Czytam „Gazetę Polską”.
Nie jestem sekciarzem. Nie należę też do „Klubu GP”. Nie mam pojęcia, gdzie jest siedziba PiSu w Krakowie. Choć to nie ma znaczenia, bo nie tam są spotkania krakowskiego „Klubu GP” Na ww. spotkanie zbierałem się kilka razy, z uwagi na ciekawych gości, jednak zawsze wypadało mi coś ważniejszego.
Nie wiem więc, co tam się dzieje, nie do końca mnie to z resztą interesuje. Z tego co widzę po zdjęciach, przychodzą tam ludzie w wieku moich rodziców, nie chodzę więc, bo czułbym się nieswojo. Na spotkania gdzie chodzą ludzie w moim wieku, też zazwyczaj nie chodzę, bo najczęściej kończy się kłótnią (choć czasem chodzę tam właśnie dlatego), ale wiem jedno, że ludzie w moim wieku często nie wiedzą co to jest „GP”, o klubie nie wspomnę.
Dlaczego więc czytam „Gazetę Polską”?

Do „Gazety Polskiej” przyciągnął mnie rok temu Łysiak, Waśko, i po trosze Michalkiewicz. Z przyjemnością czytam również Ziemkiewicza. Obecnie jednak tylko ten ostatni pojawia się w miarę regularnie.
Łysiaka z bliżej niezrozumiałych dla mnie powodów już nie ma, Waśko tez jakby ucichł. „Wilka” nie mogę odżałować do tej pory, bo choć czasem na oślep, to strzelał zawsze z największego kalibru, i zazwyczaj trafiał. Również ze Stanisławem Michalkiewiczem nie potrafił red. Sakiewicz znaleźć wspólnego języka (a przecież stopka zapewnia, że „GP” drukuje autorów z którymi się nie zgadza). Co do Waśki, to żywię nadzieję, że po zmianie władzy będzie udzielał się częściej. Czytam jednak dla Lisiewicza, Sakiewicza, rubryki Wolskiego, dla felietonów ks. Isakowicza - Zaleskiego, dla "Odcinków" Kwiecińskiego, ale również z przyzwyczajenia.
Dlaczego ludzie nie czytają "GP"?
Źle wyglądała „Gazeta” przed wyborami, kiedy z każdej strony straszyła facjata zupełnie nieznanego (!) kandydata z warszawskiej (?) listy PiSu. „GP” rzeczywiście w tym okresie wyglądała (przynajmniej w formie) na biuletyn partyjny, ktoś kto na PiS nie miał zamiaru głosować, a przez przypadek dostał w swe ręce po raz pierwszy egzemplarz „Gazety”, już zapewne do niej nie wróci – a przecież na takich, potencjalnie nowych czytelnikach, zależy chyba najbardziej, prawda? Młodym, nie znającym jej ludziom „GP” kojarzy się na dzień dzisiejszy z „Naszym Dziennikiem”, co prowadzi do w dalszym ciągu skojarzeniowym do Ciemnogrodu – przykro mi, ale tak jest.
Pojawiające się w tym okresie artykuły również mogły utożsamiać „Gazetę” jednoznacznie. I choć sam jestem neofitą, z głosującym w tym roku na PiS po głębokiej analizie, patrzyłem na to co się działo w tym czasie w „GP” jednym, zdziwionym i przymkniętym okiem. Co za dużo to niezdrowo – jestem wyczulony na indoktrynację, świadomie odpuszczałem niektóre wywiady, etc.
Nie podobało mi się także, gdy po pierwszych medialnych doniesieniach o konflikcie na linii PiS – Kazimierz Marcinkiewicz, znalazłem w „GP” artykuł o jego bracie i nim samym – wyglądał na zamówiony, i źle mi się na to patrzyło. Zdaję sobie sprawę, że „nie ma miękkiej gry”, ale twarda gra nie wyklucza fair play. Chcę „Gazety” mocnej, prawdziwej, odważnej, ale nie uciekającej w partyjniactwo – a tym mi to pachniało.
(Słowo o hakach i przeciekach – nie nawołuje do lustracji z ludzką twarzą, bo wiem że to niemożliwe, oznacza to brak takowej. Lustracja musi być sprawna i zdecydowana, ale czasami widzę jak „GP” robi sobie z lustracji główny temat, lejtmotiv. „GP” powinna działać bezkompromisowo i skutecznie, ale nie partyjnie i z polecenia.)
Kolejna rzecz to walka z „Michnikowszczyzną” – oczywistością jest, że Agora to syndykat trzymający władzę, ferujący wyroki polityczne i wykonujący je, ważny gracz sceny politycznej. Oczywistą oczywistością jest również, że trzeba pisać o jej poczynaniach, zaniechaniach i przeinaczeniach. Trzeba o tym mówić, jednak nie w przesadnej formie, a taką to częstokroć przyjmuje – wskażę tu choćby „Odcinki”, stałą rubrykę autorstwa red. Kwiecińskiego, gdzie wśród wielu celnych uwag często można natknąć się na pisane ad hoc – byle tylko walnąć GuWernantów z Adamem Michnikiem na czele.
Red. Kwieciński mógłby mieć mi za złe, mówiąc że „szkodnika trzeba zwalczać każdym sposobem” – to prawda, ale musi mieć świadomość, że jest grono ludzi, którzy jeszcze nie są GWykształciuchami, przy tym nie czytają „GP” (gros moich znajomych widziało ją po raz pierwszy właśnie u mnie) i zbyt nachalna momentami retoryka i styl „Gazety Polskiej” może ich w objęcia „Wyborczej” wpędzić – efekt odwrotny!!!
Mogę to przyrównać do krakowskiego podwórka, na którym odwieczna wojna pomiędzy kibicami Wisły i Cracovii przyjmuje momentami obraz, w którym już nie jest się „Pro Cracovia” tylko „Anty Wisła”, nie „Pro Wisła” tylko „Anty Jude”, tu również symbolika i forma przyjmuje czasami groteskowy obraz, gdy zamiast dopingować swoją drużynę, większość czasu i energii poświęca się na destrukcję przeciwnika – odstrasza to potencjalnych „kibiców sukcesu” – i choć radykałowie zostają, klub może iść na dno.
Można oczywiście powiedzieć, że na takiej taktyce wykiełkowało wyborcze zwycięstwo PO. Jednak czas pokaże, jak zachowają się wyborcy „pobudzeni”, czy będą aktywnym elektoratem budującym siłę partii, kibicami z karnetem, którzy są obecni na każdym meczu wyjazdowym, czy są tylko chuliganami, którzy na derby przyszli nie dlatego, że lubią Wisłę, tylko że nienawidzą Cracovii.
Ja osobiście mam wejściówkę ultrasa na Cracovię (naprawdę!), i chcę mieć moją Cracovię silną i atrakcyjnie grająca, by kolorowe trybuny były pełne różnych ludzi, byśmy w kolejnych derbach wreszcie pokonali Towarzystwo z Reymonta - Towarzystwo, którego nie lubię, ale które poza dniem derbów mało mnie interesuje. Chcę Wielkiej Cracovii, która gra w pucharach i wygrywa mecze w Europie. Ot co – analogia mam nadzieję wyraźna.
”Gazeta Polska” powinna moim zdaniem otworzyć się na młodych ludzi, którzy przekonawszy się, że nie gryzie ona zębami Kaczorów (sic!) mogliby stać się jej wiernymi czytelnikami. Do tego potrzebne są jednak działania marketingowe wykraczające poza grupę docelową 30+. O ile doskonałym posunięciem był prezent w postaci „guzika katyńskiego” dodany do jednego z numerów, o tyle wątpię, by ktoś z moich znajomych kupił „GP” dla śpiewnika patriotycznego (co nie znaczy oczywiście, że nie uważam tego za ciekawy pomysł, po prostu papierowy śpiewnik nie konkuruje w żadnym stopniu chociażby z płytą dvd).
Ktoś może powiedzieć, że nie dlatego (guzika, śpiewnika) kupuje się gazetę, GUZIK PRAWDA! Skończyły się czasy, w których telefon służy tylko do dzwonienia, a gazeta do przekazywania suchych faktów. Trzeba dbać o treść (wpuścić powietrza, jednocześnie dbać o linię, nie karmiąc czytelników fast foodem), ale i zadbać o formę – szare kartki papieru i strona www przypominająca witryny z poprzedniego tysiąclecia nikogo nie zachęcą, a już na pewno nie kogoś, kto nawykł do serwisów w typie tvn24.pl i wypełnionej dodatkami piątkowej „Wyborczej”. Skoro "Wprost" mógł dostać mediatora za stronę www, "GaPola" też na to stać.
Chcąc być GAZETĄ POLSKĄ, trzeba robić gazetę o CAŁEJ POLSCE i dla WSZYSTKICH POLAKÓW, a nie tylko o jej szarej i mrocznej stronie, przeplątać to martyrologią okresu 1939-2007, i zdawkowymi informacjami na pozostałe tematy, a taki obraz czasem się z GP wyłania, i jako taka „GP” nie jest atrakcyjna dla moich rówieśników.
Chcemy gazety patriotycznej, ale otwartej. Bezkompromisowej, ale pluralistycznej. Chrześcijańskiej, ale wchodzącej w dialog. Konserwatywnej, ale nowoczesnej. "GP" taka bywa, i tak być powinna cały czas.
Zatrudnienie jednego lub dwóch specjalistów od marketingu i pablik relejszyn nie obciążyłoby zapewne budżetu, bo przecież na ich (specjalistów) głowach byłoby, by Gazeta zaczęła zarabiać nie dzięki skrawkom z rządowych stołów, ale dzięki profesjonalnym kampaniom prowadzonym oprzez profesjonalistów(tak tak, trzeba założyć sobie target, robić like4like, obrać strategie, zwiększać przychód, i do tego wszystko na ASAP, jak mówi mój kolega - główny kupiec w TESCO Polska), to oni byliby od wypracowania zysku, budowy i realizacji strategii. To przecież nie koliduje z linią gazety!!!
Mimo tego wszystkiego, dzis rano, jak co środę, pójdę do kiosku, gdzie (zrobiłem wywiad) oprócz starszej pani jestem jedyna osobą kupującą „GP”. Pójdę z przeświadczeniem, że potencjał który drzemie w „GP” zostanie wykorzystany, i że całe 70 tysięcy nakładu przygód „Zyzia na koniu Hyziu”, „Rodziny Waciaków” i „Odcinków” zacznie wreszcie znikać z półek w środy rano, czego niniejszym życzę wszystkim związanym z „Gazetą Polską”
Kończąc całkiem młodzieżowo – PIMP MY GP!!!
Tylko czy "GP" chciałaby takiej zmiany?
PS. Celowo pomijam wątki "manifestacyjne" i dzisiejszy "cenzuralny", chcę się skupic na czymś innym.
Inne tematy w dziale Polityka