Postawa Pana Depardieu mną z lekka wstrząsnęła. Muszę się przyznać do pewnej słabości, która polega na tym, że nigdy jakoś mi nie przyszło do głowy, aby uciec z Ojczyzny dlatego, że:
- była ona chwilowo zniewolona
- nie było w niej warunków do samorealizacji
- nie było w niej rzekomo warunków do znalezienia pracy
- obowiązujące prawo podatkowe było w niej nie dość korzystne.
Ani za komunizmu, ani później, ani też z powodu wejścia do UE, czy jak kto woli – za PiS, ani też z powodów różnorakich za rządów PO, nie przyszło mi do głowy, aby wyjechać z kraju, tym bardziej, aby zmienić obywatelstwo. A pewnemu Francuzowi nie tylko przyszło, ale też to uczynił i to w dodatku dwa razy. Nie mogę niestety napisać, jakie epitety mi się cisną na usta w związku z tym Francuzem (za wulgaryzmy mógłby mnie Salon szkaradnie zwinąć), ale delikatnie mówiąc – na mój szacunek ten kretyn zasłużyć nie jest w stanie. A jeśli ten kretyn gotów upatrywać demokrację w kieszonce Putina, to pozostaje tylko biadolić nad stanem niewiedzy Francuzów. Bo jednak elementarną wiedzę o stanie Europy Francuz prezentować powinien. Nawet wówczas, gdy jest zaledwie aktorem, a ten wiadomo – jest od grania, jak dupa od….. No, wszyscy wiemy od czego.