Mirosław Naleziński Mirosław Naleziński
224
BLOG

A gdyby tak opalać liśćmi?

Mirosław Naleziński Mirosław Naleziński Gospodarka Obserwuj notkę 23
Sporo się mawia o węglu kamiennym, a zwłaszcza o jego braku dla przeciętnych obywateli ogrzewających swe domostwa tym paliwem. Do takiego użytku potrzeba w Polsce rocznie 7 400 000 ton czarnego złota, zwanego dalej węglem.

Wartość opałowa węgla to ok. 30 MJ/kg, zatem rocznie mieszkańcy potrzebują na cele grzewcze 220 mld MJ.

Gwoli informacji – węgiel brunatny ma wartość 8, ale w brykietach nawet 20, pelet 18, słoma 17, zaś torf i drewno 15 MJ/kg. Pelet, słomę, drewno i liście uznajemy za paliwa odnawialne i to jest ich podstawowa zaleta, wszak paliw kopalnych jest coraz mniej.

W opracowaniu Projekt KASZËBË 142 napomknięto, że 1 ha lasu bez korzeni ma masę 274 t, z czego pnie stanowią 240 t, gałęzie i konary 30 t i… liście 4 t, czyli one stanowią 1,5% masy lasu.

Powierzchnia naszej ojczyzny to 31 269 600 ha, z czego lasy zajmują 29,6%, zatem mamy lasów 9 255 802 ha, a to oznacza, że masa liści (w tym iglastych) wynosi 37 milionów ton (ok. 1 t na jednego rodaka), przeto energia spalania tych liści wynosi ponad 555 mld MJ.

Porównując zapotrzebowanie energii węgla na ogrzewanie do energii zasobów liści (gdyby je wszystkie pozbierać), to mamy 2,5-krotną nadwyżkę tej drugiej formy energii.

Oczywiście nikt nie będzie zbierać wszystkich liści z naszych lasów, choć – jak sądzę – ich pozyskiwanie byłoby zapewne darmowe, jednak trzeba wziąć pod uwagę grabienie, transport, suszenie, brykietowanie.

Jeśli dać wiarę stronie rządowej, to rocznie sadzi się w Polsce 500 mln drzewek, które po pewnym czasie stworzą las. Na jednym hektarze sadzi się średnio 5 tys. tych roślin, zatem zajmują ok. 100 000 ha. Jeśli wszystkie przetrwają, to masa ich opadających liści wyniesie 400 000 ton rocznie, czyli 6 mld MJ także rocznie. Energetycznie jest to 1/37 rocznego zapotrzebowania na węgiel.

1 tona węgla kosztować ma 2000 zł i można nabyć jedynie 3 tony, z czego połowę w tym roku, a kolejną połowę w przyszłym, co – przy dwukrotnej dostawie – podnosi cenę transportu i zwiększa ślad (nomen omen) węglowy. Jeśli obywatel potrzebuje więcej węgla, to zapłaci znacznie więcej niż wspomniane 2 tys. zł (a jeszcze parę miesięcy temu wspominano cenę 1 tys. zł/t).

Ponieważ wartość opałowa liści jest dwukrotnie mniejsza od takiej wartości węgla, przeto zamiast N ton węgla, należałoby się postarać o dwukrotnie większy tonaż liści. Należy przypuszczać, że objętościowo będzie to jeszcze więcej.

Posiadacze kotłów gazowych oraz innych, poza węglowymi, zapewne nie stanowiliby konkurencji dla zbieraczy liści. Osoby mieszkające nieopodal lasów, w swej desperacji, mogłyby się pokusić o zbieranie omawianych darów lasu i całkiem możliwe, że ogrzewanie w porze jesienno-wiosennej byłoby zaspokojone. Jest to pewna alternatywa wobec trudności ze zdobyciem węgla oraz z nieprzewidywalnymi kosztami jego wywalczenia – tak dla rodaków uboższych, jak też dla nietuzinkowych i przedsiębiorczych.

Im większe skupiska ludności, tym większy jest społeczny nacisk na niepalenie liśćmi, jednak z dala od miast i przy akceptacji Prezesa, że w kryzysie można palić czymkolwiek, byle nie oponami… W końcu nie czas żałować róż, gdy płoną lasy.

Inną alternatywą mogłaby być… słoma.


Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Gospodarka