"Koszmarna tragedia na lotnisku sił powietrznych w Mirosławcu" czytamy na pierwszej stronie *Faktu* (24 stycznia 2008).
Oczywiście, straszna katastrofa i właściwa ocena autora artykułu. Jednak trzeba znać skalę stopniowania dramatów. Na str. 8. czytamy "Potworna tragedia przed przejściem granicznym z Ukrainą. Wyczerpany mężczyzna zbladł i osunął się z fotela kierowcy. Nie pomogła dramatyczna walka lekarzy o jego życie". A obok - "Na jednej z ulic Krypna doszło do straszliwej tragedii. 8-letni chłopiec wysiadł z gimbusa i wpadł pod samochód. Lekarze walczą o jego życie".
Jakże beznamiętnie (bez zaangażowanego przymiotnika) przekazano nam informację o wypadku, w którym "kierowca zginął na miejscu". Czyżby niezwykłość wydarzenia (gość zaparkował na 8. piętrze parkingu i zdrzemnął się był ze stopą
na pedale gazu przy włączonym silniku i nieświadomie a negatywnie przetestował barierkę) zaowocowała brakiem stosownego określenia? A może znaczne od nas oddalenie (Indonezja)?
Żadnego stopniowania? Kolejno wyliczono trzy tragedie - koszmarna, potworna, straszliwa. W pierwszej zginęło dwudziestu naszych lotników, w drugiej zmarł na zawał jeden z kierowców, w trzeciej chłopak przeżył. Każde nieszczęście jest tragedią dla pojedynczej osoby. Dla nas, Polaków, jest większym dramatem owa lotnicza katastrofa, niż inne podobne wypadki z dziesięciokrotnie większymi liczbami zabitych. Dlaczego? Bo z tamtymi nieszczęśnikami nie mieliśmy żadnego związku, tamte wydarzenia jednak nas mniej obchodzą, są odleglejsze. Jeśli ktoś się ze mną nie zgodzi, to raczej potencjalny pasażer na dalekiej linii, niż osoba niekorzystająca z linii lotniczych. Ale już zatonięcie promu z uchodźcami na morzu, to już chyba na nikim nie zrobiło większego wrażenia, zwłaszcza że statek przepadł w podobnym czasie, co nasz wojskowy samolot i wielu ludzi nawet o tym już zapomniało a nawet... nie dosłyszało. Pewnie stan wojenny wprowadzony u nas niezbyt obchodził ludność Gwatemali.
Jednak zwyczaje i słowniki pozwalają na stopniowanie dramatów, aby (językowo) w jednym szeregu nie stawiać złamanego palca pianisty z zawaleniem obu wież WTC, choć przecież wiadomo, że dla eskimoskiego (właściwiej - inuickiego) muzyka jest większą stratą zakończenie jego kariery, niż zakończenie paru tysięcy żyć na cieplejszej a przeludnionej wyspie. Ponadto rodzina owego chłopca walczącego o życie zapewne nie chce czytać o "straszliwej tragedii", bowiem w kronikach wypadków tego typu określenia sugerują śmierć ofiary a rodzina oczekuje pocieszenia i cudu ocalenia.
przyjazny wobec wszystkich sympatycznych ludzi, krytyczny wobec wielu zjawisk
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka