W kodeksie pracy od dość dawna figuruje przepis, zgodnie z którym jeśli firma ABC przejmuje, czy to w drodze przekształcenia, czy zakupu, całość lub część firmy XYZ, automatycznie przejmuje także jej pracowników.
„Przejmuje” czyli bierze ich z dobrodziejstwem inwentarza (stażami pracy, urlopami), bez konieczności zawierania nowych umów. Po prostu ich „ma na stanie” zupełnie tak samo, jakby ich sama dawno temu zatrudniła.
Przesłanie tego prawa (art. 231 Kp.) jest dość jasne, wiadomo – chodzi o ochronę pracowników prywatyzowanych przedsiębiorstw państwowych bądź upadających, czy przekształcających się firm prywatnych. Jak dotąd nikt nie podważał istnienia tego przepisu, ani wynikających z niego konsekwencji.
Jednak w ostatnim czasie Sąd Najwyższy posunął się do takiej interpretacji, która jeży włos na głowie i każe wątpić w istnienie zasady swobody umów, a także w wolność prowadzenia działalności.
Przypuśćmy, że mam firmę sprzątającą. Wykwalifikowany personel, świetne maszyny. Wygrywam przetarg na sprzątanie dużego biurowca, będąc w przekonaniu, że zadania powierzę moim wyszkolonym pracownikom, zwiększając im dajmy na to ich dotychczasowe niepełne etaty na całe. Pracownicy będą zadowoleni, ja również. W dodatku mam optymalny system płacowy, zgodnie z którym skalkulowałam dobrą stawkę dla odbiorcy, a także wydajne maszyny, dzięki którym posprzątam biurowiec jedną trzecia tego personelu, co mój poprzednik, zatrudniając do tej roboty powiedzmy 10 osób w miejsce 30.
Wchodzę na obiekt i co się za jakiś czas okazuje?
A otóż okazuje się, że popełniłam wielki błąd usiłując sprzątać moim wyszkolonym personelem, bowiem z mocy prawa dostałam źle wyszkolonych pracowników mojego poprzednika, tylko dlatego, że sprzątali wcześniej tam, gdzie ja dziś. W dodatku dostałam ich trzy razy więcej niż bym potrzebowała i z wynagrodzeniami dwukrotnie wyższymi, niż te, które obowiązują u mnie. Ponieważ nie są oni mi do niczego potrzebni, musze ich zwolnić (grupowo), co wymaga przeprowadzenia określonej procedury, która przy dobrych układach trwa co najmniej dwa miesiące. Zwolnić grupowo = wypłacić odprawy, od tych zawyżonych pensji, jakie im płacił ten, który przegrał przetarg, dlatego, że sprzątał drogo i źle.
W „prezencie” otrzymuję więc koszty rzędu nawet do pół miliona złotych, których oczywiście nie kalkulowałam, bo moje koszty dotąd było zgoła inne. I te koszty ja mam zapłacić, a nie ten, który sprzątał źle i drogo.
Zwariowałam?
Bynajmniej nie ja:
W wyrokach z 4 lutego 2010 (III PK 49/09) i z 18 września 2008 (Il PK 18/08) SN uznał, że przejście (części) zakładu pracy następuje także wtedy, gdy nowy pracodawca przejmuje zadania i składniki majątkowe zakładu dotychczasowego pracodawcy na podstawie umowy z podmiotem trzecim, do którego należało dysponowanie tymi zadaniami i składnikami. To pierwsze orzeczenie zostało wydane w sprawie, w której zleceniobiorcy kolejno przejmowali zadania związane ze świadczeniem usług porządkowych przy zachowaniu tego samego miejsca ich świadczenia. SN uznał, że pracownik dotychczasowego zleceniobiorcy zatrudniony przy ich wykonywaniu na rzecz tego samego zleceniodawcy może, na podstawie art 231 kp., stać się pracownikiem kolejnego zleceniobiorcy, jeżeli ten ostatni przejmie zadania i składniki majątkowe dotychczasowego zleceniobiorcy. (więcej na ten temat dla zainteresowanych tutaj)
Ktoś powie, że a niby czemu tak czarno to widzę, skoro nie przejęłam przecież składników majątkowych od tego popapranego poprzednika, który nie umiał prowadzić interesu. A otóż nic bardziej mylnego! Bo w tym biurowcu jest pakamera, gdzie poprzednie panie sprzątaczki trzymały swoje szczotki i za tę pakamerę płacił czynsz ów kiepski biznesmen, a zdaniem sądu - wynajmując od tego samego zleceniodawcy tę samą, a nawet inną pakamerę, żeby w niej dla odmiany przechowywać moje świetne odkurzacze, przejmuję „składnik majątkowy”, którym dysponował poprzednik!
Chore?
Dogłębnie.
Sprawa ma niestety dalej idące konsekwencje, polegające na tym, że nie bardzo można z tymi wyrokami walczyć. Sam przepis nie zostanie uznany za niezgodny z konstytucją, bo nie jest z nią niezgodny. Trybunał mógłby orzec jedynie, że jego interpretacja w jakimś tam zakresie byłaby/jest niezgodna. Czy to zrobi, trudno stwierdzić, nie bardzo też wiadomo, jak miałoby wyglądać skierowanie sprawy do TK. Dodatkowo, podobno istnieją wyroki europejskie, które również bredzą na temat „tożsamości świadczonych usług” i ich skutkiem również jest wciskanie pracowników przez jedną firmą – drugiej.
Ze stanowiskiem Sądu Najwyższego wyrażonym w tych dwóch wyrokach zupełnie nie zgadza się Państwowa Inspekcja Pracy, ale ona też niewiele może zrobić, poza pukaniem się w czoło i wzruszaniem ramionami.
Pozostaje zatem doprecyzować przepis, z którego jasno powinno wynikać, czym jest przejęcie składników majątku i który jasno powinien wyłączać z definicji „przejęcia zakładu pracy” przypadki, w których kontynuowanie świadczenia usług następuje wskutek wygrania przetargu, czy postępowania ofertowego. Niestety, prawo pracy w sejmie jest od dłuższego czasu poza strefą głębszego zainteresowania. Zajmuje się nim Komisja Polityki Społecznej i Rodziny, która - poza dogadzaniem tej rodzinie, poprzez dawanie coraz dłuższych urlopów tak matkom, jak ojcom - niewiele w temacie sensownego robi. A jak już zrobi – to lepiej nie komentować
Warto też podkreślić, że prawo pracy od lat jest konsekwentnie psute, bez względu na rządzącą opcję i większość sejmową. Czyżby do tego stopnia posłów nie interesowało, jakie prawo reguluje działalność zawodową ich dzieci, żon, mężów? A nawet ich samych, gdy już rozstaną się z immunitetem? Najwyższy zatem czas powołać odrębną Komisję Prawa Pracy, a do wspierania tej inicjatywy serdecznie namawiam piszących tu parlamentarzystów, o ile tylko będą w stanie oderwać się od swoich słupów ogłoszeniowych.
Komentarze obraźliwe usuwam. Banuję chamów, klony i trolle bez względu na opcję, z której są.
UWAGA
NIE MAM KONT NA FACEBOOKU I NK Jakakolwiek wiadomość stamtąd, rzekomo ode mnie - nie jest ode mnie
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka