mimm mimm
78
BLOG

Pustynna Burza według George`a H. W. Busha...koalicja...

mimm mimm Kultura Obserwuj notkę 0

 „Patrzę na naszych sprzymierzeńców w Zatoce Perskiej. Brytyjczycy są zdecydowani, a Francuzi jak to Francuzi. Mitterrand sam w sobie jest wspaniały […] Pozostali Europejczycy nie chcą użyć siły. Kraje należące do GCC, w tym także Egipt, domagają się, by wykopać Saddama i to szybko. Syryjczycy chyba nas popierają. Turcy pomogą. Ale masz jeszcze Jordanię i inne kraje, które już załamują ręce i mówią, że jakiekolwiek użycie siły byłoby katastrofą”.

George H.W. Bush

Od samego początku prezydent Bush zdecydowany był działać w oparciu o ONZ. Postanowiono pójść tą drogą, chociaż zdawano sobie sprawę z niebezpieczeństw, które na niej się kryły. Przede wszystkim bano się reakcji ZSRR w Radzie Bezpieczeństwa, w której państwo to jako stały jej członek dysponowało prawem weta. A Sowieci mieli realne podstawy, by go użyć w tym momencie, choćby ze względu na własne interesy w Iraku, zaangażowanie w irackie inwestycje wojskowe oraz liczne grono doradców zarówno wojskowych, jak i cywilnych, jacy tam przebywali. Pomimo tego postanowiono szukać pomocy także u Rosjan. Jak wspomina Bush: „Zasługujące na zaufanie stosunki moje z Gorbaczowem, a Jima Bakera z Szewardnadze, dawały pewną nadzieję, że spotkamy się z ich strony z życzliwą postawą, lecz nadal nie wiedzieliśmy, do jakiego stopnia będą lub mogą nas wspierać”. Kluczowe dla tej wypowiedzi jest stwierdzenie „będą lub mogą”. Fragment ten dowodzi, że Amerykanie od początku zdawali sobie sprawę z pewnych radzieckich obiektywnych ograniczeń. Nie chodziło o „podejmowanie z ich strony jakichkolwiek awanturniczych przedsięwzięć, lecz skłonienie do wyrażenia zgody na określone działania”.

Pierwsze konsultacje z Rosjanami miały miejsce już 2 sierpnia rano. Prowadził je Jim Baker, który znajdował się wówczas w Ułan Bator w Mongolii, a wcześniej rozmawiał w Irkucku ze swym radzieckim odpowiednikiem Eduardem Szewardnadze o kontroli zbrojeń. Oczywiście Rosjanie swoimi kanałami wiedzieli już o sytuacji w Kuwejcie, uważali jednak w tamtej chwili, że „Saddam po prostu poddaje Kuwejtczyków próbie sił”. Baker poprosił Szewardnadze o to, by Sowieci przyłączyli się do embarga na dostawy broni do Iraku. Radziecki minister stwierdził, że musi przeprowadzić konsultacje z Gorbaczowem i w tym celu powrócił do Moskwy. Wkrótce jego śladem, do stolicy ZSRR podążył sam Baker. Pewne podstawy do optymizmu dawało to, że Rosjanie oraz Chińczycy, nie zablokowali uchwalonej rano 2 sierpnia przez RB ONZ, stosunkiem głosów 14 do 0, rezolucji nr 660, potępiającej agresję iracką oraz wzywającą do wycofania wojsk i rozwiązania konfliktu drogą pokojową. W tamtym momencie było to minimum, na jakie zdecydowała się wspólnota międzynarodowa.

Kolejne konsultacje miały miejsce jeszcze tego samego dnia po posiedzeniu Narodowej Rady Bezpieczeństwa. Odbyły się one telefonicznie w drodze samolotem C-20 Gulfstream na wcześniej zaplanowaną konferencję w Aspen. Rozmówcami Busha w trakcie tego lotu byli Hosni Mubarak, prezydent Egiptu i król Husajn, władca Jordanii. Obaj prezydenccy rozmówcy apelowali, by sprawę pozwolić rozwiązać samym Arabom i w żadnym przypadku nie interweniować zbrojnie. Pomimo tego Bush, na słowa Mubaraka, że będzie rozmawiał za chwilę z Saddamem Husajnem, powiedział egipskiemu przywódcy, by ten w imieniu Amerykanów oświadczył mu, że być może „trzeba będzie zaangażować inne siły, aby sprawę rozwiązać”. Pomimo jednak wątpliwość, zgłaszanych zwłaszcza przez Scowcrofta, postanowiono dać pewien czas Arabom. Doradca prezydenta obawiał się, że „arabskie rozwiązanie” sprowadzi się do zawarcia jakiegoś kompromisu z Saddamem, który będzie ciężko odrzucić USA, tak by nie zrazić swoich arabskich sojuszników. Jednocześnie był świadom, że nie usłuchanie próśb arabskich przywódców o danie im czasu, może także skutkować ich odsunięciem się od współpracy z państwami zachodnimi.

Po przylocie do Aspen prezydent Bush rozmawiał z premier Thatcher. Powiedziała ona, że: „Jeżeli w tym konflikcie Irak zwycięży, żadne małe państwo nie będzie bezpieczne. Inwazja na Kuwejt nie będzie ostatnim aktem agresji Iraku. On widzi w niej szansę przejęcia dużych zasobów ropy naftowej. Należy położyć temu kres. Musimy zrobić wszystko, co się da”. Podkreśliła również znaczenie w tej sytuacji Arabii Saudyjskiej i że bez jej zaangażowania Zachód ma związane ręce. Była także zdania, iż wszelkie działania należy oprzeć o ONZ.

Tego samego dnia, późnym popołudniem Bush zadzwonił do króla Arabii Saudyjskiej, Fahda. Rozmowa miała na celu wysondowanie zamiarów Saudyjczyków wobec zaistniałej sytuacji, a także przedstawienie własnej opinii. Był to niezmiernie ważny telefon, ponieważ raz, żywiono poważne obawy, że Irakijczycy po zajęciu Kuwejtu uderzą natychmiast na Arabię, a dwa udział tego państwa w powstającej właśnie koalicji antyirackiej był niezbędny, zwłaszcza dla działań militarnych, które planowano już na tym etapie. Jednocześnie obawiano się, że Fahd będzie dążył do rozwiązania konfliktu wyłącznie na forum państw arabskich, co mogło „rozwodnić” problem. Ku uldze Busha, król co prawda także poprosił o danie czasu samym Arabom, jednak stwierdził również, że „wojska irackie muszą wycofać się z Kuwejtu”, a przy ewentualnym fiasku arabskich wysiłków: „Jedynym rozwiązaniem alternatywnym jest użycie siły”. Dodał przy tym, że w tej drugiej sytuacji „Saddam powinien otrzymać taką lekcję, której nie zapomni do końca życia […], o ile ją przeżyje”.

Podobne stanowisko co król Arabii, zajął prezydent Turcji Turgut Ozal, przy czym przywódca ten zasugerował Bushowi by, w przypadku fiaska rozmów Arabów z Irakijczykami, w rozwiązanie konfliktu zaangażować NATO. Podczas dalszych rozmów telefonicznych, toczonych już 3 sierpnia, udało się uzyskać poparcie dla koncepcji zespołowego działania takich przywódców jak Francois Mitterrand, Helmut Kohl i Toshiki Kaifu. Wszyscy oni mówili Bushowi o absolutnie kluczowej roli Arabii Saudyjskiej.

W międzyczasie rozmowy Bakera z Rosjanami przyniosły kolejne efekty. 3 sierpnia w Moskwie amerykański polityk wraz ze swym radzieckim odpowiednikiem, Szewardnadze, ogłosili wspólną deklarację potępiającą atak Iraku na Kuwejt. Był to olbrzymi sukces, ponieważ oznaczało to, że zdawałoby się główny sojusznik Saddama, czyli ZSRR, w rzeczywistości nie popiera jego agresywnych działań. Jak ujawnił Scowcroft, dokument ten, nie zyskał jednoznacznego poparcia w kierownictwie radzieckim, a sam Gorbaczow zajął wobec niego postawę wyczekującą i właściwie jego przyjęcie to osobista zasługa Eduarda Szewardnadze.

Działała również ONZ. 6 sierpnia Rada Bezpieczeństwa rezolucją 661 nałożyła na Irak sankcje i embargo. Za decyzją tą głosowało 13 państw, nikt nie był przeciw, Kuba i Jemen wstrzymały się od głosu. Od razu zrodziło się pytanie, czy oznacza to zgodę na użycie siły, aby wymusić przestrzeganie embarga. Bez zastosowania blokady granic i wybrzeży agresora przegłosowana rezolucja mogła pozostać bowiem martwa. Kwestii tej Amerykanie poświęcili wiele uwagi, konsultując się również ze swoimi sojusznikami, spośród których premier Thatcher jako pierwsza wyraziła zdanie, że rezolucja 661 daje możliwość użycia siły, w celu jej egzekwowania. 6 sierpnia przyniósł również przełom, jeśli chodzi o postawę Arabii Saudyjskiej. Tego dnia władca tego kraju, król Fahd, zwrócił się do USA o rozlokowanie ich wojsk na terytorium Arabii. Tuż potem do państwa tego wyruszyły pierwsze jednostki amerykańskie. Pewny niepokój wzbudziła przy okazji reakcja Rosjan, którzy ustami Szewardnadze wyrazili zaskoczenie i niezadowolenie. Czuli się, ponieważ Amerykanie nie konsultowali z nimi decyzji o wysłaniu wojsk, odsunięci na margines. Bush zanotował w swoim dzienniku: „Chcą mieć jakiś status, zachować twarz, co jest tak ważne we współczesnym świecie”. By uśmierzyć zaniepokojenie Sowietów, Jim Baker zaproponował im, pod wpływem impulsu, jak komentuje Bush, wzięcie udziału w blokadzie Iraku, co ci podchwycili z zainteresowaniem. Ostatecznie w blokadzie wybrzeży irackich wzięło udział kilka okrętów floty radzieckiej.

Wkrótce ponownie pojawił się problem egzekwowania sankcji. 18 sierpnia konwój pięciu tankowców, płynący do Jemenu, zignorował ostrzeżenia czuwających okrętów i nie wpuścił na pokłady statków inspektorów. Doszło wówczas do rozdźwięku pomiędzy sojusznikami. O ile Amerykanie i Brytyjczycy uważali, że dotychczasowe rezolucje dają podstawę do użycia w takich wypadkach siły, to Francuzi chcieli mieć w tej materii jednoznaczną decyzję ONZ. Ostatecznie postanowiono odwołać się do wspólnoty międzynarodowej. A to oznaczało, że znowu potrzebna była pomoc ZSRR. Sowieci obiecali poprzeć w głosowaniu USA. Poprosili jednakże o parę dni zwłoki w celu przeprowadzenia „rozmów ostatniej szansy” z Irakijczykami. Ostatecznie 24 sierpnia dali znać Amerykanom, że rozmowy te zakończyły się fiaskiem. Dzień później RB ONZ, stosunkiem głosów 13 do 0, zezwoliła na użycie siły w celu wymuszenie respektowania sankcji. Przy okazji administracja amerykańska wypracowała model działania na przyszłość. Zakładał on w pierwszym kroku uzyskanie poparcia państw arabskich, a w następnym stałych członków RB. Dopiero po uzyskaniu poparcia tych dwóch grup miano zwracać się oficjalnie do Rady Bezpieczeństwa by ta „klepnęła decyzję”.

Tymczasem prezydent Bush postanowił się spotkać w Helsinkach z przywódcą nieoczekiwanego sojusznika, jakim stał się Związek Radziecki, Gorbaczowem. Rozmowa ta miała na celu kilka rzeczy. Po pierwsze miała uświadomić Irakijczykom, że są sami. Po drugie miała w sposób symboliczny pokazać „istnienie istotnych interesów sowieckich w rejonie Zatoki Perskiej”. Po trzecie i najważniejsze w opinii Busha spotkanie to miało pomóc przekonać Gorbaczowa, że „kiedy zawiodą sankcje i rokowania, będziemy zmuszeni uciec się do użycia siły militarnej”. Inicjatywa rozmów, była także pokłosiem, pojawiających się ze strony Sowietów opinii, że rozwiązanie kryzysu kuwejckiego powinno być połączone z rozwiązaniem sporu arabsko – izraelskiego. I że powinna się tym zająć bliskowschodnia konferencja pokojowa. Na takie rozwiązanie Amerykanie nie mogli się zgodzić i Bush miał to zakomunikować Gorbaczowowi w stolicy Finlandii. Spotkanie w Helsinkach miało także wzmocnić wewnętrzną pozycję radzieckiego przywódcy, który na tle działań Saddama spotykał się ze znaczną opozycją pro-iracko nastawionej sowieckiej biurokracji. Na czele tej grupy radzieckich decydentów stał Jewgienij Primakow.

Początek rozmów nie zapowiadał niczego obiecującego dla Amerykanów. Gorbaczow przedstawił wówczas swój plan stabilizacji sytuacji w regionie. Zakładał on po pierwsze nie używanie wojska, ale podjęcie rozmów z Irakijczykami. Celem tych negocjacji miało być uwolnienie zakładników, wycofanie wojska z Kuwejtu oraz przywrócenie jego dawnych władz. Z drugiej strony USA miały zobowiązać się, że nie zaatakują Iraku, ograniczą swą obecność militarną w tym rejonie, a rolę rozjemców przejmą arabskie siły pokojowe. Jednocześnie miały wyrazić zgodę na bliskowschodnią konferencję pokojową. Zdaniem Busha oznaczałoby to w rzeczywistości, zwłaszcza co do ostatniej sprawy, faktyczne zwycięstwo Saddama. Wydawało się, że rozmowy zakończą się wobec tego fiaskiem. Amerykanie zachowali jednak spokój, domyślając się, że postawa Gorbaczowa wynika z  wewnątrz radzieckich rozgrywek. I mieli rację. Po raz kolejny bowiem przełomem okazała się postawa Szewardnadze, który po rozmowach z Bakerem, poparł stanowisko amerykańskie. Ostatecznym skutkiem rozmów w Helsinkach było przyjęcie wspólnego oświadczenia, zgodnym z oczekiwaniami Busha. Szczególnie ważnym dla Amerykanów punktem tego dokumentu było nie łączenie agresji Iraku na Kuwejt z konfliktem arabsko – izraelskim.

Niebawem jednak pojawiły się pęknięcia wewnątrz koalicji. Pierwszym obszarem było ponownie stanowisko ZSRR, a dokładniej wpływ, jaki miała polityka wewnętrzna tego państwa na jego politykę międzynarodową. W dniach 4 – 5 października Primakow złożył jedną ze swych wizyt w Bagdadzie. W trakcie bezpośrednich rozmów z irackim dyktatorem przedłożył mu jednak nie, wspólne amerykańsko – radzieckie stanowisko, ale plan, który w początkowej fazie helsińskiego mini szczytu przedstawił Gorbaczow. Reakcja Busha była natychmiastowa. W telefonicznej rozmowie wytknął on to przywódcy ZSRR. „Gniew” Amerykanów łagodził po raz kolejny Szewardnadze, który zakulisowo oświadczył im, że wizyty Primakowa w rzeczywistości są spowodowane chęcią uzyskania zgody Saddama na opuszczenie Iraku przez 5000 radzieckich techników, którzy nadal tam przebywali. Drugim obszarem, gdzie dało się dostrzec pewne pęknięcie, była postawa Francji. Chodzi tu o przemówienie, jakie 24 września na forum ONZ wygłosił Mitterrand, w którym co prawda poparł stanowisko amerykańskie wobec Iraku, dodał jednak przy okazji jeden, niezwykle ważny punkt. Otóż stwierdził, że warunkiem powrotu do Kuwejtu panującej rodziny al – Sabah powinno być ustanowienie w tym kraju, po opuszczeniu go przez Irakijczyków, ustroju demokratycznego. Wobec „cichych” protestów Amerykanów Mitterrand, kilka dni po swym wystąpieniu, przesłał Bushowi list, w którym napisał m.in.: „żadnego osłabienia nacisków na Saddama Husajna, żadnego kompromisu bez uwolnienia zakładników i wycofania sił zbrojnych z Kuwejtu”. Poparł również skutecznie egzekwowane sankcje.

Na domiar złego 8 października w Jerozolimie doszło do zamieszek, podczas któych życie straciło 21 Palestyńczyków, a 150 zostało rannych. Wywołało to gniew w państwach arabskich. Sprawa otarła się również o ONZ, gdzie cztery państwa złożyły projekt rezolucji, by problem palestyński rozwiązano równie ostro, jak sprawę napaści Iraku na Kuwejt. Amerykanie nie mogli przyjąć takiego stanowiska. Nie mogli również sprawić wrażenia, że tragedia na Wzgórzu Świątynnym niewiele ich interesuje. Dlatego przedstawili opracowany razem z Anglią własny projekt rezolucji, poparty także przez pozostałych stałych członków RB. Przyjęto ją 12 października. Przy okazji tej sprawy doszło do ochłodzenia relacji amerykańsko – izraelskich. Izrael bowiem odrzucił rezolucję, a prezydent Bush odbył wówczas kilka ostrych rozmów z premierem Icchakiem Szamirem.

Pojawiły się również problemy w polityce wewnętrznej USA. Powróciła bowiem sprawa budżetu, a zawirowania wokół niego spowodowały zamknięcie na parę dni wszystkich urzędów. Ostatecznie porozumienie udało się zawrzeć, a w ślad za tym 1 października Izba Reprezentantów przyjęła rezolucję popierającą obecną amerykańską politykę wokół konfliktu w Zatoce Perskiej i wzywającą do rozwiązania go za pomocą dyplomacji. Wkrótce także Senat przyjął podobną rezolucję, idącą jednak trochę dalej, bo popierającą wysłanie wojsk USA w rejon Zatoki.

Aby jednak ich użyć, potrzebny był casus belli. W ścisłym kierownictwie amerykańskim oraz brytyjskim zastanawiano się nad tą kwestią. Początkowo Bush w rozmowie z premier Wielkiej Brytanii powiedział, że mogłaby być to jakaś prowokacja ze strony Irakijczyków np. podczas próby dostarczenia zaopatrzenia do ciągle oblężonych zachodnich placówek dyplomatycznych. W toku rozmów wyklarowała się jednak koncepcja, by uzyskać na forum ONZ jeszcze jedną rezolucję, tym razem dającą wprost możliwość użycia wojska w celu wymuszenia realizacji poprzednich rezolucji. W tym celu Baker miał odbyć szereg wizyt zagranicznych w państwach koalicji antyirackiej, by zadać ich władzom trzy pytania.

Pierwsze z nich miało dotyczyć samego użycia siły militarnej oraz poparcia dla tej koncepcji na forum ONZ. Drugie koncentrowało się na kwestii reakcji na odpowiedź Izraela na ewentualny atak ze strony Iraku. W końcu trzecie pytanie poruszało sprawę udostępnienia swego terytorium dla ofensywy przeciw Saddamowi oraz podporządkowania się dowództwu amerykańskiemu. Po uzyskaniu odpowiedzi na powyższe pytania Amerykanie i Brytyjczycy mieli rozmawiać z kierownictwem ZSRR, a następnie z pozostałymi członkami RB ONZ.

Misja Bakera przyniosła pozytywne rezultaty. Sojusznicy tacy jak emir Bahrajnu, prezydent Egiptu, prezydent Turcji, król Arabii Saudyjskiej ogólnie odpowiedzieli na wszystkie trzy pytania, w sposób, jaki oczekiwali Amerykanie. Fahd wręcz domagał się podjęcia jak najszybciej działań militarnych przeciwko Irakowi. Natomiast rozmowy z Rosjanami amerykański dyplomata określił jako „nadzwyczajne”. Tradycyjnie prym wiódł to Szewardnadze, który udał się nawet do daczy Gorbaczowa, by tam przekonywać go do poparcia amerykańskiej koncepcji. Warto jednak zaznaczyć, że choć Rosjanie opowiadali się za zaostrzeniem sankcji, to nader ostrożnie podchodzili do kwestii akcji militarnej. Nie zamykali się jednak i na tę ewentualność, która miała być przedmiotem dalszych rozmów podczas szczytu KBWE w Paryżu 19 listopada.

Jednocześnie Gorbaczow wystosował do Busha list, w którym zaproponował uchwalenie dwóch rezolucji, a nie jednej. Pierwsza z nich wzywałaby Irak do opuszczenia Kuwejtu i zawierała ostrzeżenie, iż w razie nie spełnienia tego warunku, zostanie przyjęta druga rezolucja, tym razem upoważniająca kraje koalicji do podjęcia wszelkich niezbędnych kroków, w celu wymuszenia realizacji wszystkich poprzednich rezolucji. Prezydent Bush oponował przeciwko temu rozwiązaniu, argumentując, że podobne rezultaty można osiągnąć poprzez jedną rezolucję. Ponadto wskazywał, iż USA tylko w listopadzie będą przewodzić RB ONZ, co mogło skutkować tym, że udałoby się uchwalić tylko pierwszą rezolucję, a drugiej już nie. Przewodnictwo Jemenu, Zairu i Zimbabwe, które miało nadejść w dalszych miesiącach, nie gwarantowało realizacji odpowiedniej polityki względem Iraku.

19 listopada rozpoczął się szczyt KBWE w Paryżu. Odbywał się on w sytuacji, kiedy szereg przywódców państw zachodnich borykało się z wpływem, jaki polityka wewnętrzna miała na politykę zewnętrzną poszczególnych państw. Kanclerz Kohl właśnie szykował się do wyborów, premier Thatcher mierzyła się z próbą podważenia jej przywództwa wewnątrz Partii Konserwatywnej. Dodatkowo tuż przed tym spotkaniem Saddam zapowiedział zwolnienie wszystkich zakładników, jeśli Irak w ciągu trzech miesięcy nie zostanie zaatakowany. Było oczywiste, że jest to próba „doczołgania się” Irakijczyków do świętego miesiąca Ramadanu, a być może nawet do okresu, kiedy pogoda uniemożliwi działania militarne. Pytanie brzmiało, czy tę próbę manipulacji ze strony irackiego dyktatora dostrzegą zebrani w Paryżu przywódcy, a za nimi światowa opinia publiczna.

Obrady paryskiego szczytu zbiegły się z kolejną misją dyplomatyczną Bakera, który rozmawiał głównie z niestałymi członkami RB. Dzięki jego zabiegom udało się uzyskać poparcie dziewięciu państw. Chwiejne stanowisko zajęli Chińczycy, którzy nie wiedzieli jeszcze, jak zagłosują w sprawie rezolucji. Właściwie spośród krajów, z którymi wówczas prowadzono rozmowy, jedynie Jemen wyraził swój sprzeciw wobec przyjęcia tego dokumentu.

Rozmowy dotyczące nadchodzącego głosowania toczyły się do ostatniej chwili. Jeszcze dzień przed głosowaniem, Baker i Szewardnadze wspólnie ustalali ostatnie szczegóły. Dotyczyły one przede wszystkim terminu, jaki miano dać Irakijczykom na zastosowanie się do oczekiwań ONZ. Pierwotnie Amerykanie zaproponowali 1 stycznia, natomiast Rosjanie 31 stycznia. W końcu przyjęto propozycję Mitterranda – 15 stycznia. Taką datę jeszcze wcześniej zaproponowali amerykańscy wojskowi. Trwały również próby uzyskania od Chińczyków jasnej deklaracji, co do tego, jak zagłosują. Aby uzyskać ich poparcie, prezydent Bush przeprowadził rozmowę telefoniczną z prezydentem Qian Yangiem Shangkunem.

29 listopada doszło w końcu do głosowania nad rezolucją nr 678. Jego wynik oznaczał zwycięstwo polityki amerykańskiej administracji. Dwanaście państw było za. Chiny wstrzymały się od głosu. Przeciw były jedynie Jemen i Kuba.

Rezolucja upoważniała „wszystkie państwa członkowskie, współdziałające z rządem Kuwejtu – jeśli Irak nie wykona do 15 stycznia 1991 roku przyjętych dotychczas rezolucji ONZ – do użycia wszelkich niezbędnych środków, aby utrzymać je w mocy i wprowadzić w życie oraz przywrócić międzynarodowy pokój i bezpieczeństwo w rejonie Zatoki Perskiej”.

 Nadchodził czas wojskowych…

Literatura:
G. H. W. Bush, B. Scowcroft, Świat przekształcony, Warszawa 2000.
P. Johnson, Historia świata od roku 1917 do lat 90 – tych, Londyn 1992.




















mimm
O mnie mimm

mimmochodem...

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura