"Wall Street Journal" zamieścił artykuł chińskiej imigrantki o wychowaniu dzieci.
Wedlug niej, Chinki są typowymi "matkami" sukcesu. Jej córkom nigdy nie pozwolono:
- brać udziału w piżama party,
- brać udziału w ekspresowych randkach,
- brać udziału w szkolnych przedstawieniach,
- narzekać na zakaz udziału w szkolnych przedstawieniach,
- oglądać telewizję lub grać w gry komputerowe,
- samodzielnie wybierać zajęcia pozalekcyjne,
- mieć oceny gorsze niz bardzo dobry,
- nie być numerem 1 w klasie poza wfem i teatrem,
- grać na instrumentach innych niż pianino i skrzypce,
- nie grać na skrzypcach lub pianinie.
Dalej omawia różnice w wychowaniu między chińskimi rodzicami a ich amerykańskimi sąsiadami:
"Chińczycy rozumieją, że nic nie sprawia przyjemności, jeżeli człowiek nie jest w tym dobry".
Artykuł od kilku dni jest wśród najbardziej popularnych w europejskim wydaniu WSJ. Nic dziwnego, skoro 30% amerykańskich nastolatków cierpni na zaburzenia psychiczne.
Obecny procent rozwodów w Stanach to 41% dla pierwszego małżeństwa, 60% dla drugiego i 73% dla trzeciego.
Dla porównania w Singapurze rozwodzi się 10% małżeństw, a w Indiach 7.4%
W Chinach ostatnio procent rozwodów rośnie (przypisuje się to polityce jednego dziecka, skutkującej liczbą jedynaków nieprzystosowanych społecznie) i osiągnął poziom porównywalny z Polską.
PS. Pytanie do Szanownych Czytelników: "Jak trafiło pierwsze pianino lub skrzypce do Chin?"