mimm mimm
928
BLOG

Prezydent, Generał, Związkowiec...

mimm mimm Historia Obserwuj temat Obserwuj notkę 4

Nie jest odkrywczym stwierdzenie, że wraz z biegiem lat coraz mniej jest świadków historii. Natomiast ludzi, którzy nie tylko obserwowali wydarzenia, ale i je kreowali, jest jeszcze mniej.  Pozostają jednak po nich książki, wspomnienia, pamiętniki. Z nich chcący to czynić odbiorca może wyczytać echa dawnych dni. Jest to tym bardziej cenne, że wraz z biegiem lat zaciera się ludzka pamięć, co wykorzystuje skrzętnie tzw. polityka historyczna i jej kapłani, sącząc do uszu postronnych swoją narrację. I usiłując kreować historię na nowo. Tym cenniejsze są wspomnienia ludzi, którzy widzieli ją z bliska, twarzą w twarz. A jeszcze cenniejsza jest to opowieść, jeśli jest pisana z oddalenia, z perspektywy.

Na tym tle książka Świat przekształcony napisana przez Georga H. W. Busha, 41 Prezydenta USA i Brenta Scowcrofta jego doradcę do spraw bezpieczeństwa jawi się jako pozycja wyjątkowa. Wyjątkowa i ze względu na jej autorów i ze względu na tematykę i ze względu na jej bohaterów. Bo też któż się na jej stronach nie pojawia? Całe spektrum osób, które wówczas w mniejszym czy większym stopniu nie tylko obserwowały, ale i tworzyły historię. Mamy tu więc i anonimowych oficerów CIA składających raporty Prezydentowi Bushowi, jak i przywódców światowych mocarstw począwszy od kanclerza Kohla, a skończywszy na Michaile Gorbaczowie. A tematyka? Dla każdego coś miłego. Mamy tu i wybijanie się państw Europy Środkowo – Wschodniej na niepodległość i zjednoczenie Niemiec i Tienanmen. Wszystko podane z punktu widzenia zarówno obserwatora, jak i uczestnika i to głównego wydawałoby się już odległych, a jednak przecież ciągle bliskich wydarzeń.

No właśnie. Europa Środkowo – Wschodnia i jej droga do suwerenności. Zespół Depeche Mode śpiewał Pozwól, że pokażę ci świat moimi oczami. Jak więc wyglądał ten kawałek świata, nasz skrawek kontynentu, a w szczególności nasz kraj oczami ówczesnego Prezydenta USA?

Przede wszystkim Amerykanie wielkie nadzieje pokładali w rozmowach Okrągłego Stołu. Wynikało to przede wszystkim z faktu, iż od ich przebiegu uzależniony był dalszy rozwój wydarzeń nie tylko w samej Polsce, ale i całej Europie Środkowo – Wschodniej. Ich fiasko mogło zniechęcić zarówno rządy, jak i opozycję w poszczególnych państwach regionu do wyruszenia polskim śladem. Z tego powodu z niepokojem przyjmowali ataki skrajnych skrzydeł z obu stron na prowadzących rozmowy. Jednocześnie z satysfakcją przyjmowali pewne oznaki złagodzenia kursu wobec opozycji przez komunistów. Dowodem tych zmian była zgoda na ukazanie się w dniu 1 marca 1989 roku wywiadu z przywódcą Solidarności Lechem Wałęsą do tej pory albo przemilczanym przez media rządowe, albo ostro przez nie zwalczanym. Był to owszem gest, ale gest, który Amerykanie doceniali. Finalizacja rozmów okrągłostołowych, o których przebiegu, jak i ostatecznym rezultacie Amerykanie byli na bieżąco informowani spotkała się z ich entuzjazmem. Dał temu wyraz za akceptacją Prezydenta jego rzecznik Marlin Fitzwater podczas konferencji prasowej w Białym Domu. Doszło przy okazji do pewnego faux-pas, ponieważ wypowiedź ta miała miejsce, zanim oficjalnie ogłoszono w Polsce rezultaty rozmów.

Porozumienie okrągłostołowe stało się podstawą do wygłoszenia przez Busha przemówienia nakreślającego nowe kierunki polityki USA wobec państw Europy Środkowo – Wschodniej. Doszło do niego 17 kwietnia w miasteczku Hamtramck w stanie Michigan. Jak wspomina Brent Scrowcroft zostało ono wybrane nieprzypadkowo, jako że było one miejscem zamieszkania licznej Polonii. Wystąpienie Prezydenta dotyczyło przede wszystkim kwestii pomocy gospodarczej, na jaką mogą liczyć państwa regionu ze strony USA. Trzeba wspomnieć, że Amerykanie nie mieli wątpliwości, iż wsparcia takiego powinni udzielić. Pytanie, które sobie zadawali, brzmiało kiedy, w którym momencie przemian należy to uczynić? Na tym tle dochodziło w najbliższym otoczeniu Prezydenta do dyskusji. I tak np. Sekretarz Skarbu Nicholas Brady twierdził, że nagradzane powinny być tylko zmiany ekonomiczne, przy pominięciu politycznych. Brady reprezentował w ten sposób sporą część amerykańskiej administracji, która obawiała się powtórzenia sytuacji z lat 70, kiedy to USA udzieliły Polsce pomocy, co zaowocowało pewnym poluzowaniem reżimu. W ślad za tym nie poszły jednakże zmiany gospodarcze w PRL, wobec czego największym skutkiem owej pomocy było powstanie gigantycznego długu. Odmienne stanowisko prezentował Scowcroft i Sekretarz Stanu James Baker. Obaj podkreślali wręcz intuicyjnie doniosłość obecnej sytuacji i skalę zmian, które mogą nastąpić nie tylko w samej Polsce, ale wręcz na całym świecie. Obie strony nie chciały przyjąć argumentów swych oponentów, wobec czego potrzebna była osobista decyzja Prezydenta Busha. Ten poparł w sporze Scowcrofta i Bakera pomimo uwagi Dicka Darmana dyrektora Biura Zarządzania i Budżetu, iż Amerykanie nie mogą wypisywać czeków in blanco.

Odmienne podejście USA do państw naszego regionu Europy wynikało ze zmiany strategii Stanów. Na początku prezydentury Busha zespół jego doradców opracował na podstawie raportu Condoleezzy Rice ogólne kierunki amerykańskiej polityki wobec bloku wschodniego. Pierwszym z nich było podjęcie wysiłków na rzecz redukcji konwencjonalnych sił zbrojnych w tym rejonie kontynentu. Miało się to dokonać na podstawie dwustronnych amerykańsko – radzieckich umów i traktatów. Drugim elementem tejże nowej polityki miało być traktowanie państw satelickich ZSRR jako odmiennych bytów. Niejako upodmiotowienie ich. Jak wspomina Scowcroft na pierwszy ogień miała pójść Rumunia, czyli państwo nie tylko bardzo głęboko uzależnione od Sowietów, ale do tego rządzone twardą ręką przez Nicolae Ceausescu. Państwo, w którym w przeciwieństwie do pozostałych krajów bloku nie odnotowywano jak dotąd większych przejawów sprzeciwu wobec władzy.

Jednakże po serii dyskusji postanowiono postawić na Polskę i Węgry jako państwa, z których strony nadchodziły najbardziej pozytywne recenzje dotychczasowych posunięć amerykańskich. Uwagę administracji Busha zwróciła Polska dzięki osobie papieża Jana Pawła II oraz postawie całego Kościoła katolickiego jako czynnikom, które zarówno zachęcały do przemian i dialogu jak też stanowiły pewien hamulec bezpieczeństwa. Nie bez znaczenia miało istnienie także Solidarności. Doceniona również pewne oznaki liberalizacji ze strony władz Polski, jeśli chodzi o tematykę handlu z Zachodem oraz ruchy w kierunku legalizacji wspomnianej Solidarności. Odnotowano również postawę generała Jaruzelskiego, który zagroził swą dymisją, jeśli PZPR a głównie jej skrajne skrzydło nie zaakceptuje poluzowania więzów politycznych i ekonomicznych.

W tej sytuacji w najbliższym gronie Prezydenta Busha zrodziła się inicjatywa odbycia przez niego przy okazji szczytu G-7 w Paryżu także wizyt w Warszawie i Budapeszcie. Dużą wagę przywódca USA przywiązywał zwłaszcza do podróży do Polski. Było to związane m.in. z tym że już raz w 1987 roku pełniąc wówczas urząd wiceprezydenta, odwiedził kraj nad Wisłą. Spotkał się wówczas także z liderami opozycji w amerykańskiej ambasadzie w Warszawie. Wszystko to miało ułatwić Bushowi poruszanie się „w terenie”. A wymagana była przy okazji tych wizyt wielka zręczność i takt. Nie tylko w stosunku do gospodarzy w Warszawie i Budapeszcie, ale także wobec ich nadzorców w Moskwie, ponieważ jak wspomina Scowcroft „główną sprawą była stabilność Związku Radzieckiego”. Takie sformułowanie może szokować. Przestaje, jednak jeśli pamięta się o tym, że państwo to dysponowało potężnym arsenałem nuklearnym. Troską Amerykanów było, aby pozostał on pod kontrolą Gorbaczowa, któremu na swój sposób ufali. Nie chcieli więc osłabiać jego pozycji w partii wobec twardogłowych z jednej strony. Z drugiej jednak nie zamierzali rezygnować z nowej polityki wobec państw regionu. Przejawem tego drugiego stanowiska było dążenie Busha do odzyskania inicjatywy propagandowej po serii wizyt przywódcy ZSRR na zachodzie Europy. Dodatkowym czynnikiem, który definiował nadchodzące podróże Prezydenta, były obawy przed  wzrostem w regionie nastrojów nacjonalistycznych. O tym, że nie były to obawy bez podstaw, świadczą późniejsze wydarzenia w byłej Jugosławii.

W tej sytuacji 9 lipca 1989 roku Prezydent Bush przyleciał do Warszawy. Trzeba zaznaczyć, że tutaj również sytuacja polityczna była skomplikowana. Po ocenianych przez Amerykanów jako sukces obradach Okrągłego Stołu odbyły się 4 czerwca częściowo wolne wybory do Sejmu i Senatu. W obu przypadkach przyniosły one oszałamiające zwycięstwo Solidarności, pomimo że 65 procent miejsc w izbie niższej Parlamentu mieli zagwarantowane komuniści. Kandydaci związkowi uzyskali 161 mandatów poselskich, czyli wszystkie, jakie mogły im przypaść. Natomiast w stuosobowym Senacie kandydaci opozycji uzyskali 99 miejsc. Zgodnie z ustaleniami wyboru na utworzone stanowisko Prezydenta miało dokonać Zgromadzenie Narodowe. Kandydatem na ten urząd był generał Jaruzelski, który jednakże obawiając się, czy jego osoba uzyska poparcie posłów i senatorów Solidarności rozważał rezygnację z kandydowania na rzecz generała Czesława Kiszczaka. Wśród politycznych negocjacji wybór na stanowisko prezydenta opóźniał się. W rezultacie Busha na płycie Okęcia witał m.in. Wojciech Jaruzelski, ale jako przewodniczący Rady Państwa, a nie jako prezydent.

10 lipca rozpoczęła się oficjalna część wizyty. Tego dnia doszło do dwugodzinnej rozmowy w Belwederze między Bushem a generałem Jaruzelskim. W jej trakcie ten drugi otwarcie powiedział, że chce zrezygnować z kandydowania. Doszło wówczas do jak wspomina Prezydent USA, paradoksalnej sytuacji, w której przywódca wolnego świata zaczął namawiać autora Stanu Wojennego do zmiany swojej decyzji i ubiegania się o urząd. Według Busha rezygnacja Jaruzelskiego z prezydentury mogła „doprowadzić do groźnego w skutkach braku stabilności”. A to z kolei do zahamowania przemian w Polsce a tym samym i w innych państwach regionu. Tymczasem zdaniem Prezydenta generał miał doświadczenie stanowiące „najlepszą nadzieję na sprawne przeprowadzenie zmian okresu przejściowego w Polsce”. Tak więc według Amerykanów pomyślny obrót spraw w tym kraju mógł popchnąć pozostałe państwa bloku wschodniego do pójścia jego drogą.

Po rozmowach w Belwederze odbyło się nieformalne przyjęcie w ambasadzie USA, w którym brali udział przedstawiciele opozycji demokratycznej, Kościoła oraz władz. Tuż potem George Bush jako pierwszy w historii prezydent Stanów Zjednoczonych wygłosił przemówienie przed Zgromadzeniem Narodowym. Ostatnim akordem tego dnia było oficjalne przyjęcie, w którego trakcie, Bush rozmawiał m.in. z generałem Czesławem Kiszczakiem. Po serii tych rozmów przywódca USA był „przekonany zarówno o dojrzałości głównych aktorów sceny politycznej, jak perspektywach uwieńczenia sukcesem tego trudnego okresu przejściowego”. I tak minął dzień. Następnego Bush miał polecieć do Gdańska na spotkanie z Lechem Wałęsą.

Nie było to pierwsze spotkanie tych dwóch polityków, mieli oni bowiem okazję już się zetknąć w 1987 roku w trakcie wizyty ówczesnego wiceprezydenta Busha w Polsce. Jak wspomina swe wrażenia z tej pierwszej styczności z przywódcą Solidarności „Lecha Wałęsę cechował zaraźliwy entuzjazm. […] polubiłem go od pierwszego spotkania. Mrugał oczami, uśmiechał się i często wybuchał śmiechem”. Tym razem jednak Prezydent mocarstwa miał rozmawiać z polskim związkowcem w zmienionej sytuacji politycznej. Ba w, z czego zdawali sobie sprawę praktycznie wszyscy, przełomowym momencie dziejów nie tylko Polski, ale i Europy, a więc i świata. Doniosłość chwili miały łagodzić okoliczności, w jakich do rozmowy z Wałęsą doszło. Odbyła się ona bowiem w domu Wałęsów, a duża część dialogu polityków działa się przy suto zastawionym obiadowym stole. Nastrój tonowała również Danuta Wałęsa, o której Bush wyraził się, że „jest to osoba spokojna i nieco nieśmiała”.

Lech Wałęsa powiedział Bushowi, że w jego opinii tylko Kiszczak może być prezydentem. Jak się wyraził: „To nie jest to, co lubię i czego sobie życzę, lecz to, co zrobię”. Zdaniem przywódcy Solidarności bowiem bardziej odpowiedni na tym stanowisku byłby generał Jaruzelski. Jak jednak przewidywał Wałęsa, nie zgodzi się on kandydować w obawie przed porażką w wyborach. Dodał przy tym, że „Niewielu jest prawdziwych komunistów. Reszta, w tym także Jaruzelski, to rzodkiewki – czerwone tylko na zewnątrz”. Lider Solidarności ponadto obawiał się, że wraz ze zmianami w gospodarce, zwłaszcza jeśli nie uzyska się znaczącej pomocy Ameryki, wzrośnie niezadowolenie społeczne i rozpoczną się strajki, do których tłumienia Jaruzelski wykorzysta wojsko. A to zahamuje na nie wiadomo jak długo przemiany w Polsce, a więc i pozostałych państwach regionu. Aby tego uniknąć, potrzebna jest pomoc gospodarcza w tym ze strony Banku Światowego, MFW i innych instytucji. Przy tej okazji Lech Wałęsa wręczył więc na ręce Busha list z prośbą o wsparcie swojej Ojczyzny przez te organizacje.

Po spotkaniu w domu rodzinnym Wałęsów obaj politycy pojechali do stoczni im. Lenina, gdzie Prezydent USA miał wygłosić przemówienie. Jak wspomina, nigdy nie widział takich tłumów, które szacował na ponad 250 tysięcy ludzi. Nastrój zgromadzonych był podniosły. Wiele osób płakało i pokazywało znak V. Skandowano także na zmianę „Prezydent Bush, prezydent Bush” i „Lech Wałęsa, Lech Wałęsa”.

George Bush co oczywiste nie mógł złożyć w trakcie przemówienia konkretnych deklaracji, te były bowiem zarezerwowane dla politycznych gabinetów. Odnosząc się jednakże do polskiej historii, powiedział m.in., że: „Jest to czas szansy dla Polski. Czas polskiego przeznaczenia, ponownego spełnienia marzeń”. Obiecał również iż Ameryka będzie towarzyszyć Polsce na nowej drodze. Główna rola zmiany swej Ojczyzny powinna jednak przypaść samym Polakom. Mówił również, że nadchodzi czas wyrzeczeń i pracy dodając przy okazji, iż ludzie znad Wisły jako naród silny i dumny poradzą sobie z wszelkimi problemami.

Było to więc przemówienie być może pozbawione konkretów, ale ze względu na wszelkie okoliczności towarzyszące jego wygłoszeniu niezmiernie ważne. Wszyscy w mniejszym czy większym stopniu zdawali sobie bowiem sprawę z tego, że oto na ich oczach dzieje się Historia.

Literatura:

G. Bush, B. Scowcroft, Świat przekształcony, Warszawa 2000.



mimm
O mnie mimm

mimmochodem...

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura