Zdecydowana większość komentatorów wypowiadających się pod notką „O „elitarnym” chamstwie” jest przeciwna posługiwaniu się wulgaryzmami. W tym zgodnym chórze pojawił się jednak głos wyrażający wątpliwość:
tylko jak sie nie zakurwuje, to skad minister bedzie wiedzial co robic?
http://mojeszyfrogramy.salon24.pl/662537,o-elitarnym-chamstwie#comment_10568219
Powyższe pytanie przypomnialo mi historię, która pół wieku temu przydarzyła się Andrzejowi Stopce. Osobom młodym wyjaśniam, ze Andrzej Stopka, malarz o krakowsko-góralskim rodowodzie, był wybitnym scenografem, który razem z Kazimierzem Dejmkiem stworzył wiele wspaniałych inscenizacji w polskich teatrach.
Cechą charakterystyczną Andrzeja Stopki był nieparlamentarny język, w którym królowało słowo pochodzące z łaciny, a oznaczające kobietę lekkich obyczajów. Żona Andrzeja Stopki, Wincentyna z domu Wodzinowska, nazywana przez niego „Wiculą”, starała się, wyplenić te złe zwyczaje językowe męża, ale bez specjalnych sukcesów. Zasadniczo bowiem Stopka był mało podatny na argumentacje, chociaż czasami ustępował zonie. Zdarzyło się, ze pewnego dnia Stopka wybierał się do Ministerstwa Kultury i Sztuki. Pani Wincentyna błagała męża, aby w rozmowie z ministrem zrezygnował przynajmniej z używania tego słowa o łacińskim rodowodzie.
To co mam mówić – pytał zdenerwowany Stopka – żaba będę mówił, czy co?
Mów żaba – zgodziła się pani Wincentyna – a tamto słowo jest niedopuszczalne.
Po wkroczeniu do ministerialnego gabinetu Stopka pamiętał o przestrogach żony, i podczas całej rozmowy ani razu nie wypowiedział zakazanego słowa. Kiedy rozmowa dobiegła końca, Stopka skierował się do drzwi, potknął się o gruby dywan i już miał posłużyć się swoim ulubionym słowem posiłkowym, jednak przypomniał sobie obietnicę złożoną zonie i krzyknął: O, żaba!
Zaskoczony minister podniósł się fotela, pochylił nad biurkiem i powiedział:
- O, k…wa! A skąd się tutaj żaba wzięła?
Inne tematy w dziale Społeczeństwo