wiesława wiesława
1299
BLOG

23. rocznica „nocnej zmiany”

wiesława wiesława Polityka Obserwuj notkę 33

W najnowszej historii Polski 4. czerwca to bardzo wazny dzień. 4 czerwca 2015 roku mija  26 lat od wyborów do sejmu zwanego kontraktowym. Jednak decydująca dla III RP była noc z 4 na 5 czerwca 1992 roku, podczas ktorej doszło do „nocnej zmiany”, czyli odwołania rządu Jana Olszewskiego, powołanego 23 grudnia 1991 przez pierwszy w III RP wybrany w pełni wolnych wyborach Sejm I kadencji. Rząd Jana Olszewskiego został odwołany przez Sejm w nocnym głosowaniu po północy 5 czerwca 1992, 16 godzin  po wykonaniu przez ministra spraw wewnętrznych Antoniego Macierewicza uchwały Sejmu o ujawnieniu listy tajnych współpracowników Służby Bezpieczeństwa, na której znalazło się 66 nazwisk, w tym 3 ministrów i 8 wiceministrów tego rządu. Przyczyną odwołania rządu Jana Olszewskiego była obawa przed kompromitacją polityków figurujących w archiwach MSW jako konfidenci komunistycznych służb specjalnych. Wniosek o natychmiastowe odwołanie premiera i rządu złożył prezydent Lech Wałęsa, który też znajdował się na tej liście.

Po upływie 13 lat od „nocnej zmiany”, do obiegu publicznego przedostała się lista 162 716 nazwisk zewidencjonowanych przez Instytut Pamięci Narodowej i znajdujących się wtedy w jednym z wielu jawnych, publicznie dostępnych katalogów. Lista ta, zwana powszechnie listą Wildsteina, stała się powodem burzy medialnej, w następstwie której posłowie sejmu 4 kadencji zażądali przedstawienia wyjaśnień od prezesa Instytutu Pamięci Narodowej.

18 lutego 2005 roku podczas realizacji 30. punktu porządku dziennego 97 posiedzenia sejmu 4 kadencji miała miejsce debata nad „Informacją Prezesa Instytutu Pamięci Narodowej - Komisji Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu oraz Generalnego Inspektora Ochrony Danych Osobowych w sprawie ujawnienia listy nazwisk zaewidencjonowanych przez Instytut Pamięci Narodowej”.

W swoim wystąpieniu sejmowym prezes IPN, prof. Leon Kieres kajał się i przepraszał:

[…] To, co nazywa się wyciekiem z Instytutu Pamięci Narodowej listy stanowiącej naszą wewnętrzną pomoc inwentarzową, konieczną dla sprawnego działania naszego archiwum, było dla mnie wielkim ciosem. Dlatego przepraszam każdego, kto poczuł się dotknięty znalezieniem się na tej liście. Przepraszam każdego, kto miał jakiekolwiek nieprzyjemności czy choćby pytania związane z obecnością na liście.[…] Wyciek z IPN doprowadził do tego, że wszystkie te osoby stały się, dzięki złej woli niektórych, osobami, które cierpią. Cierpią z punktu widzenia ludzkiego, moralnego. I nic tu nie zmienią moje tłumaczenia, że do tej listy mieli dostęp tylko pracownicy Instytutu Pamięci Narodowej oraz badacze, historycy i dziennikarze, prowadzący w naszym instytucie badania wyłącznie za moją zgodą.

    Stwierdzam jednak z całą mocą, że na liście są wszyscy: funkcjonariusze, tajni współpracownicy, kandydaci na tajnych współpracowników, osoby rozpracowywane. Pomimo krzywd i nieporozumień, pomimo wątpliwości i zrozumiałych emocji chciałbym oświadczyć: to nie jest lista agentów. To nie jest również informacja o zasobie archiwalnym na temat agentów. To jest lista imion i nazwisk, niepełna, niekompletna, która służyła pomocą ludziom nauki przede wszystkim - lista, pomoc inwentarzowa, którą posiada każde normalnie funkcjonujące archiwum, lista przekazana do wykorzystania do użytku służbowego. […]

Odnosząc się do tej wypowiedzi prezesa Kieresa, poseł Jan Łopuszański powiedział:

Przepraszał pan wszystkich, niezależnie od tego, z jakiego punktu widzenia - nie pamiętam dokładnie tego sformułowania - to ich dotknęło. Nie wiem, czy używając tego sformułowania, miał pan świadomość, że słuchając pana w tej sali, zastanawiałem się, czy pan w równej mierze przeprasza i ofiary, i katów, którzy znaleźli się na tej liście. (Oklaski) Sprawa jest tej rangi, panie prezesie, że jeżeli rzeczywiście po pańskiej stronie jest jakakolwiek wina, to nie przeprosiny są Polsce należne z pańskiej strony, tylko natychmiastowa pańska dymisja. (Oklaski) A jeśli chodzi o to, co pan zrelacjonował nam z tej trybuny, i relacjonował pan nam to w zgodzie z treścią ustawy o Instytucie Pamięci Narodowej, to z tej ustawy i z pańskiej relacji wynika jedno: przygotowanie materiałów instytutu i operowanie tymi materiałami świadczy o tym, że pan, wyłącznie pan, jest sprawcą upublicznienia części spisów inwentarzowych. (Oklaski) Pod pańskim nadzorem one powstały, pod pańskim nadzorem powstała ich konstrukcja: kto tam jest, kogo tam nie ma i w jakiej skali. To pan, co pan tu przyznał, dopuszczał konkretne osoby do operowania tymi materiałami. To nie jest, panie prezesie, kazus Wildsteina […]  to jest kazus Kieresa. Po co było tworzyć takie spisy inwentarzowe, które mieszają katów i ofiary, po co kilkuletnia praca Instytutu Pamięci Narodowej, ciężko opłacanych pracowników państwowych pracujących na zlecenie naukowców itd., którzy nie potrafili uporządkować tego materiału, jeszcze przy okazji współpracując z sądami lustracyjnymi?

Podczas tej debaty zabrali glos posłowie Antoni Macierewicz i Jan Olszewski, członkowie rządu obalonego podczas „nocnej zmiany”. Po upływie 10 lat od tamtego posiedzenia sejmu, wypowiedzi tych posłów zasługują na przypomnienie.

Posel Antoni Macierewicz w sposób diametralnie odmienny niż prezes Leon Kieres ocenił sytuację, która powstała po pojawieniu się w Internecie tzw. listy Wildsteina:

[…] Dobrze się stało, że po 13 latach, od 1992 r., wracamy, mam nadzieję, że tym razem poważnie, do dyskusji - nie o lustracji przecież, bo nie o lustracji tu mowa, ale do dyskusji o jawności polskiego życia publicznego, o prawdzie, o tym, jak ma być budowana Rzeczpospolita Polska i kto w Rzeczypospolitej Polskiej ma przede wszystkim prawo do zajmowania najwyższych stanowisk, do szacunku społecznego, do chodzenia z podniesioną głową, a kto powinien być wskazany przynajmniej jako współodpowiedzialny za tworzenie sytuacji zamieszania moralnego, dwuznaczności, prześladowań, bo jest to podstawowy problem związany z ujawnieniem akt Służby Bezpieczeństwa, Urzędu Bezpieczeństwa i innych służb specjalnych. Wracamy do tej dyskusji nie dzięki wysiłkowi elit politycznych; niestety muszę powiedzieć, także z ubolewaniem, że w mniejszym stopniu dzięki pracy instytucji do tego powołanych. Wracamy do tej dyskusji, dlatego że do obiegu publicznego trafiła lista 162 716 nazwisk, które znalazły się w jednym z wielu jawnych, publicznie dostępnych katalogów Instytutu Pamięci Narodowej.

    To dobrze, że lista ta znalazła się w obiegu publicznym. Dobrze, dlatego że niestety nie było narzędzi, nie było sposobu, nie można było przez ubiegłe lata sprawić, aby w innym trybie wymusić na elitach i instytucjach państwa polskiego, żeby wreszcie to nie najważniejsze, ale jedno z ważniejszych przedsięwzięć, jakie stoi przed państwem polskim, wreszcie faktycznie zrealizować.

Chcę przypomnieć to, o czym tak intensywnie na tej sali się milczy podczas tej debaty, że w czerwcu 1992 r. Sejm Rzeczypospolitej polecił ministrowi spraw wewnętrznych przekazanie informacji na temat tego, kto był odnotowany jako tajny współpracownik w zasobach archiwów Ministerstwa Spraw Wewnętrznych, i dane te Sejmowi zostały wówczas przekazane. Przypominam, że nie były to wymieszane dane funkcjonariuszy, pracowników, kandydatów na tajnych współpracowników i tajnych współpracowników. Przeciwnie, były to dane wyłącznie osób, które były tajnymi współpracownikami. Jaki był skutek? Skutkiem była koalicja strachu. Skutkiem były gromy na to, że śmiano pokazać, kto był agentem. Skutkiem były pomyje. Skutkiem była blokada przez następne 13 lat jakichkolwiek zmian społecznych, gospodarczych i politycznych w państwie polskim. Skutkiem było stworzenie nowego systemu, który - muszę to powiedzieć z ubolewaniem - w dużym stopniu należałoby nazwać systemem dominacji środowiska agenturalnego w polskim życiu gospodarczym i społecznym. Skutkiem była demoralizacja, która trwa po dzień dzisiejszy tak dalece, że jeden z polityków musi tutaj sformułować tezę o konieczności rewolucji moralnej. Cóż to znaczy, jeżeli po tylu latach mówi się o konieczności rewolucji moralnej? Gdzie naprawdę jesteśmy, jeżeli trzeba o tym mówić? Dlaczego tu jesteśmy? A dlatego - zwracam się i do pana przewodniczącego Pola, ale także w dużym stopniu do większości tych, którzy dotąd przemawiali - że w przemówieniach wszyscy państwo jesteście za lustracją, za jawnością, za powszechnym dostępem, ale w praktyce, jak dochodzi co do czego, to sprawiacie, że rośnie zamieszanie społeczne, sprawiacie, że w jednym zestawie nazwisk miesza się tajnych współpracowników i kandydatów na tajnych współpracowników, i sprawiacie, że ten stan rzeczy ma być utrzymany jak najdłużej. […]

 Pytam raz jeszcze, także pana marszałka Sejmu: Dlaczego, panie marszałku, nie chcecie się państwo zgodzić na jasne, oczywiste i rozwiewające wszystkie wątpliwości rozwiązanie? Póki nie będę miał odpowiedzi przekonującej, będę przekonany, że istotą problemu tzw. establishmentu, klasy politycznej postkomunistycznej, jest utrzymanie w Polsce zamieszania, jest niedopuszczenie do wyjaśnienia, jest utrzymanie władzy agentury. Na tym polega nadal podstawowy problem Polski.

[…]I na zakończenie, panie marszałku, ostatnia kwestia. Na tle tych lamentów i ubolewań nad nieszczęściami, jakie się zdarzyły, nad tymi cierpieniami, które państwu nie dają żyć (Oklaski) i nie dają spać po nocy - męczycie się tym wszystkim tak strasznie i potwornie, płaczecie krokodylimi łzami - warto przypomnieć, że w Czechach, w Niemczech, we wszystkich krajach postkomunistycznych, które rzeczywiście są dzisiaj demokratyczne, od 12 lat te listy, akta i informacje są powszechnie dostępne. Każdy w Niemczech może zgłosić się do Instytutu Gaucka i otrzyma odpowiedź, jeśli chodzi o sytuację osoby publicznej. Każdy pracodawca może zadzwonić, zgłosić się i otrzyma odpowiedź. A u nas cóż się dzieje? U nas jest dramat wycieku listy. U nas jest dramat ujawnienia tego, że na tej liście są nazwiska osób publicznych. U nas jest strach. Nadal państwo żyjecie w strachu. Niczego nie zbudujecie na strachu. Dziękuję bardzo. (Oklaski)

Poseł Jan Olszewski zwrócił uwagę na istnienie w polskim życiu publicznym szczególnej koalicji:

[…] Myślę, proszę państwa, że cała ta sprawa, rzeczywiście stanowiąca bardzo bolesną pozostałość po dorobku służb specjalnych PRL-u, po całym systemie komunistycznym, jest naprawdę trudna i ważna, ale jeżeli nadano jej taką rangę, że staje się głównym tematem życia politycznego, że nagle stwarza się wokół niej tyle komplikacji, to nie jest to wynik żadnego przypadku. W tej sprawie istnieje i działa bardzo silna grupa zainteresowanych. Nie tylko dawnych agentów, ale przede wszystkim ich dysponentów, osób, które odnoszą korzyści z istniejącego układu i które w związku z tym po prostu bronią nie tylko przeszłości, ale także swoich dzisiaj elementarnych, życiowych interesów, bronią swojego aktualnego statusu w polskim życiu publicznym.

    Ta koalicja już raz ujawniła swoją ogromną siłę - tej czerwcowej nocy 1992 r., kiedy w ciągu kilkunastu godzin udało jej się zablokować pierwszą próbę stworzenia jakiejś podstawy do mniej więcej racjonalnej lustracji, podjętej wtedy tylko w tym obszarze, który wydawał się oczywisty, obszarze dotyczącym najwyższych urzędników państwa polskiego. My wtedy złożyliśmy przecież nie tylko listę TW odnotowanych w aktach bezpieki. Minister Macierewicz, za moją zgodą i za zgodą prezesa Sądu Najwyższego, przedstawił także procedurę - że użyję modnego terminu - ucywilizowania tej lustracji. Nikt się w Polsce nie dowiedział o tym projekcie. Wszyscy się dowiedzieli, że Macierewicz złożył listę agentów, co było nieprawdą, i w ciągu kilkunastu godzin rząd został zmieciony i zmieciona została z porządku dnia cała ta sprawa, zmieciona na wiele lat. Taka była siła w tej koalicji. Ja wtedy mówiłem, że ci, którzy cieszą się z tego sukcesu, cieszą się właściwie z własnej przyszłej klęski, bo ta sprawa wróci, musi wrócić i wróci w takiej postaci i z taką siłą, że koszt, który oni zapłacą, będzie znacznie większy od tego, który mogliby zapłacić wtedy.

    Otóż właśnie teraz ta sprawa wraca. Koalicja funkcjonuje nadal według tych samych zasad: Zaledwie odezwał się pierwszy głos dotyczący tzw. listy Wildsteina, a natychmiast zostało to skontrowane wielką akcją ˝Gazety Wyborczej˝, która zmierzała do wykazania, że to jest lista ubeckich agentów, co jest oczywistą nieprawdą. To od początku ci, którzy ją tak nazwali, wiedzieli. Robili to specjalnie, po to, żeby teraz móc płakać nad skrzywdzonymi, nad tymi, którzy się czują zdyskryminowani, bo się znaleźli na liście agentów. Znaleźli się na liście agentów dlatego, że tam zostali wpisani nie przez prezesa Kieresa, nie przez redaktora Wildsteina, zostali tam wpisani przez ˝Gazetę Wyborczą˝ (Oklaski). Sądzę, że w tej sprawie trzeba mieć bardzo jasny pogląd. Panie pośle Lisak, jeżeli pan mówi, że to jest kwestia, że każdy, kto w jakimkolwiek kontekście taki spis ujawnia, musi się liczyć ze złym charakterem Polaków, którzy zawsze tworzą jakąś formę polskiego piekiełka, to powiem tak: Być może słusznie pan to dokumentuje odwołaniem się do swojej własnej postawy, niech pan przy niej zostanie, niech pan do tego ogółu Polaków nie miesza (Oklaski), bo naprawdę to piekiełko czy piekło to nie Polacy, nie ogół Polaków wytwarza, to jest grupa specjalnie tym zainteresowana, która to robi we własnej obronie. Myślę, że tym razem im się tej blokady przeprowadzić nie uda. Sytuacja się diametralnie zmieniła. Nawet dzisiaj na tej sali, podczas tej dyskusji z satysfakcją słuchałem głosu ludzi, którzy tamtej czerwcowej nocy z niesłychaną zaciekłością mnie, ministra Macierewicza za to, cośmy zrobili, atakowali. Dzisiaj są dokładnie przeciwnego zdania. I ja to przyjmuję z ogromnym zadowoleniem. Rzeczywiście, to jest sytuacja niemal ewangeliczna. Większa jest radość w niebie z jednego nawróconego grzesznika niż z dziesięciu sprawiedliwych. (Oklaski) To jest wyznacznik zmiany sytuacji.

    Ten wyznacznik zmiany sytuacji możemy obserwować i na innych przykładach. Wtedy wszyscy widzieli, jak Lech Wałęsa mógł się śmiać z tej sytuacji, dzisiaj wszyscy widzimy, jak jest w najwyższym stopniu zdenerwowany. Ale ja mimo wszystko nie mogę powiedzieć, że jestem pewien, że ten zamiar zablokowania jeszcze raz rozliczenia z przeszłością się nie powiedzie - może się jeszcze powieść, jeszcze raz, ostatni. Ale ja powtarzam: ta sprawa tak czy inaczej wróci, a jak wróci za trzecim razem, to koszta będą jeszcze nieporównanie większe. A wrócić musi dla jednego powodu: wystarczy popatrzeć na sondaże w tej sprawie, one na ogół układają się w ten sposób, że ogromna większość Polaków życzy sobie ujawnienia całkowicie, w pełni wszystkich materiałów. I to jest oczywiste, bo ilekolwiek tych agentów było, 100 tysięcy, 150, 200 - są bowiem w dokumentach instytutu oficjalne zalecenia stwierdzające, że Służba Bezpieczeństwa dążyła wtedy, w określonych środowiskach do uzyskania współczynnika 10%, żeby zwerbować 10% ludzi jako swoich agentów, tych planów się nie udało zrealizować, ale gdyby nawet się udało, to pozostaje 90% - im większa była liczba agentów, im większa była liczba funkcjonariuszy, im większa ich aktywność, im bardziej perfidne metody ich działania, to tym większa zasługa tych milionów Polaków, którzy mimo wszystko, mimo tego, ten system w końcu obalili. Oni mają prawo... (Oklaski) Oni mają prawo do sprawiedliwej satysfakcji.

    Ale rzecz polega na tym, że to prawo będzie musiało być zrealizowane i będzie zrealizowane przede wszystkim z jednego prostego powodu, że oto w tej chwili już większość tych, którzy się tej prawdy domagają, to są ludzie, którzy w tym udziału bezpośredniego nie brali - to są ludzie młodzi. Gdy popatrzymy na sondaże, to im młodsze roczniki, tym żądania ujawnienia wszystkiego i radykalnie są większe. To obecnie już sięga 90%, jeśli chodzi o te roczniki.

To będzie sięgało 100%. Nie oprzecie się temu. Ci ludzie mają prawo do poznania historii swojego kraju, historii swoich rodzin i to prawo prędzej czy później wyegzekwują. Naszym obowiązkiem jest obecnie, w taki sposób, w jaki możemy, to ich prawo czy dostęp do tego prawa, uzyskanie tego prawa ułatwić. Dziękuję bardzo. (Oklaski)

Przytoczone powyżej słowa Jana Olszewskiego, nie straciły swej aktualności, mimo upływu 10 lat od ich wygłoszenia. W dalszym ciągu czekamy na ujawnienie całości archiwów PRL-u i zniesienie instytucji  zbioru zastrzeżonego w IPN-ie. W minionych latach ten zbiór służył przede wszystkim do ukrywania materiałów świadczących o przestępczej działalności służb specjalnych PRL.

 

***

http://orka2.sejm.gov.pl/Debata4.nsf/main/0EBF8ACD#007

http://wpolityce.pl/polityka/254917-jan-olszewski-w-rocznice-nocnej-zmiany-aneks-do-raportu-wsi-powinien-zostac-opublikowany

 

 

wiesława
O mnie wiesława

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka