Jeśli tak ma wyglądać postpolityka w polskim wydaniu, swoista europejska „normalność”, to ja dziękuję za taki rząd i takiego premiera.
W moich rozważaniach dotyczących wizji sprawowania władzy Donalda Tuska bardzo ciekawych informacji dostarczyła mi lektura książki „Ja, Palikot”, czyli swoistej spowiedzi błaznowatego posła z Lublina. Racja, Palikot nie jest w pełni wiarygodny i stuprocentowo reprezentatywny dla swojego środowiska, ale nie sposób nie zauważyć, że zza opisów cynicznych i perfidnych działań zapisanych na kartach tej książki wyziera coś jeszcze, całkiem logiczny i spójny obraz Donalda Tuska jako przywódcy „czasów spokoju”.
Palikot twierdzi bowiem, że społeczeństwo XXI wieku nie potrzebuje gwałtownych reform, nie chce zmian o 360 stopni. „(…) Nie chce ono żadnych wielkich celów, tylko spokoju, chce się oddać konsumpcji, chce mieć na nią środki i wolny czas, to są marzenia ponowoczesnych społeczeństw, a polskie właśnie się stało” – czytam. Idąc krok dalej nie aprobuje również przywódców, którzy podejmują wysiłek głębszej modernizacji, wchodzą w politykę wielkich celów i do cna ideologiczną.
Z takiego założenia miał wyjść u progu władzy Donald Tusk. Tak jak rządy Mazowieckiego wymagały głębokich reform gospodarczych (za cenę utraty poparcia), jak prezydentura Kwaśniewskiego musiała iść w kierunku integracji euroatlantyckiej, jak w końcu rządy Kaczyńskich stały pod znakiem resentymentów i wojny ideologicznej, tak prymat Platformy i Tuska ma być odpowiedzią na standardy zachodnioeuropejskiej polityki. Palikot przyjmuje bowiem za pewnik, że przeciętnemu obywatelowi „europejskie standardy” kojarzą się ze stabilnością, polityką koncyliacyjną, łagodną, pozbawioną ideologicznych kantów. „Polacy właśnie uświadomili sobie, że nie chcą już wielkiej transformacji, wielkich skoków, sanacji finansów publicznych. Chcą normalnego, wygodnego życia – twierdzi poseł PO. A więc zarządzanie, administrowanie i nic ponad to.
Czy rzeczywiście przeciętny Polak oczekuje rządów tu i teraz, teatralnych, wręcz niezauważalnych? Wydaje się, że diagnoza Palikota jest zorientowana na błędnej, niekompletnej materii. Palikot być może określa cele i marzenia wszystkich Polaków, ale w gruncie rzeczy marzenia te przestają być marzeniami i istnieją na płaszczyźnie rzeczywistości tylko dla określonej grupy. Jaką ofertę ma rząd dla biedniejszych, których pierwszorzędnym celem nie są „ładne szkoły, pływalnie i przedszkola, proste drogi – J.P), a raczej pieniądze na przetrwanie od pierwszego do pierwszego? Jaką ofertę ma rząd dla pracowników zatrudnionych w podupadających gałęziach gospodarki? Co z tymi, którzy nie mieszczą się w pojęciu "klasa średnia"?
No dobrze, to jeden wymiar. Drugi stanowi obecny stan finansów publicznych, który (nawet przy skrajnym optymizmie) nie można nazwać zadowalającym. Właśnie reform nam teraz potrzeba, odważnych i zdecydowanych. Wszystko po to, byśmy za kilka, kilkadziesiąt lat nie wpadli w dziurę bankructwa drążoną przez kolejne rządy. Czy saper może przechadzać się z uśmiechem na ustach po polu minowym? Raczej nie, jego rolą jest znaleźć minę i ją rozbroić. Tak jak rolą rządu jest reforma gospodarczych – i nie tylko – zaniedbań.
Aktualna odpowiedź gabinetu Tuska na kryzys finansów publicznych opiera się na bieżących działaniach, na zasypywaniu co płytszych dołków i przeskakiwaniu nad tymi głębszymi. W perspektywie nie ma reformy systemu emerytalnego, nie ma zmian w KRUS-ie i dotknięcia tych najbardziej jątrzących problemów, które od wielu lat wykrwawiają finanse państwa. Jest za to ciągnięcie dywidendy ze spółek państwowych, jest prywatyzacja i terminowa podwyżka podatków.
Odpowiedzi na taką polityczną krótkowzroczność należy szukać właśnie tutaj, w pewnej politycznej wizji, której strzępy przedstawił Palikot w swojej książce, a którą niewątpliwie próbuje realizować Tusk. Jednak jeśli tak ma wyglądać postpolityka w polskim wydaniu, swoista europejska „normalność”, to ja dziękuję za taki rząd i takiego premiera.
Inne tematy w dziale Polityka