Jacques Maritain, personalissimus
Jacques Maritain, personalissimus
M.Sobiech M.Sobiech
147
BLOG

Zagadkowa popularność idei radykalnych

M.Sobiech M.Sobiech Socjologia Obserwuj temat Obserwuj notkę 0

Na początek małe święto: poprzedni wpis jako pierwszy na tym małym blogu przebił granicę 300 wyświetleń. Jak na idee, które tutaj głoszę, jest to spore osiągnięcie. Czytelnikom dziękuję, no i mam nadzieję, że w przyszłości będzie jeszcze więcej.

Natomiast cała sprawa skłania mnie również do mniej wesołych przemyśleń. Jak zauważyłem, promowane tutaj przeze mnie idee nie cieszą się przesadnie wielką popularnością. No i powstaje pytanie: dlaczego właściwie się nią nie cieszą?

Dla jasności warto przypomnieć, co ja tutaj robię. Otóż, tak w skrócie, promuję kilka rzeczy, takich jak:

1. Personalizm

2. Pacyfizm

3. Anarchopacyfizm i anarchoprymitywizm/dystrybucjonizm

4. Nieprzemocowy opór oraz

5. Uniwersalne prawa człowieka.

W przyszłości zamierzam dołożyć do tego tematy "obocznościowe" (np. od jakiegoś czasu przymierzam się do napisania notki o transcendentalistach amerykańskich), tym niemniej w istocie wszystko sprowadza się do tych pięciu punktów.

Przekładając rzecz na język bardziej praktyczny, zajmuję się tutaj prezentacją pewnego projektu politycznego, który ogólnie obraca się wokół pewnych podstawowych aksjomatów (tzn. postulatów, które dla mnie mają charakter aksjomatyczny), przede wszystkim intuicji, że człowiek jest osobą (mikrokosmosem) i kilku konsekwencji, jakie z tego wynikają, takich jak uznanie naszej zdolności do rozumnego i nieprzemocowego rozwiązywania konfliktów (stąd pacyfizm i Gandhi), do organicznej organizacji we wspólnoty (stąd anarchizm -- ALE WYŁĄCZNIE W SWOJEJ UMIARKOWANEJ, HUMANITARNEJ I POKOJOWEJ ODSŁONIE), afirmacja prymatu wartości duchowych nad materialnymi (stąd tzw. anarchoprymitywizm, ale to niedobra nazwa), no i przeświadczenie, że człowiek jako osoba ma pewne dane od Stwórcy prawa, które każda wspólnota, jaką tworzy, musi uznawać i zabezpieczać (stąd afirmacja pojęcia praw człowieka właśnie oraz racjonalnego republikanizmu, jaki z niej wynika).

O ile widzę, większość czytelników traktuje ten projekt jako swego rodzaju dziwadło, swoisty radykalizm. Dziwię ich. No, ale oni jeszcze bardziej dziwią mnie. Jeżeli bowiem popatrzeć na rzecz od strony historycznej i logicznej, to ideały te stanowią, po pierwsze, nic innego jak mainstream kultury zachodu -- wokół nich stworzono przecież ONZ i UNESCO -- a po drugie projekt zupełnie racjonalny i wykonalny, nie tylko czysto potencjalnie, ale w ramach istniejącego porządku, z dopuszczeniem dużej ilości wariacji i bez konieczności wywracania urządzeń społecznych do góry nogami -- nie wspominając, że bez użycia siły i wprowadzania niebezpiecznych podziałów. Są, innymi słowy, koncyliacyjno-centrystyczne i nie mają z radykalizmem zgoła nic wspólnego. Naprawdę, nie bardzo rozumiem, jak można tego nie widzieć.

A może jednak rozumiem? Wydaje mi się bowiem, że przyczyna tego zjawiska leży w, skądinąd dość niebezpiecznym, zjawisku, jakie obserwuję w polskiej debacie publicznej od około 15 lat, mianowicie: w osobliwym skądinąd wzroście popularności idei prawdziwie radykalnych, tzn. wymagających do urzeczywistnienia całkowitego rozbioru istniejącego społeczeństwa. Czego my w Polsce nie mamy: jedni chcą restaurować monarchię i wracać do prawodawstwa sprzed Rewolucji Francuskiej, inni chcą przywracać państwo wyznaniowe, jeszcze inni całkowicie deregulować rynek i wystąpić ze wszystkich struktur międzynarodowych, które nam to uniemożliwiają, jeszcze inni już teraz natychmiast oprzeć naszą energetykę na wiatrakach i panelach słonecznych -- no, i tak dalej, i tym podobne, znajdzie się przecież tego wystarczająco dużo, tak z lewa jak z prawa. Powstają na tej kanwie kluby, dzieją się happeningi, a strony facebookowe te pomysły promujące mają po 15 czy 20 tysięcy polubień. 

I nikogo nie obchodzi, przynajmniej na pierwszy rzut oka, że wszystkie te pomysły są, z praktycznego punktu widzenia, nie do zrealizowania, a gdyby je zrealizować, skończyłoby się to katastrofą i wojną domową. Rozmawia się o nich jak gdyby nigdy nic.

Skąd się to bierze? Trudno mi odpowiedzieć na to pytanie. Sądzę, że -- zgodnie z wielką intuicją psychologii nieświadomości -- ma to jakiś związek z ucieczką w fantazję. Gdy człowiek nie może znieść rzeczywistości, tworzy, we własnym umyśle, światy alternatywne. Tak, być może coś w tym jest -- a jeśli tak, to smutna to historia, pokazująca wiele, jeśli chodzi o stan naszego życia publicznego.

Jakkolwiek by to jednak wyglądało, jest nadzieja -- a wiem to z najlepszego możliwego źródła, bo od samego siebie. Ja również bowiem (i dlatego nikogo tutaj nie wyśmiewam, ani nie drwię z nikogo) przeszedłem najcudaczniejszą ewolucją polityczną, jaką tylko można sobie wyobrazić. Oto po przerobieniu najbardziej absurdalnych pomysłów politycznych, wróciłem ostatecznie do tego, od czego zacząłem -- czyli właśnie Maritainowskiego personalizmu, który najlepiej smakuje bez dodatków. No, a skoro mnie się udało obudzić z tego fantazjowania, to innym też się może uda? W każdym razie gdyby ten blog się do tego przyczynił, chociażby w jednym wypadku, to bym się bardzo cieszył. Dlatego też, mimo niskich zasięgów i skądinąd niesympatycznych nieraz reakcji otoczenia (no, ale to w Internecie w sumie normalka), kontynuuję tę malutką pracę w nadziei, że w końcu ktoś jednak da się przekonać, że białe jest białe, a czarne -- czarne.

Maciej Sobiech

M.Sobiech
O mnie M.Sobiech

Pacyfizm, anarchopacyfizm i krytyka społeczna. Dumny członek Peace Pledge Union i War Resister's International. Żyję w świecie 4D: degrowth, dystrybucja, demilitaryzacja, demokracja.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Społeczeństwo