Papież Benedykt XVI nie przyjmie na audiencji tybetańskiego przywódcy duchowego Dalajlamy. Uległ presji chińskich władz, tym samym dołączając do takich pomników światowej polityki, jak słynący z tolerancji wobec bliźnich innych nacji Nicolas Sarkozy czy inny znany dobroczyńca Gerhard Schroeder.
Papieska administracja wykazała się niezwykłą niezłomnością - wystarczyło jedno burknięcie ze strony chińskiej MSZ a już ustalenia dotyczące wizyty Dalajlamy szlag trafił. Jak zwykle poszło o to, co Chiny mogą zrobić a co może zrobią albo i nie zrobią.
I kiedy taką uległość wobec Państwa Środka można jakoś wytłumaczyć, jeśli mówimy o interesach Ruperta Murdocha czy szefów Google, którzy jako cyniczni gracze - typowe kapitalistyczne świnie - mają swoje świńskie prawo robić takie interesy, jakie im odpowiadają. I jeśli można nawet usprawiedliwiać tchórzostwo Sarkozy'ego interesami całego kraju, o tyle taka postawa Głowy Kościoła Katolickiego zasługuje na pokaźną dawkę krytyki.
Oczywiście sprawa nie jest czarno-biała i Papież wraz z otoczeniem łatwego zadania nie mieli. Musieli zważyć los prześladowanych w Chinach katolików i los prześladowanych Tybetańczyków. Zważyli i wyszło im, że los katolika jest ważniejszy od losu Tybetańczyka. W końcu Biblia nic o Tybecie nie wspomina, a i Harrera były kardynał Ratzinger pewnie zapomniał, bo czytać musiał. Czy jednak dokonywanie takich ocen licuje z obliczem głowy Kościoła?
Jan Paweł II, spotykając się z Dalajlamą uznawał, że dyplomatyczne przepychanki nie są tak istotne, jeśli chodzi o symbole. Takim symbolem był właśnie Dalajlama w Watykanie. Wówczas symbolizował dialog międzyreligijny i zwycięstwo moralności nad dyplomacją. Dziś brak Dalajlamy w Watykanie symbolizuje przerost przyziemnych gierek nad ideą i niebezpieczną dla katolików miałkość charakteru ich przywódcy.
Benedykt XVI okazał się więc Papieżem z Modeliny, który w jednym sprawach jest niezwykle twardy, natomiast w innych - wówczas gdy ktoś umiejętnie zwiększy temperaturę - staje się mięciutki i giętki jak plastelina. Jednak co kto lubi - jedni wolą pomniki ze spiżu, inni plastelinowe ludki z kreskówek.