Zacznę od informacji która jest o tyle ciekawa, że jest pokrewna i dotyczy jednego z najsłynniejszych dziś Polaków, kompozytora i intelektualisty, a więc z definicji człowieka dla pis-dyktatury bardzo niewygodnego. Chodzi o Krzysztofa Pendereckiego.
W piątek po południu portal Niezależna (de facto zależny całkowicie od PiS, stąd też do wszystkich jego "rewelacji" należy podchodzić z należnym uśmiechem politowania) napisał, że Penderecki... był agentem służb minionych.
"...z notatki podpisanej przez zastępcę naczelnika wydziału 'C' KWMO w Krakowie wynika, że Penderecki był 'wykorzystywany operacyjnie' ze względu na swoje częste wyjazdy za granicę".
Kompozytor czytając te rewelacje pewnie się uśmiechnął, a potem natychmiast się od nich zdystansował i za pośrednictwem swego pełnomocnika oświadczył, że nigdy nie był żadnym współpracownikiem jakiejkolwiek bezpieki.
"... nie posiadam także żadnych informacji na temat istnienia rzekomej "teczki" dotyczącej mojej osoby. Jeżeli faktycznie takie dokumenty istnieją, ich sporządzenie, jak również wszelkie zdarzenia w nich opisane, pozostawały poza moją wiedzą i wolą".
W zasadzie gdyby miał trochę więcej poczucia humoru niż zwyczajowo ma, mógłby na przekór wszystkim napisać, iż faktycznie był agentem, płatnym i wysoko cenionym, wszystkich możliwych i wartych uwagi służb świata, od SB począwszy, poprzez FSB, GRU, Mossad, Stasi na CIA kończąc. I niech sobie PiS coś jeszcze do tej listy dopisze, coś co mu brakuje, albo co uważa za stosowne, bo na przykład dobrze by wyglądało. Macie wolną rękę, piszcie, dopisujcie, komponujcie i spierdalajcie! Niestety, aż takiego poczucia humoru Penderecki nie ma. A szkoda.
Być może więc sprawa już jest zamknięta, a pewnie zgaśnie definitywnie, jak wyjaśni się i też zgaśnie, sprawa inna, wyjątkowo dla PiS niewygodna.
TU PRZECHODZIMY DO SEDNA NOTATKI
Otóż myślę sobie, Że to ad hoc zorganizowane nurzanie Pendereckiego w gównie, może mieć dwa cele. Może być działaniem obliczonym po prostu na skompromitowanie autorytetu, bo po pierwsze to nie "nasz" autorytet, a po drugie co to za autorytet, który nas krytykuje, nawet piętnuje i obrabia nam dupę zagranicą. Do kosza z nim!
Ale myśle też, że to jednak wątek raczej marginalny. Bardziej jest to próba przykrycia, czyli odwrócenia uwagi od sprawy takiej oto, że ambasador Przyłębski, misiaczek i cudowne dziecko pis-dyplomacji, to zwyczajny esbek, pseudonim Wolfgang. Tak na marginesie, to Przyłębski sam sobie pewnie takie pseudo wybierał, bo od wczesnej młodości lubi Mozarta, Amadeusa i Wolfganga właśnie.
Ministerstwo Spraw Zagranicznych przyznało na razie (coś więcej może skomentuje, jak wicewaszczu Dziedziczak wróci z mszy), że nie posiada informacji jakoby ambasador był esbekiem i się do tego nie przyznał. „Dyplomata kilkakrotnie przechodził procedurę sprawdzającą” - oświadczyło MSZ, co oczywiście nie najlepiej świadczy o MSZ, ale jeszcze gorzej, wręcz fatalnie świadczy o tzw. służbach, które przecież kandydata na ambasadora Przyłębskiego sprawdzały.
Ale ja temu akurat się nie dziwię.
Miejmy świadomość, że jakiś czas temu fachowcy (niestety nie nasi) zostali tam zastąpieni przez amatorów (ale na szczęście już naszych), no i w efekcie mamy służby specjalne powstające z kolan, co też zresztą nie najlepiej im wychodzi. Niespecjalnie więc dziwi, że niewiele potrafią, nawet głupiej teczki znaleźć.
Cała sytuacja. poza warstwą komiczną i kompromitującą MSZ plus służby, w niewygodnej i parszywej raczej sytuacji stawia panią Prezes Trybunału Julię Przyłębską, prywatnie prywatną małżonkę pana esbeka Andrzeja Przyłębskiego.
Oczywiście żona nijak nie może ponosić odpowiedzialności za grzechy męża, ale warto by było, aby prezeska tak ważnego (kiedyś) Trybunału, była osobą nienagannie czystą, za którą nie kładzie się żaden cień, ani nawet podejrzenie, że obraca się w niewłaściwych kręgach. Zdrajców, agentów, płatnych pachołków itp. A ona nie dość, że za męża ma agenta bezpieki, to jeszcze obok w fotelu zasiada jej kumpel sędzia Mariusz Muszyński, najbardziej zaufany i jej faktyczny zastępca w Trybunale, który także jest podejrzany o kontakty z bezpieką, a konkretnie zarzuca mu się, że pracował w ówczesnym ichnim wywiadzie. Swego czasu został nawet wydalony z Niemiec, bo niewykluczone, że tamtejszy kontrwywiad szybko skumał z kim do czynienia i nie życzył sobie na własnym podwórku agenta polskich służb specjalnych, wtedy jeszcze komunistycznych.
Ale powtarzam, to tylko podejrzenia i rozpowiadane tu i ówdzie plotki, bowiem odrodzone i jako się rzekło powstające z kolan służby, z jego teczką też nie dają rady.
Myślę sobie, że skoro tak szukają tej teczki Muszyńskiego, nieważne czy pilnie, czy z jakiś powodów tylko po łebakach, to niechaj się rozejrzą na wszelki wypadek po najbliższych półkach, bo niewykluczone, że teczka samej pani Julii, gdzieś tam się zawieruszyła i w kolejce czeka.
Na mój nos taka teczka istnieje, tylko dziwnym trafem stała się niewidzialna. A tak się dziwnie składa, że cała ta wspomniana tu trójka, a więc Przyłębscy plus mister Myszyński, pracowała kiedyś w jednym czasie w polskiej ambasadzie w Berlinie. I co, chcecie mi powiedzieć, że chłopcy zajmowali się szpiegostwem, a dama robiła im tylko kanapki z szynką na drogę? Coś to mało prawdopodobne.
Osobiście to ja nie mam jakiegoś uprzedzenia do agentów i współpracowników esbeków, bo uważam, że każdy robi (lub robił) to co potrafi i to co sprawia mu przyjemność. Obserwuję to jednak i opisuję dlatego, że dotyczy to PiSu. A oni stroją się z upodobaniem w pióra tych co to konsekwentnie czyszczą, ale jak się okazuje to przede wszystkim ich należałoby wyczyścić. No i ta niewątpliwa przyjemność z ewentualnego obserwowania zamieszania, kiedy to się okaże, że nie tylko mąż, ale i żona w gównie unurzana jest po uszy. Prezes Trybunału, taka Prezes i takiego Trybunału, na liście płac bezpieki? To by było jednak coś!
Inne tematy w dziale Polityka