Dzisiaj z rozbrajająca szczerością akredytowany przy MAK płk Edmund Klich i szef MSWiA przewodniczący polskiej komisji badająca smoleńska katastrofę Jerzy Miller przyznali, że Polska ma zapisy z wieży w Smoleńsku. Minister Miller powiedział, że nie mają ich z MAKU-u, a skąd - nie powie. Można się jedynie domyśleć, że pochodzą one z nasłuchów i że takich „kwiatków” jest znacznie więcej.
Jak mówił płk Klich kontroler miał powiedzieć:
„No tak powiedzieli, cholera, sprowadzać, na razie”
„Towarzyszu generale, podchodzić. Wszystko wyłączone”.
Płk Klich i minister Miller mieli te zapisy od 26 kwietnia 2010 roku. Z tymi dowodami – bo tak należy o tych zapisach mówić - nie zrobili absolutnie nic. Jak baranki zgodzili się na rosyjską narrację.
Jedno jest pewne – wszystkich, którzy są winni tej katastrofy i wszystkich, którzy zaciemniali prawdę o niej może nie dosięgnie ludzka jurysdykcja. Ale na pewno dosięgnie ich boska sprawiedliwość.
Inne tematy w dziale Polityka