Dolina Jaworzynki
Dolina Jaworzynki
MMJL MMJL
1061
BLOG

Świnica II zimą - wierzchołek taternicki 09.03.2014

MMJL MMJL Podróże Obserwuj temat Obserwuj notkę 4

Budzik. 4:00 - nie spałem już od kilku minut, ale ten dźwięk nigdy nie jest przyjemny. Za oknem noc. Jemy szybkie śniadanie i wychodzimy w stronę Kuźnic. Poprzedniego dnia mieliśmy jeszcze nadzieję, że znajdzie się jakiś bus, ale rozkład jazdy ostatecznie rozwiał nasze marzenia o podjechaniu mechanicznym środkiem transportu, i teraz ten dosyć długi odcinek z jednego końca miasta na długi musimy zrobić pieszo. Kiedy dochodzimy na miejsce zaczyna powoli świtać. Mytówka zamknięta na cztery spusty - oto właśnie jedna z zalet wychodzenia na szlak o takiej porze - obaj dochodzimy do wniosku, że już właściwie nie pamiętamy kiedy ostatnio płaciliśmy za wstęp do parku narodowego.

Po chwili zastanowienia, z dwóch możliwych, wybieramy drogę przez Jaworzynkę. Słońca jeszcze nie widać, ale już można wyczuć, że będzie dzisiaj ciepło. Z zalesionych stoków powoli dźwigają się poranne chmuromgły, śnieg jest twardy i zbity - mi idzie się znakomicie i z każdym krokiem coraz lepiej, ale Marcin przeżywa typowy dla siebie syndrom słabego poranka. Próbuję kilka razy go zagadnąć, ale szybko dochodzę do wniosku, że w tym stanie lepiej go nie ruszać, dlatego pędzę żwawo swoim tempem. Kiedy dogania mnie wreszcie na wysokości Murowańca wiem, że teraz będzie już lepiej. Drugie śniadanie planowaliśmy w schronisku, ale w zamyśleniu przechodzimy ścieżką koło Betlejemki - ośrodka szkoleniowego Polskiego Związku Alpinizmu, a kiedy po chwili obracamy się za siebie Murowaniec mamy już za sobą... Trzeba być wyjątkowo utalentowanym, żeby przegapić schronisko. No nic - ciepło jest - drugie śniadanie jemy przy dolnej stacji wyciągu narciarskiego. Nie zatrzymujemy się na długo - zaraz ruszamy w stronę Zielonego Stawu Gąsienicowego.

Słońce dopiero teraz wyłoniło się zza grani tworzącej Orlą Perć. Czasami aż trudno patrzeć na śnieg bijący po oczach przeraźliwą bielą. Kościelec - najprawdopodobniej cel na następną naszą zimową wyprawę - wygląda stąd naprawdę srogo - patrząc na niego z tej perspektywy, nie można się dziwić, że doczekał się miana polskiego Matterhornu. Świnica też wygląda niczego sobie górując wyraźnie swym masywem nad okolicą - wznosząc się na prawie 1,5km powyżej miejsca z którego wyruszyliśmy 3 godziny temu. Z daleka obserwujemy pierwszych tego dnia na szlaku skiturowców oraz parę taterników wspinających się szerokim trawersem bezpośrednio na Świnicę. Sami wspinamy się na morenkę i zakręcamy już do właściwego żlebu zwieńczonego Świnicką Przełęczą. Jak oceniamy, miejscowe zagrożenie lawinowe jest jeszcze mniejsze niż to ogłoszone przez TOPR, czemu z pewnością sprzyja wczesna pora i zacienienie terenu, zaczynamy więc napierać ostro pod górę. Mniej więcej w połowie drogi robi się na tyle gęsto, że decydujemy się założyć raki i wyjąć czekany. Ostatnie kilka metrów jest już naprawdę strome, a kiedy wreszcie wyłaniamy się spomiędzy śnieżnych nawisów i zacienionego kuluaru, zalewa nas fala słońca i dosięga pierwszy i ostatni tego dnia wiatr, który przydaje nawet jeszcze trochę górskiego klimatu. Tutaj też robi się solidnie ciepło - rękawice szybko idą w odstawkę, a wywietrzniki w cieniutkich membranowych kurtkach zostają ostatecznie rozpięte.

Szpejimy się, a w tym czasie dołączają do nas przewodnicy z pierwszymi kursantami. Grzebią się jak jasne utrapienie, więc postanawiamy iść pierwsi. Wydeptana w śniegu droga urywa się jednak szybko przepaścią. Razem z jednym z kursantów postanawiamy wrócić się kawałek i odbić w górę. Żlebik wyprowadza nas na coś, co okazuje się być przełączką pomiędzy dwoma szczytami Świnicy. W prawo niestety iść się nie da. Po krótkim zastanowieniu Marcin rusza za kursantem granią, a ja przechodzę trawersem przez małe żeberko do sąsiedniej rynny i zaraz również staję na szczycie Świnicy II (2291m n.p.m), zwanej też wierzchołkiem taternickim, z racji tego, że raz - nie prowadzi tam znakowany szlak, a dwa - zbiega się tam sporo dróg wspinaczkowych. Po chwili napawania się wejściem i genialnymi widokami potęgowanymi znakomitą dziś widocznością, bierzemy się za schodzenie. I w samą porę, bo niedługo potem robi się tu gęsto od uczestników kursów. Przed nami jeszcze spory kawałek drogi, ale kiedy dochodzimy z powrotem na Świnicką przełęcz, pojawia się to uczucie, że cel już jest za nami i teraz czeka nas już tylko powrót. Dlatego dla podtrzymania wyprawowego klimatu postanawiamy przejść jeszcze przez szczyt Pośredniej Turni; Skrajną już obchodzimy ale blisko szczytu.

Przy podejściu na Beskid nasze poranne role zaczynają się odwracać - teraz to Marcin pruje przed siebie, a ja czuję już zmęczenie. Na odcinku od Beskidu do Kasprowego Wierchu jest już naprawdę gęsto od ludzi, którzy wjechali sobie na Kasprowy kolejką. Wewnątrz górnej stacji panuje solidny ścisk. Znajdujemy sobie jednak na dole jakiś wolny stolik, ale zanim zacznę się zabierać za tzw obiad, musi minąć trochę czasu - na razie nie mam siły jeść. Ciągle jest jeszcze wcześnie - trasę zrobiliśmy bardzo szybko - chyba nawet poniżej letnich czasów przejścia. Jakoś bez zastanowienia i z automatu chowamy raki do plecaka, po chwili dopiero przychodzi nam na myśl, że przynajmniej do Myślenickich Turni szło by nam się w nich wygodniej, ale chyba nie chce nam się znów ich zakładać. Trasa w dół jest wydeptana i to właśnie okazuje się być problemem, bo udeptane miejsca bywają zwykle pokryte lodem.

Pomimo, że ta droga za każdym razem wydaje mi się dłuższa, niż ją zapamiętałem, to właściwie nie czułem już zmęczenia. A pomimo, że to oznaczało już konieczność opuszczenia gór, ucieszył mnie czekający na nas w Kuźnicach bus. To był dobry wyjazd. I dobry dzień.

MMJL

Zobacz galerię zdjęć:

Hala Gąsienicowa a w oddali nasz cel Świnica i Kościelec Marcin :) Główny wierzchołek Świnicy Widok w stronę Zawratu Na szczycie Marciny dwa Skrajna Turnia i Beskid Beskid
MMJL
O mnie MMJL

http://zycietakiejaklubie.blogspot.com https://mmjl65.wixsite.com/mmjlfoto

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości