
Tygodnik New Yorker nie miewa złych okładek, więc może ktoś powiedzieċ, że nic nadzwyczajnego i że zawracam głowę. Ale nie mogę się powstrzymaċ przed zblogowaniem tej z bieżącego numeru. Rozbawiła mnie do łez.
Zatytułowana jest „Ja odbiorę!”
Jeśli Was też rozbawiła, to nie musicie już dalej czytaċ.
Kłocicie się czasami z domownikami, gdy pόźnym wieczorem zadzwoni telefon, o to kto ma sie zwlec z kanapy (albo jeszcze gorzej z łόżka) i go odebraċ?
Jeśli nikomu się nie chce, to dobrym rozwiązaniem może byċ pewnie automatyczna sekretarka...
Ale najwyraźniej nie wszyscy chcą z takich zdobyczy techniki korzystaċ.
Hillary Clinton i Barack Obama “pokłόcili” się ostatnio, o to kto o trzeciej nad ranem (SIC!) ma odberaċ telefony w Białym Domu. Kłόtnia tym razem była na reklamόwki.
Pierwszy czerwony telefon na kilka dni przed kluczowymi pra-wyborami w Teksasie wyemitował w ostatnim dniu lutego sztab Hillary:
„Jest 3 rano. Twoje dzieci bezpiecznie spią. Ale w Białym Domu dzwoni właśnie telefon” oznajmia złowieszczym głosem narrator.
Na dramatycznie zaciemnionych zdjęciach kolejno pojawialy się głόwki dzieci na poduszkach i w małych łόżeczkach. Do sypialni weszla wyraźnie przestraszona i zatroskana kobieta. W tle złowieszczo brzmial dzwonek telefonu.
„Coś dzieje się na świecie. Od twojego głosu zależy, kto odbierze ten telefon. Czy będzie to ktoś, kto zna już dobrze światowych przywόdcόw i kto zna wojsko – ktoś sprawdzony i gotowy by byċ przywόdcą w niebezpiecznym świecie. Jest 3 rano i twoje dzieci bezpiecznie śpią. Kto ma odebraċ telefon?”
Reklamόwkę kończyła sekwencja zdjęċ pani Clinton, ktόra podnosi słuchawkę i z powagą na twarzy, w skupieniu słucha tego co dzwoniący ma jej do powiedzenia.
Prosze sobie koniecznie obejrzec, bo zaden -- najbardziej nawet mistrzowski opis, a coz dopiero taki byle-jako-blogowy -- nie odda tej glebi i dramatyzmu!!
Nastroje w sztabie Hillary Clinton tuż przed tą rozgrywką były co najmniej tak mroczne jak w początkowych sekwencjach 30-sekundowego spotu. Po 11 prawyborczych porażkach w lutym, większośċ komentatorόw przewidywała , że 4 marca przyniesie ostateczną klęskę byłej pierwszej damy. Nawet Bill Clinton przyznał publicznie, że o ile nie uda jej się wygraċ w Teksasie i Ohio, w wyścigu będzie musiała się wycofaċ.
Kto wie, może to ta reklama – prawdziwy majstersztyk – trochę ją podratowała?
Ale sztab Obamy nie pozostal dluzny. Z imponującą prędkością – w ciągu doby zaledwie – odpłacili pani senator pięknym za nadobne:
Jego „czerwony telefon” zaczynał się dokładnie tak samo jak reklama Clinton (nie wiedzieċ czemu, ale tym razem oskarżeń o plagiat ze strony Hillary nie było).
Znόw była trzecia rano, dzieci spały bezpiecznie, w Białym Domu dzwonił telefon. Narrator pytał jednak, „czy prezydentem ktόry odbierze όw telefon nie powinien byċ ktoś, kto jako jedyny, był na tyle roztropny i odważny, by od samego początku sprzeciwiċ się wojnie w Iraku?” W tle ukazywały się zdjęcia Obamy podczas spotkania z żołnierzami. Potem pojawiał się zamyślony na trawniku pod Białym Domem.
Zdawac by sie moglo, ze to powazny kraj, powazne sprawy, powazne wybory...
Ale byc moze nic powaznego w tym wszystkim nie ma oprocz pieniedzy. Na reklamy telewizyjne w samym tylko stanie Teksas w tygodniach poprzedzajacych tamtejsze prawybory sztab Clinton wydal $7 mln (57 tys. 30-sekundowych spotow), Obamy zas $4 mln (31 tys spotow).
Inne tematy w dziale Polityka