Jest takie miejsce w Polsce, gdzie jeszcze zachowały się resztki natury. Nad Bugiem można wędrować drogami i bezdrożami. Łąki i zarośla, lasy i zagajniki dochodzą do samej rzeki. Nie ma tu ogrodzonych slamsów zwanych działkami ani pałaców biednych dorobkiewiczów III RP zwanych domami letniskowymi, które broniłyby dostępu do brzegów rzeki. Zawdzięczamy to głównie nieznajomości terenu przez lubiących odpoczywać w zagrodzonych nieużytkach. Mało komu przychodzi do głowy, że Bug płynie wcześniej niż z Wyszkowa lub Broku. I dobrze. Działki kupują tu sporadycznie, choć ostatnio zainstalował się tu znany reżyser. Byłe już gospodarstwa przekształcają na działki głównie słoiki, którym imponuje życie w mieście.
Młodzi masową emigrują do Anglii, zaglądając do ziomków przy okazji wesel. Młodzi gospodarze to w większości kawalerowie.
Mamy więc wsie egzotycznie wyposażone w drewniane chałupy pamiętające stare czasy. Nie brakuje zabudowy z lat PRL-u. O dziwo trudno spotkać nowy budynek. Może to skutek upadającej i wyludniającej się polskiej wsi? Miejscowi gospodarze mówią – ciężko.
Do rzeki trzeba przejść groblami, pomiędzy starorzeczami. Pokonać należy jeszcze wał przeciwpowodziowy, podobno zupełnie niepotrzebny, ostatnia powódż miała miejsce w latach 70-tych ubiegłego wieku. Wszędzie pachnie skoszona trawą. Spotyka się jeszcze kilka krów pasących się leniwie na wertepach zwanych kiedyś pastwiskami. Obecna kultura nie popiera wyprowadzania bydła na łąki, mają stać w oborach, w kojcach całe życie. Podobno bardziej szybciej nabierają na wadze, a może gospodarze nie chcą ujawniać posiadanego dobytku. Łąki zarastają, siana niewiele potrzeba.
Nowoczesność dociera z wolna nad rzekę, przejawia się to w tym, że pojawiają się chętni na spływy kajakiem. W ciągu dnia można zobaczyć kilka tego typu wodnych pojazdów. To nie jedyni ludzie nad rzeką, spotkać można sporadycznie rybaka, choć są miejsca gdzie spokojnie można przebywać cały dzień nie widząc człowieka. Mieszkańcy pobliskich wsi i miasteczek czasem zajeżdżają nad rzekę, gdzie stawiają w uroczyskach ławeczkę, stolik, daszek z drewna. Służą one wszystkim na zasadzie kto pierwszy ten lepszy. Zaznaczam, że ruch mały, weekendy trochę napędzają. Cisza i spokój. Czasem na kilku piaszczystych łachach pojawią się na krótko chętni na kąpiel, a czasem przez kilka dni nikt nie odwiedzi plaży.
W pobliżu nie ma sklepu / ostatni zbankrutował kilka lat temu/, baru, do najbliższego osiem kilometrów, jest jedno gospodarstwo agroturystyczne ale przeważnie świeci pustkami. Klientami agroturystyk są obecnie rodzina gospodarza i pracownicy firm, które mają zlecenia głównie na roboty drogowe. Turysty trudno uświadczyć na tym terenie. Wędrowców jeszcze mniej. Czasem ktoś przyjedzie z namiotem.
W okolicznych wsiach grasuje handlarz, zwany przez miejscowych deweloper, skupuje tanio ziemie od potrzebujących grosza gospodarzy i sprzedaje drożej lemingom drożej. Niby normalne- biznes, ale jakoś tak przypomina spekulanta.
Odwiedzamy to miejsce ze względu na szczególna atmosferę. Atmosferę zanikającej wsi a jednocześnie tkwiącej w swojej szczególnej naturze. Naturze będącej namiastką dawnej normalności, gdzie pasły się stada bydła, brodziły bociany, gadały kaczki. Ludzie byli spokojni, zasiedziali, pewni swojego bytu.
Bydło jak pisałem w oborach, zresztą niewiele go. Bocianów sporo, na szczęście nie nadają się do jedzenia. Aktualnie zbierają się do odlotu. Kaczki i sarny w większości wybite przez modne dziś u naśladowców prezydenta, myślistwo – ciągle słychać strzały. Kaczki a właściwie ich niedobitki kryją się po niedostępnych starorzeczach. Słychać głosy żurawi.
W ciągu pięciu dni na tych wielkich obszarach łąkowych widzieliśmy jedną- słownie jedną sarnę.
Pomimo wszystko pięknie tu i jakże inaczej na zdewastowanych obszarach wokół wielkich miast.
Specjalnie nie podaje nazwy wsi, niech zostanie jak najdłużej choć zanikająca.
interesuje sie polityką, historią, literaturą, turystyką, filmem, fotografiką; kocham demokrację i prawde nieznosze obłudy fałszu i piaru
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Rozmaitości