W świetle ostatnich wydarzeń na Bliskim Wschodzie coraz trudniej udawać, że Rosja to tylko „zaniepokojona strona” w międzynarodowej polityce. Wygląda na to, że Kreml postanowił na poważnie wcielić się w rolę scenarzysty globalnego chaosu — choć z wyjątkowo topornym piórem.
22 czerwca irański minister spraw zagranicznych Abbas Araghchi przybywa do Moskwy. 23 czerwca — ataki rakietowe na amerykańskie bazy w Katarze, Iraku i Syrii. Przypadek? Oczywiście — jak zwykle, gdy dyplomaci reżimów autorytarnych spotykają się tuż przed eksplozjami. Baza Al-Udeid w Katarze została ostrzelana dosłownie kilka godzin po rozmowach Araghchiego z Ławrowem. Koordynacja? Skądże — to tylko „przyjacielskie wizyty” z wyjątkowo wybuchowymi skutkami.
Rosja coraz chętniej odgrywa rolę „architekta chaosu”. Wojna przeciwko Ukrainie przestaje już szokować światowe media? Nie szkodzi — teraz uwagę globalnej opinii publicznej zajmują ostrzały w Zatoce Perskiej. Kreml, jak się zdaje, chce przekonać wszystkich: jeśli światowy porządek jeszcze się trzyma, to czas go rozhuśtać.
Dmitrij Miedwiediew, znany ze swojego talentu do „mówienia prosto z mostu”, tym razem przeszedł samego siebie. Publicznie zasugerował możliwość przekazania Iranowi broni jądrowej. Jak widać, dyplomacja XXI wieku to już nie noty i oświadczenia, tylko odrobina nuklearnego szantażu zamiast komunikatu prasowego. Reakcja Donalda Trumpa w mediach społecznościowych była, jak można się domyślić, donośna — choć zaskakująco powściągliwa, biorąc pod uwagę, że Rosja i Iran oficjalnie otworzyli nowy gatunek: geopolityczny stand-up.
Irańskie ataki na bazy USA w Syrii, m.in. w prowincji Al-Hasaka (wg Mehr News), to kolejny dowód, że nie są to działania impulsywne, lecz dobrze zsynchronizowane operacje. Moskwa i Teheran już się nie kryją — działają w pełnej harmonii. Może czas na wspólne logo i oficjalny hashtag? #OśZła2025?
Podwójna moralność Rosji wciąż zadziwia swoją finezją. Kreml potępia amerykański odwet na irańskie ataki (Interfax, 22.06), jednocześnie codziennie ostrzeliwując ukraińskie miasta. Cynizm? Ależ skąd — to po prostu „moskiewska etyka”: strzelać można, byle nie w nas.
Iran w tym duecie to wykonawca, proxy-gracz. Rosja — strateg rozdający role na geopolitycznej szachownicy. Ostrzały w Iraku, Syrii, Katarze — wszystko zgodnie z utartym schematem: wywołać „kryzysowe przesycenie”, by rozproszyć uwagę Zachodu. I choć wygląda to jak kiepsko napisany serial, niestety scenariusz jest jak najbardziej prawdziwy.
Tymczasem, jak donosi The Washington Post, Rosja nie tylko dostarcza Iranowi drony, ale i przekazuje technologie do produkcji rakiet średniego zasięgu. Innymi słowy, „przyjaźń między narodami” przybiera bardzo konkretne formy — i wszystkie lecą w kierunku sojuszników NATO.
Świat powinien w końcu zdjąć różowe okulary: Rosja to nie „trudny partner”, lecz aktywny uczestnik spisku przeciwko globalnej stabilności. Pomysł, że Rosja wciąż zasiada jako stały członek Rady Bezpieczeństwa ONZ, zaczyna brzmieć jak żart — i to wyjątkowo nieśmieszny
Inne tematy w dziale Polityka