Melwas Melwas
104
BLOG

Tylko napisy!

Melwas Melwas Polityka Obserwuj notkę 44

Bogusław Chrabota poruszył dzisiaj temat napisów dialogowych w telewizji. Nie pierwszy to głos w salonie w tej sprawie. Już wczoraj jeden z komentatorów pisał o wskrzeszaniu "polskiej  szkoły dubbingu". Skąd bierze się ta niechęć do napisów? Do formy tłumaczenia, która wydaje się najlepszą z dotąd wymyślonych.

Redaktor Chrabota pisze o szerokim rozpowszechnieniu napisów w filmach, jako o torturze. Nie bardzo rozumiem, na czym ta tortura miałaby polegać a sam redaktor nie jest do końca klarowny w swych wyjaśnieniach. Z tego, co można wyczytać złem dla redaktora Polsatu jest edukacyjny walor napisów, który ponoć przesłania inne walory telewizyjnej rozrywki.

Pomysł poroniony i obciążony ciężkim ideologizmem. Bo niby dlaczego cały system komunikacji ma służyć edukacji. Ta ostatnia jest bowiem tylko jednym z kierunków oddziaływania na ludzką umysłowość i psychikę. Człowiek szuka w przekazach również czego innego: informacji, relaksu, rozrywki, sensacji, etc; a więc całej palety czynników budujących różne stany emocjonalne.

 

Powiem szczerze: nie rozumiem. Nie rozumiem tego, dlaczego redaktor Chrabota przeciwstawia sobie edukację i informację ( relaks, sensację, rozrywkę )? Trudno znaleźć jakieś racjonalne wytłumaczenie dla tak postawionej tezy. Czy zwykły Kowalski oglądając film rozrywkowy z lektorem bawi się lepiej, niż oglądając film z napisami?

 

Idąc tym torem, lecz w przeciwległą zupełnie stronę można by dojść do wniosku, iż hipotetyczny Kowalski przy hipotecznymi filmie oglądając go z hipotetycznymi napisami na hipotetycznej kanapie dużo lepiej będzie bawił się oglądając film z napisami. Dużo lepiej odczuje emocje, które lektor i dubbing ( niestety ) niemal całkowicie tępią. Uzyska dużo więcej informacji, które z racji podkładu lektora muszą być ograniczane ( nie raz słuchając lektora w filmie obejrzanym z napisami lub bez nie mogłem wyjść z podziwu, jak można tak "twórczo" przerobić oryginał ). To samo można powiedzieć o rozrywce, która bierze się bezpośrednio z emocji.

 

Nie wiem, czy redaktor Chrabota nie rozumie, czy nie chce zrozumieć, że walor edukacyjny napisów jest znakomitym dodatkiem i niczym więcej. Niczego nie zastępuje, a wręcz przeciwnie podkreśla inne aspekty sztuki filmowej ( telewizyjnej ).

 

Redaktor Chrabota pisze dalej, martwiąc się o tzw. przekaz:

Telewidz nie musi znać języka angielskiego. Nakazująca stosowanie polskich napisów regulacja ustawowa w sposób elementarny ograniczałaby dostępność treści przekazu dla tych, którzy z różnych przyczyn tego języka nie znają i nigdy nie poznają.

Człowiek nie musi być telewidzem. Tak samo, jak nie ma ustawowego nakazu bycia wielojęzycznym, tak samo nie ma nakazu oglądania telewizji. Nieważne, czy jest się młodym i zaradnym pracownikiem czy studentem, czy starszą panią. Nie istnieje przymus oglądania kolejnego sezonu Lost ( sam nie widziałem żadnego odcinka ) czy ślęczenia przed telewizorem w oparach Mody na Sukces. 

Dalej pan Chrabota pisze o aspekcie finansowym:

Przygotowanie wersji językowej w wersji tekstu pisanego jest znacznie bardziej kosztowne, niż lektor. Na taki wysiłek stać byłoby pewnie tylko wielkich nadawców. Mniejsi nie mieliby szans na poradzenie sobie z tym problemem.

I nawet jeśli również dla mnie obowiązek ustawowy wyglądałby absurdalnie, to i te argumenty redaktora Chraboty można zbić bardzo prosto. Koszty ponoszone przez nadawców byłyby takie same, więc sytuacja zasadniczo nie zmieniałaby się. Jeśli któryś z nadawców miałby problem z nadawaniem głupich amerykańskich filmów z napisami zawsze mógłby zmienić profil, stawiając na filmy polskie. Jeśliby tego nie chciał uczynić - jego strata. W Polsce nie ma przymusu nadawania programu telewizyjnego. To chyba najbardziej logiczna konkluzja.

Redaktor Chrabota idzie w końcu w świat:

Czy jest to wzorzec ze świata? Otóż prawdą jest, że w kilku krajach na świecie taką technikę się stosuje. Z tą jednak – wobec przypadku Polski – różnicą, że są to kraje zarówno o długoletniej tradycji edukacyjnej języka angielskiego, jak i z wyjątkowo wysokim wskaźnikiem znajomości tego języka w szerokim kręgu pełnej populacji telewidzów. 

Redaktor uważa, iż w Polsce nie powinno się wprowadzać napisów, gdyż Polacy nie znają angielskiego. Jak można dyskutować z takim argumentem, jeśli właśnie wprowadzenie napisów miałoby prowadzić do lepszej znajomości angielskiego w narodzie? Przyjmując logikę pana Chraboty idealnie wpasowalibyśmy się w model błędnego koła. Nie wprowadzamy napisów, bo ludzie nie umieją angielskiego, ale jednocześnie nie pomagamy ludziom w jego przyswajaniu.

A właśnie przyswajanie angielskiego jest jednym z wielkich walorów napisów. Oglądając film z oryginalną ścieżką dźwiękową człowiek mimowolnie przyswaja angielskie zwroty czy konstrukcje gramatyczne. Tak samo, jak czytając książkę po angielsku, tak samo jak przebywając w angielskojęzycznym kraju. Okazuje się, że pomocna jest nawet odwrotna forma napisów - angielskich nadawanych przy polskich produkcjach ( TV Polonia ). Taka mimowolna nauka, znacznie przyspiesza przyswajanie już bardziej skonkretyzowanych form nauki angielskiego.

Dalej redaktor Chrabota pisze o dubbingu w Niemczech czy chociażby Francji. Zwłaszcza ten ostatni przykład jest fantastyczny. Nie wiem bowiem, jak redaktor Chrabota wyobraża sobie filmy angielskojęzyczne we Francji. Tej samej Francji, której obywatele gardzą innymi językami, niż swój, w tej samej Francji, w której bez znajomości francuskiego nie można dowiedzieć się, która jest godzina.

Czy dubbing jest lepszy od tekstu lektorskiego?

Pyta redaktor i odpowiada dość pokrętnie.

To przedmiot niekończących się sporów w branży. Polacy, w przeciwieństwie do Niemców i Rosjan, tradycyjnie wybierają tańszą, mniej ingerującą w oryginalną ścieżkę audio i mniej irytującą technikę wgrywania lektora.

Po pierwsze - dotyczy to tylko telewizji. Gdyż w kinach Polacy ( dystrybutorzy ) jednoznacznie wybierają wersje z napisami. Po drugie sam wybór lektora nie musi być podyktowany tylko i wyłącznie aspektem finansowym, ale i estetycznym. Lektor po prostu jest dużo mniej irytujący niż dubbing.

A dalej, napisy są dużo bardziej estetyczne i mniej irytujące niż lektor. Tego aspektu wgrywania napisów redaktor Chrabota nawet nie bierze pod uwagę. Napisy są po prostu lepsze pod względem artystycznym - i nie jest to uwaga wysoce subiektywna.

Gdy oglądamy film ( nawet w telewizji, w dobie dolby surround ) jedyną drogą do prawdziwego wczucia się w emocje bohaterów jest wsłuchanie się w oryginalną ścieżkę dialogową filmu, niezagłuszaną przez smętny głos lektora czy tragiczny dubbing paraartystów. I tutaj wracamy do jednego z pierwszych akapitów. Czy Kowalski, gdy ogląda Pulp Fiction poczuje na skórze moc słów z księgi Ezechiela, gdy te odczyta mu znudzony lektor lub nieprzystający do roli polski aktor?

Na szczeście na koniec redaktor pisze: 

Czy pomysł walki z polskim lektorem potępiam w czambuł? Tak, o ile szuka się tu wobec nadawców rozwiązań siłowych. Jestem za to w pełni za dobrowolnością. [...] jeśli kto chce, to czemu nie?

I to jest clou sprawy. Napisy nie powinny być przymusowe. I na pewno przez wiele lat nie będą. Powinno być ich jednak coraz więcej, bo wbrew temu, co pisze na końcu red. Chrabota:

Kto z poważnym doświadczeniem edukacyjnym potwierdzi, że emisja filmu z oryginalną ścieżką dźwiękową i polskim tłumaczeniem w tekście pisanym rzeczywiście może służyć intensywnej edukacji?

Nie chodzi tu wcale o jakąś zmasowaną, intensywną edukację, ale o wspomaganie nauki języka angielskiego, którego znajomość w dzisiejszym świecie jest rozsądnym minimum. 

Podsumowując: tak, tak, tak! 3 razy tak - dla napisów w telewizji!

Melwas
O mnie Melwas

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka