Do konstytucji Stanów Zjednoczonych wprowadza się poprawki które po prostu wynikają z doświadczeń przed którymi stawia nas życie, a ustawodawcy w momencie uchwalania konstytucji po prostu o nich nie pomyśleli. Bo jak wiadomo, życie pisze najbardziej nieprawdopodobne scenariusze. Po śmierci JFK wprowadzono XXV poprawkę właśnie po to, aby nikt nie miał wątpliwości kto i kiedy przejmuje obowiązki prezydenta w razie jego śmierci lub wystąpienia innych okoliczności kiedy to nie może on pełnić swoich funkcji.
POPRAWKA XXV
(fragment)
§ 1. W razie usunięcia Prezydenta z urzędu albo jego śmierci lub ustąpienia Prezydentem zostaje Wiceprezydent.
§ 2. Ilekroć urząd Wiceprezydenta pozostaje nie obsadzony, Prezydent mianuje Wiceprezydenta, który obejmuje stanowisko po uchwale zatwierdzającej, podjętej większością głosów obu izb Kongresu.
W USA oddaje się jeden głos, ale na dwóch kandydatów którzy startują razem odpowiednio na stanowisko prezydenta i wiceprezydenta. Po śmierci JFK władzę przejął wiceprezydent wybrany razem z JFK w wyborach, ale nie było napisane w konstytucji kto wtedy zostaje wiceprezydentem, bo to stanowisko oczywiście zostało wtedy nie obsadzone.
Dzięki § 2 po śmierci prezydenta, wiceprezydent który przejął władzę stając się prezydentem wyznacza swojego wiceprezydenta, aby w razie swojej śmierci mógł zostać zastąpiony. (niepotrzebne są więc wybory na wiceprezydenta). Gdyby tego zapisu nie wprowadzono można by poddać w wątpliwość obsadzenie wiceprezydenta bez wyborów.
W Polsce natomiast podobny problem po prostu się wyśmiewa uznając to za próbę rozpoczęcia wojny politycznej. To bardzo szkodliwe i nieodpowiedzialne zachowanie. Może wynika to z tego, że w Polsce nadal żyją ludzie którzy pisali obecną konstytucję i uważają ją za doskonałą? Ja zawsze powtarzam, że konstytucja III RP to zwykły bubel prawny. Należy ją poprawić lub najlepiej napisać od nowa.
Okazuje się, że marszałek Komorowski przejął obowiązki prezydenta RP na podstawie depeszy kondolencyjnej od prezydenta Rosji. To zwykła kpina.
* * *
"Pan chyba żartuje"- takie zdanie padło 10 kwietnia od świty marszałka Komorowskiego, gdy z Kancelarii Prezydenta próbowano zadać pytanie na jakiej podstawie Bronisław Komorowski chce przejąć obowiązki głowy państwa.
* * *
Konstytucja III RP to instrukcja wyjaśniająca w jaki sposób przeprowadzić zamach stanu. Jeśli władzę posiada partia wroga prezydentowi to wystarczy go zabić i wtedy marszałek który zwykle wybierany jest z partii rządzącej przejmuje obowiązki prezydenta. Według konstytucji amerykańskiej natomiast władzę przejmuje zaufany człowiek wyznaczony wcześniej właśnie przez prezydenta czyli wiceprezydent, a nie spiker Izby Reprezentantów (taki odpowiednik polskiego marszałka).
Idąc dalej, w przypadku śmierci amerykańskiego prezydenta nie są potrzebne wybory. Wiceprezydent (już jako prezydent) trwa na swojej służbie "dopełniając" kadencję poprzednika, aż do następnych wyborów które odbywają się zgodnie z terminem. Unika się w ten sposób przykrej sytuacji która miała miejsce w 2010 roku w Polsce kiedy to wyjątkowo krótka kampania wyborcza musiała odbywać się podczas żałoby. Nie wspominając już o nadzwyczajnie szybkiej potrzebie rejestracji kandydatów oraz wymuszony konstytucją wakacyjny termin wyborów. Gdyby nie panująca wtedy żałoba to cała ta sytuacja wyglądałaby komicznie. Po prostu odbywała się łapanka na kandydatów i zbieranie podpisów na kolanie.
W Polsce natomiast obowiązki prezydenta przejmuje marszałek stając się p.o. prezydenta. To bardzo dziwny twór. Nie zostaje zaprzysiężony. Nie składa przysięgi, że dochowa wierności postanowieniom konstytucji, będzie strzegł niezłomnie godności Narodu, niepodległości i bezpieczeństwa Państwa oraz że dobro oraz pomyślność obywateli będą dla niego zawsze najwyższym nakazem. Tego nie robi i nie może, bo przysięga zaczyna się od "z woli Narodu". A p.o. prezydenta nie jest wybrany w wyborach bezpośrednich. Pomimo tego pełni obowiązki głowy państwa jak każdy inny prezydent. Rozpoczyna nawet czystkę w kancelarii, wyznacza kandydata na prezesa NBP, przejmuje władzę w telewizji itd.
PS: Proszę jeszcze raz spojrzeć na fotografię. Johnson zostaje zaprzysiężony na prezydenta w samolocie Air Force Two (który po zaprzysiężeniu stał się automatycznie Air Force One). Dzieje się to dwie godziny i 8 minut po śmierci Kennediego. Obok stoi wdowa po JFK. A więc Johnson nie przejął władzy po informacjach medialnych lub po otrzymaniu kondolencji od gubernatora Teksasu pomimo, że jechał w tej samej kolumnie samochodów (dwa wozy dalej) gdy doszło do zamachu na JFK. Gdyby na miejscu wiceprezydenta Johnsona był Bronisław Komorowski to czy przejąłby obowiązki już na ulicy w Dallas? Oczywiście z wielkim "bulem", ale także pewnością bo "przecież każdy widział co się stało", a więc "nie żartujmy".
Inne tematy w dziale Polityka