Morfej Morfej
224
BLOG

Jak stracić demokrację i nie mrugnąć okiem

Morfej Morfej Polityka Obserwuj notkę 10
Jeśli myślisz, że autorytaryzm to coś odległego, z mgłą czerwonych flag i wąsami Stalina, to serdecznie witamy na Węgrzech. Tutaj premier Viktor Orbán prowadzi mistrzowski kurs pod tytułem: „Jak zawłaszczyć władzę, pozostając w UE i w eleganckim garniturze”. I najważniejsze – wszystko oczywiście dla dobra narodu. Bo kto, jeśli nie Orbán, uratuje Węgrów przed zmyślonymi zagrożeniami, wolnymi mediami i niebezpieczną… demokracją?

Wróg czai się wszędzie. Nawet pod łóżkiem

Pierwsza zasada polityka, który boi się wyborów: stwórz wroga – inaczej umrzesz z nudy. I tutaj Orbán to prawdziwy artysta. Ukraińskie służby? Szpiedzy. Unia Europejska? Mściwa bestia. NGO-sy? Sekta zagranicznych agentów.

Nawet jeśli jesteś tylko studentem piszącym pracę o prawach człowieka – gratulacje, właśnie stałeś się potencjalnym zagrożeniem dla bezpieczeństwa narodowego. A przynajmniej – doskonałym pretekstem do uchwalenia kolejnej ustawy o „transparentności”, gdzie przejrzystość kończy się tam, gdzie zaczyna się krytyka.

Opozycja depcze po piętach – czas ją zdusić (politycznie, oczywiście)

Ostatnie sondaże pokazują, że opozycyjna partia Jobbik ma większe poparcie niż Fidesz. To oczywiście nie oznacza, że czas na uczciwą rywalizację – to znaczy, że czas wcisnąć czerwony przycisk paniki.

A jeszcze lepiej – urządzić klasyczne „polowanie na czarownice”. Zarzuty, przeszukania, szpiegowskie skandale. A jeśli to nie zadziała – można zawsze wypuścić serial „Jobbik: Agenci Sorosa”, najlepiej w prime-time.

Demokracja? Co to takiego?

Podczas gdy Europa wciąż debatuje, jak poprawnie wymawiać „praworządność”, na Węgrzech już dawno się dogadano: praworządność – to Orbán, prawo – to milczeć. Parlament grzecznie naciska przyciski, sądy kiwają głowami, a media stają się albo państwowe, albo nagle padają ofiarą „technicznej śmierci”.

Nawet nowy projekt ustawy – „O przejrzystości życia publicznego” – wygląda, jakby został napisany w biurze KGB na maszynie do pisania z lat 70. Ale jak mówi sam Orbán: „to wszystko dla bezpieczeństwa” – jego własnego, oczywiście.

Węgry w UE, ale jakby nie do końca

Orbán to taki sąsiad, który mieszka w bloku ze wspólnotą mieszkaniową, ale głosuje przeciwko sprzątaniu klatki i jednocześnie korzysta z wszystkich udogodnień. Blokuje pomoc dla Ukrainy, kłóci się z Brukselą, ale miliardy euro z UE przyjmuje bez cienia wyrzutów sumienia.

Unia Europejska działa w trybie „troskliwe spojrzenie i głębokie zaniepokojenie”. Tymczasem Orbán spokojnie buduje swoją małą, kremlowską rzeczywistość – z mediami pod kontrolą, podejrzeniami o szpiegostwo i ciągłymi alarmami o zagranicznym zagrożeniu.

Dlaczego to ważne? Bo jutro to samo może zacząć się gdzie indziej

Można się śmiać z paranoi Orbána, można szydzić z jego „ustaw przeciw wszystkim”, ale sedno pozostaje niezmienne: w samym sercu Europy rośnie reżim, który przestrzega zasad tylko wtedy, gdy są wygodne dla przywódcy. A podczas gdy reszta UE głowi się nad dyplomatycznym językiem, Węgry stopniowo przekształcają się w demokrację™ – z szyldem, ale bez treści.

---

P.S. Jeśli Orbán rzeczywiście postanowi wyjść z UE, spodziewajcie się referendum pod hasłem „Mniej Europy – więcej mnie”. Na razie jednak wygodnie rozsiadł się w sercu zjednoczonej Europy i cicho zamienia ją w teatr jednego aktora.

Tylko że my wszyscy… już jesteśmy na widowni.

Morfej
O mnie Morfej

Ukraina, Rosja,

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (10)

Inne tematy w dziale Polityka