Obudziło mnie kołatanie do drzwi. W pijackim widzie zerwałem sie z barłogu, spychając na ziemie wczorajszą afrodytę, a właściwie heterę. Mruknęła coś upadając i zasnęła zawinięta w prześcieradło, które przeżyło tej nocy historię ze "Stu lat samotności". Przedzieram sie przez zastygłe w powietrzu opary wódy i skrętów, przypominające mi mgłę z opowieści o "województwie londyńskim", i obyczajach panujących wśród "elity która wyjechała". Tnąc stopy o pozostałości po dopalaczach wczorajszych dyskusji, dopadam wizjera.
"-ABC otwierać drzwi, masz 5 sekund" - żadna z 8 izb wytrzeźwień IV RP w której miałem przyjemność być w ciągu ostatniego roku, nie podziałała na mnie w taki sposób. Antykorupcyjne Biuro Centralne. Senny koszmar, ucieleśnienie orwellowskiego "pokoju 101".
Ogorzała twarz pobladła mi jak papier, ręce zdrętwiały, zastygłem w bezruchu. Miałem przed oczami wszystko to co znałem tylko z opowieści; tortury, nieludzkie przesłuchania, wielogodzinne konfrontacje z nieznanymi ludźmi, wizje lokalne w nieznanych miejscach. Wszystkie znane mi osoby które miały kontakt z podwładnymi Kamieńczyka opowiadały analogiczne historie. Powołane do walki z nadużyciami ABC, samo stało sie ich symbolem.
Zła sława Biura była tym gorsza, im bardziej spektakularne sukcesy odnosiło. Powołane w 2006 r, cieszy sie obecnie ogromnym poparciem społecznym. Prości ludzie mieli dość afer na najwyższych pietrach władzy, niezależnie od tego czy było to 40 piętro hotelu "Marriott", pokłady luksusowych jachtów, czy kazamaty szpitala MSWiA. Legitymizacji ABC udziela w chwili obecnej 75 % społeczeństwa. Są nie do ruszenia, i doskonale o tym wiedzą.
Dłoń zastyga mi na klamce, wiem że jeśli nie otworze, wejdą sami. Tym samym lista zarzutów powiększy sie o "stawianie oporu podczas zatrzymania". Te pięć sekund trwa wieczność. Otwieram. Rząd ciemnych okularów na milczących twarzach w pochmurny wrześniowy poranek musi robić wrażenie. Lśni mi przed oczami legitymacja z orłem białym wpisany w kolczatkę - symbol ABC. Funkcjonariusze mijają mnie i wchodzą do przedpokoju, a potem dalej, w głąb mieszkania. Pierwszy z nich z grymasem obrzydzenia na twarzy daje kolejnemu z nich znak, by otwarł okno, a mnie ruchem reki sadza na taborecie.
Mój salon jest teraz pokojem przesłuchań, pokojem przesłuchań w którym wszyscy milczą. ABC-owcy w ciszy rozpoczynają przeszukanie, mnie słowa grzęzną w skacowanym, sparaliżowanym strachem gardle. Boję się odezwać i spytać o cokolwiek. Wiem ze wszystko zostanie użyte przeciwko mnie. Milczenie również, ale postanawiam trzymać język za zębami tak długo, jak to możliwe. Kolejne sekundy zdają sie trwać wieczność. Mija kilka minut.
- Krakowska. Cienko przędziesz Mucha. Jak tak dalej pójdzie, wysiądzie Ci wątroba. A jak wiesz, z przeszczepami krucho ostatnio..
Z wyraźną pogarda "Pierwszy" (nie przedstawił się) podnosi, ogląda i odstawia butelkę na stół.
- To.. To jakaś pomyłka.. Nie wiem czego ode mnie chcecie...
Słowa grzęzną mi w krtani, drapią w gardło. Ledwo przedzierając się przez wyschnięte usta, obijają sie o suchy jak papier, podobny do kołka język, by w końcu tańcząc na wysuszonych wargach wydać dźwięk podobny do pocierania paznokciami o szkolną tablice.
-Komputer wskazał na Ciebie, jako na przywódcę krakowskiej odnogi układu.
Nasz agent dostarczył nam dziś w nocy na to dowodów.
Słowa "Pierwszego" palą mnie żywym ogniem, myśli przebiegają mi pod przymkniętymi powiekami z prędkością światła, zaczynam powoli wiązać fakty..
W tym momencie do pokoju wchodzą pozostali funkcjonariusze, a wraz z nimi kobieta z która spędziłem ostatnie 9 miesięcy.
Nie przypomina już dziewczyny, z którą miałem więcej tematów do rozmowy, niż nitek "układu" widzą w swoich komputerach Ci tutaj, błyskotliwej, nie przypominającej tych z którymi miałem okazje zazwyczaj sie spotykać. Kumpla, kochanki, przyjaciółki i spowiednika w jednym. Kobiety z którą każda rozmowa była wyprawą w nieznane, nawet jeśli za środek transportu służył tak wysłużony temat jak polityka czy religia. Kobieta z którą seks był ponownym odkrywaniem Ameryki, podrożą na Atlantydę. Arrasem misternie utkanym ze spełnionych pragnień.
Teraz jest jak pozostali, zimna jak lód. W lodowatym spojrzeniu brak wczorajszego błysku, w milczących ustach na próżno doszukiwać sie nocnego wyuzdania. Ubrana w marynarkę i spodnie, które w niczym nie przypominają mi wczorajszej, odsłaniającej nagie ramiona letniej sukienki.
Na ponętnych piersiach opinanych teraz przez służbową, szarą bluzkę, spoczywa ta sama legitymacja z orłem w kolczatce. Łańcuszek od odznaki nawet teraz dodaje uroku jej powabnej szyi, jednak to już nieważne. Wszystko rozumiem. Zaczyna sie najgorsze.
Inne tematy w dziale Polityka