch 11 listopada, czyli partię polityczną stworzoną przez Mariana Kowalskiego- byłego kandydata Ruchu Narodowego na prezydenta Polski, oraz Pawła Chojeckiego – pastora Kościoła Nowego Przymierza z Lublina, oraz wydawcę miesięcznika Idź pod Prąd. Partia ta jest dziwnym jak na polskie warunki tworem politycznym z racji swojego programu, ideologii i sposobu artykułowania poglądów.

Można jednak na to środowisko oryginałów na polskiej scenie politycznej popatrzeć także z innej perspektywy. Chodzi tu analizę działań tej grupy ludzi w kontekście historii elit decyzyjnych III RP. Elity owe powstały na bazie kooptacji części tzw. konstruktywnej opozycji i starej elity władzy. Komuniści wprawdzie zmienili szyldy i stali się socjaldemokratami ( w znakomitej większości), albo liberałami, skorymi do wybierania śmiało przyszłości z jednoczesnym zapomnieniem tego co działo się w niedalekiej przecież socjalistycznej przeszłości. Podobny cel przyświecał również stronie opozycyjnej. Gdzie miała tym razem objawić się świetlana przyszłość do której powinna zmierzać Polska ? Oczywistą odpowiedzią na to pytanie było postawienie na integrację postkomunistycznego państwa z strukturami świata zachodniego EWG, czyli dzisiejszą Unią Europejską i NATO. Dążenie do realizacji tego celu jakkolwiek wydawało się posunięciem słusznym, bo sami Polacy uważali, że miejsce Polski jest na Zachodzie, a nie w sowieckim systemie zależności , to realizacja tego celu nie odbywała się już zgodnie z interesem narodu, ale z życzeniami silniejszej strony tego układu, czyli z mocarstwami europejskimi i USA. Dowodem, że tak właśnie było jest historia transformacji, owocująca likwidacją przemysłu, miejsc pracy, zapaścią demograficzną i emigracją zarobkową. Najważniejszą ceną jaką poniósł naród, było to, że elity decyzyjne w swoich działaniach i decyzjach nie były samodzielne, ale zależne od opinii możnych tego świata, którzy za synekury w biznesie, albo dobrze płatnych stanowiskach urzędniczych w Brukseli godziły się na dyktat obcych interesów. Niektórym z tych polityków wystarczyły nawet puste gesty, poklepanie po plecach, uścisk dłoni, co miało świadczyć o tym, że nasi urzędnicy państwowi zyskali w oczach Zachodu prawie równy status jak ich koledzy z Paryża, czy Berlina. Polityka taka przez lata budziła niezadowolenie i frustrację prawicowych środowisk politycznych, które taki wasalny stosunek mniej lub bardziej otwarcie krytykowały. Najbardziej karykaturalny obraz tej polityki objawił się naszym rodakom w czasie rządów PO- PSL, bo koalicja ta przyszłość Polski wiązała z realizacją życzeń europejskiego hegemona, czyli Niemiec. Intelektualny uwiąd i przywiązanie do naszej kochanej „złotej Pani”, krytykowało wielu publicystów i polityków, w tym też Marian Kowalski i jego środowisko IPP, które jako alternatywę proponowało i proponuje nadal przywiązanie Polski do Waszyngtonu i Izraela. Remedium na zależność od Berlina, ma być w ocenie lubelskich polityków zależność od USA. Można więc powiedzieć, że nie jest to żadna polityka w stylu Metternicha, ale ucieczka z deszczu pod rynnę, żeby się przekonać , że tak jest w istocie trzeba sięgnąć do programu tej partii politycznej, oraz do programów nadawanych w internecie pod szyldem IPP TV.

Ruchu 11 listopada, a polityka zagraniczna

Ruch 11listopada, nie jest jak wspomniano nową jakością na polskiej scenie politycznej jak lubi się reklamować. Nowego sposobu uprawiania polityki, ani tym bardziej analizowania tego co dzieje się na świecie nie widać w tym środowisku w żadnym wypadku. Stare elity chciały roztopić polską tożsamość narodową w jednoczącej się Europie. W lewicowej wizji przyszłości narody tworzące Unię mają zniknąć, bo zastąpi je wspólne europejskie supermocarstwo, zdolne do rywalizacji o globalny prymat z Chinami, czy USA, a w przyszłości z Indiami. Ruch 11 listopada nie oferuje w zasadzie niczego odmiennego, bo wprawdzie mowa jest o stworzeniu bilateralnego sojuszu z USA, ale pastor Chojecki idzie w swoich działaniach o krok dalej, niż by to wynikało z tez zawartych w programie tej formacji politycznej. Chojecki mówił bowiem o konieczności sformatowania polskiej tożsamości narodowej na nowo. Budowa nowego Polaka miałaby się odbywać na wzór protestancki, najlepiej wyrażony przez samego przywódcę Kościoła Nowego Przymierza. Katolicyzm miałby zostać całkowicie porzucony, a w to miejsce miałaby wejść biblijny, sposób interpretacji chrześcijaństwa i całej otaczającej nas rzeczywistości. Sojusz polityczny, to w ocenie Chojeckiego zbyt mało, by Polska mogła stać się państwem bezpiecznym, potrzebna jest jedność cywilizacyjna, a ową jedność najlepiej osiągnąć przez przyjęcie protestantyzmu w wersji amerykańskiej rzecz jasna, bo tylko tam w USA chrześcijaństwo zostało właściwie zinterpretowane, co oczywiście skutkowało dobrobytem społeczeństwa i militarną potęgą tego państwa na świecie. Recepty Chojeckiego de facto doprowadziłby to takiego samego skutku jak pomysły federalistów europejskich, czyli do zaniku polskiej państwowości, bo Polska nie byłaby w tym scenariuszu nawet wasalem, ale kolejnym stanem USA. W tym sposobie myślenia nie ma kalkulacji, ważenia interesów, ale jest argumentacja oparta wyłącznie na przesłankach ideologicznych i kompleksach. Podobnie bowiem jak polscy politycy czuli się gorsi od swoich zachodnich kolegów i własną tożsamość narodową, tradycję uważali za obciążenie w dążeniu do wyśnionej Europy, tak Chojecki z Kowalskim, polską religijność uważają za główny problem, który należy rozwiązać.

W ocenach liderów Ruchu 11 listopada, to co zdecydują USA, wobec państw trzecich jest z definicji dobre i w każdym wypadku Polska powinna podążać za linią w polityce zewnętrznej wytyczonej przez Waszyngton. Przykładów można przytaczać w tym miejscu bez liku, chociażby w ostatnim czasie na pierwszy plan wysunęła się sprawa przeniesienia ambasady USA do Jerozolimy. Kiedy Donald Trump ogłosił, że właśnie do tego miasta zostanie przeniesiona ambasada, środowisko IPP natychmiast poprało tą decyzję, domagając przy tym analogicznej decyzji ze strony Warszawy, mimo, że w tym samym czasie Polska była ofiarą propagandowego ataku ze strony środowisk amerykańskich Żydów. Polska miałaby oczywiście kosztem zerwania i tak słabych kontaktów z światem islamu, podporządkować się woli swojego suwerena za oceanu. Darmowe usługi i bezgraniczna uległość wobec silniejszego, skutkowałaby tylko pogardą ze strony Waszyngtonu. Podobny , wiernopoddańczy stosunek jak do USA, widoczny jest wobec Izraela. Postawę taką trudno nazwać polityką, bo polityka to sztuka realizacji określonych interesów przy zastosowaniu odpowiednich środków, które mają dać pozytywny efekt w postaci wzmocnienia państwa na arenie międzynarodowej.

Ruch 11 listopada – partia bez zdolności koalicyjnej

Podobnie rzecz ma się na odcinku polityki wewnętrznej, w tym wypadku również nie widać mądrze opracowanej strategii politycznej, czy wyborczej. Mała formacja polityczna, która nie ma pieniędzy, ani wielkiego zaplecza kadrowego samodzielnie nie ma szans na poważne zaistnienie w polityce. Liderzy Ruchu 11 listopada najwidoczniej tego nie rozumieją forsując swoją wizję mitologii politycznej w której jedyną słuszną partią jest lubelskie środowisko skupione wokół Mariana Kowalskiego i Pawła Chojeckiego. Ludzie Ci forsują swoim zwolennikom wizję oblężonej twierdzy, którą zdrajcy i agenci stale atakują biblijną , antykomunistyczną formację polityczną, walczącą o dobro Polski i Polaków. Ustawiając w taki sposób narrację polityczną, każda inna partia polityczna musi być szkodliwa z definicji, a skoro tak , to wszelka współpraca która prowadziłaby do zawarcia koalicji wyborczej również jest wykluczona.

Do momentu zmiany premiera takim wyjątkiem dla lubelskiego środowiska był PiS. Rząd Beaty Szydło, mimo pewnych krytycznych ocen Chojecki z Kowalskim popierali, co dostrzegała władza i dawała możliwość promocji Kowalskiemu komentowania wydarzeń politycznych na antenie publicznej telewizji. Ostatecznie nawet i ten sojusz został pogrzebany, gdy animatorzy Ruchu 11 listopada ogłosili, że nowy szef rządu jest agentem pracującym na rzecz Chin, Watykanu itd. W efekcie ostatni most na który można było wejść, by jakoś zaczepić się w poważnej polityce został spalony. Poprzednio bowiem destrukcji uległy wszystkie nici jakimi związany był Marian Kowalski z ugrupowaniami antysystemowymi. Lubelski duet zdążył obrazić już bowiem wszystkich liderów środowisk sytuujących się na prawo od PiS-u. Narodowcy, zwolennicy Grzegorza Brauna, aktywiści partii Wolność , a wcześniej KORWIN, zwolennicy Kukiza, wszyscy oni stali się wrogami z którymi jakakolwiek współpraca nie jest możliwa z powodów ideologicznych, czy politycznych. Preteksty do oskarżeń o agenturalność ( najczęściej używany argument przez lubelski duet ) , zawsze się znajdowały. Zamiast więc działać na rzecz poszerzenia swojego potencjalnego elektoratu, Kowalski, a zwłaszcza Chojecki, robili wszystko, by maksymalnie taką bazę zawęzić. Trudno uznać działanie takowe za skuteczną strategię polityczną, która w przyszłości mogłaby zaowocować miejscem w ławach poselskich, czy chociażby stanowiskiem w administracji lokalnej, bo nawet na to Ruch 11 listopada nie ma wielkich szans. Groteskowa działalność, mało mająca wspólnego z realnym opisem rzeczywistości musiała w końcu skończyć się izolacją polityczną tych ludzi, bo wszyscy potencjalni sojusznicy polityczni Ruchu 11 listopada zdystansowali się od jej liderów i od tego co partia głosi publicznie za pośrednictwem internetowej telewizji.

Ruch 11 listopada – partia bez programu gospodarczego

Ruch 11 listopada poza miałkością programową w polityce zagranicznej i głupotą w polityce wewnętrznej jest także środowiskiem, które nie prezentuje żadnej wartości programowej. Widać to chociażby na odcinku polityki gospodarczej, gdzie zainteresowany akurat tymi zagadnieniami potencjalny wyborca nie znajdzie żadnej konkretnej odpowiedzi na podstawowe pytanie dotyczące tego jak powinna wyglądać Polska za 20, 30 lat, jakie reformy należy przeprowadzić , by osiągnąć określone cele w tej dziedzinie, kto na takich zmianach może stracić, a kto zyskać itd. Program Ruchu 11 listopada jest na tyle ogólnikowo sformułowany, że trudno stwierdzić w jaki sposób kraj powinien być zreformowany. W programowej agendzie Ruchu znajdziemy tylko takie stwierdzania jak konieczność likwidacji ZUS-u, czy wprowadzenie emerytury obywatelskiej, obniżenie podatków i likwidację administracji na szczeblu lokalnym. Dalej na stronach internetowych partii można przeczytać, że formacja chce gospodarki opartej na polskim węglu, pozbawionej przy tym garbu administracyjnego, co w domyśle ma skutkować tym, że w przyszłości mogłaby lepiej się rozwijać. Wszystko niby wydaje się oczywiste, a nawet słuszne dla większości antysystemowych wyborców, tyle, że politycy zawiadujący Ruchem 11 listopada nie mówią w jaki sposób miałby się dokonać te wszystkie zmiany w administracji i ekonomice państwa. W tym miejscu można mówić o programowej pustce, bo napisanie mapy drogowej wszystkich tych reform wymagałoby stworzenia odpowiedniego zespołu fachowców i analityków, którzy potrafiliby przedstawić szczegółowo plan realizacji postulowanych reform. Działań zmierzających do urzeczywistnienia tego celu jednak nie widać i trudno oczekiwać ich w przyszłości, bo takie kroki wymagają nie tylko pieniędzy, ale też chęci ze strony ludzi zawodowo zajmujących się analizami ekonomicznymi. Ludzie tacy najczęściej pracują na uczelniach wyższych, ale przecież pracowników naukowych lubelski duet też zdążył wiele razy obrazić, trudno więc zakładać, że teraz nagle ktoś jednak zechce swoim nazwiskiem firmować działalność partii Mariana Kowalskiego i pastora Pawła Chojeckiego.

Czy więc jest Ruch 11 listopada ? Wydaje się, że jest to przede wszystkim kolejna wydmuszka polityczna bez przyszłości. W przeciwieństwie jednak do takich formacji jak Twój Ruch- Janusza Palikota, czy Samoobrona kierowana przez Andrzeja Leppera, a nawet Nowoczesna Ryszarda Petru nie ma szans dostać się do parlamentu, bo groteskowość tego środowiska jest na tyle duża, że nawet najbardziej radykalnie usposobieni wyborcy nigdy nie udzielą poparcia partii, która jest antykatolicka i jednocześnie filosemicka nastawiona przy tym bezkrytycznie do USA. Trudno też szukać poparcia u wyborców prawicowych i antysystemowych, bo Ci nie tylko nie kochają Ameryki, czy Izraela, ale i chcą współpracy, a przede wszystkim szacunku do oponentów politycznych sytuujących się po prawej stronie sceny politycznej. Przyszłość tej formacji jest raczej przesądzona, partia zniknie z życia publicznego wcześniej czy później, tak jak jej liderzy, którzy nic poza okrągłymi hasłami i nienawiścią do całego świata nie mają do zaoferowania polskim wyborcom.


Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka