Jako uzupelnienie notki:
http://dziubdziub.salon24.pl/658510,a-macie-i-wezcie-sobie-te-odszkodowania
przytoczę fragment listu niemieckiego oficera, opublikowanego w książce Jochena Bōchlera „Najazd 1939. Niemcy przeciw Polsce” (wyd. Znak, Kraków 2011).
Autor tego listu, 38-letni mjr Helmut Stieff w dwa miesiące po wybuchu wojny przybył do okupowanej przez Niemców Polski. W liście do żony, napisanym 21 listopada 1939 roku podczas pobytu w Warszawie, tak przedstawił swoje wrażenia i refleksje:
„Sama Warszawa sprawia ponure wrażenie. Nie ma domu, który by nie ucierpiał. Całe dzielnice leżą w gruzach lub pozostały po nich tylko zgliszcza. Nadające się jeszcze do zamieszkania domy (około 50 procent) w mniejszym lub większym stopniu noszą ślady po ostrzale w postaci dziur po oknach zasłoniętych deskami lub tekturą, powstałych wskutek zrzucania bomb odłamkowych lub wybuchu pocisków artyleryjskich. Mieszkam na placu Piłsudskiego w Hotelu Europejskim, który – podobnie jak położony naprzeciwko hotel Bristol – został skonfiskowany na nasze potrzeby. Oznacza to, iż w hotelu znów można korzystać z prądu, centralnego ogrzewania, ciepłej wody i restauracji. Oba hotele wykazują jednak ślady po celnych uderzeniach bomb i pocisków artyleryjskich, całe części nie nadają się do mieszkania, a na murach i sufitach widać duże rysy. W ścianę oddzielającą moją sypialnię od łazienki musiał uderzyć przelatujący przez okno odłamek, gdyż powstała tam dziura, przez która widzę z łóżka wannę. [...] Najdziwniejsze jest chyba uczucie, że żyjemy wystawnie w ruinach, i to tylko dlatego, że jesteśmy okupantami. Milionowa masa ludności jakoś wegetuje gdzieś i nie wiadomo za co. Mieszkańcy przeżywają trudny do opisania dramat. Nie wiadomo też za bardzo, jak to się wszystko dalej potoczy. Nawet bogaty naród i bogate państwo miałoby trudności z odbudowaniem tego wszystkiego, co wymagało wieloletniej pracy całego narodu, by w ogóle powstać. Tymczasem państwo polskie już nie istnieje, nie ma też żadnych możliwości zarobku, gdyż wszystkie zakłady produkcyjne zostały zniszczone. […] Brak także publicznej opieki społecznej, bo kto miałby niby wyłożyć na nią odpowiednie środki? Kto ma pieniądze na wstawienie nowych szyb do okien, na naprawę przewodów świetlnych w domach, na zreperowanie uszkodzonych dachów? Nikt! Warszawa to miasto i ludność skazane na zagładę. […]
Wojna – jeśli się wiąże z takimi następstwami – jest czymś strasznym, a podobnych konsekwencji ostatnia wojna nie miała. Wtedy jednak istniała pewność, iż po wszystkim rozpocznie się odbudowa, bo ktoś – czy to stare, czy nowe państwo – będzie tym zainteresowany lub będzie dysponował przynajmniej odpowiednimi środkami na ten cel. Kto jednak na własne oczy ujrzał ruiny Warszawy, temu taki scenariusz wyda się nierealny. Poruszając się tutaj po ulicach, nie czujemy się zwycięzcami, lecz poczuwamy się do winy! I nie jest to bynajmniej tylko moje odczucie – także panowie, którzy muszą tu mieszkać, czują to samo co ja. Do tego dochodzą jeszcze wszystkie te niewiarygodne wręcz rzeczy, które rozgrywają się niejako na marginesie, a którymi my musimy się przyglądać z założonymi rękami! Nawet najbardziej wybujała wyobraźnia ludzi od wojennej propagandy wydaje się dość uboga, jeśli zestawić ją z rzeczami, których dopuszczają się tu zorganizowane grupy morderców, bandytów i grabieżców. W takiej sytuacji nie sposób mówić „o słusznym oburzeniu z powodu zbrodni popełnianych na polskich Niemcach”. Takiego tępienia całych rodzin wraz z kobietami i dziećmi mogą dopuszczać się tylko podludzie, którzy nie zasługują już na miano Niemców. Wstydzę się tego, że jestem Niemcem. Ta mniejszość, która poprzez mordy, grabieże, podpalenia kala nasze dobre imię, sprowadzi na naród niemiecki wielką katastrofę, jeśli nie ukrócimy tych praktyk na czas”.
Inne tematy w dziale Kultura