wiesława wiesława
1648
BLOG

75 lat temu we Lwowie

wiesława wiesława Historia Obserwuj temat Obserwuj notkę 40

22 czerwca 1941 r. o godz. 3.15 wojska III Rzeszy rozpoczęły atak na ZSRS, dotychczasowego sojusznika. Tego samego dnia rozpoczęła się paniczna ewakuacja  Armii Czerwonej i napływowej ludności sowieckiej. 24 czerwca Ławrientij Pawłowicz Beria, szef NKWD, wydal rozkaz rozstrzelania wszystkich więźniów znajdujących się w śledztwie oraz skazanych za "działalność kontrrewolucyjną", "sabotaż gospodarczy", "dywersję" i "działalność antysowiecką". Rozkaz dotyczył około 40 tysięcy więźniów znajdujących się w więzieniach tzw. Zachodniej Białorusi (około 16 500 osób), tzw. Zachodniej Ukrainy (około 21 000) oraz Litwy (około 2 500).  Wykonując ten rozkaz funkcjonariusze NKWD w dniach 24- 30 czerwca 1841 r. zamordowali około 14 700 osób w więzieniach, a ponad 20 tysięcy podczas ewakuacji.

W czterech lwowskich więzieniach - w więzieniu na Zamarstynowskiej, w „Brygidkach” na ul. Kazimierzowskiej, w więzieniu na ul. Łąckiego,  u „Karmelity” na ul Batorego – zamordowano około 7 tysięcy więźniów. 30 czerwca straże opuściły więzienia, zamknąwszy ich bramy.

1 lipca 1941 roku około trzeciej nad ranem do Lwowa wmaszerowały oddziały Wehrmachtu. Dwa dni wcześniej prof. Roman Rencki, znany i ceniony internista, opuścił więzienie na Zamarstynowskiej 9  podczas niemieckiego nalotu, wydobywszy się spod zwłok zamordowanych więźniów. 1 lipca pojawił się w domu znanego lwowskiego adwokata Maurycego Axera z niezapowiedzianą wizytą  i opowiedział o swoich przejściach. Relację o tej wizycie przedstawił Erwin Axer:

Profesor Rencki był w naszym mieście znanym internistą. Spotykałem go czasami wracając ze szkoly, na ulicy Romanowicza, gdzie mieszkał. Postać i wejrzenie miał imponujące. Cieszył się opinią wybitnego lekarza. Mówiono we Lwowie o „szkole Renckiego”. Był szefem kliniki gastrologicznej, miał rozległą praktykę prywatną. Uwięziono go z nastaniem wojny.

Wczoraj (a może przedwczoraj) – tak opowiadał – usłyszał bieganie, tupot nóg na korytarzu więziennym, potem strzały w sąsiedniej celi. Kiedy drzwi się otworzyły, upadł w tłoku na ziemię, równocześnie z salwami. Rano wygrzebał się spod kupy zwłok. Przeszedł przez puste podwórze. Brama była otwarta. Wyszedł na miasto i wrócił do domu.

Patrzyłem na ojca. Nikt nic nie powiedział. W dole Akademicką, szedl oddział strzelców alpejskich.Śpiewali „Zu Mantua In Banden der treue Hofer war/ Zu Mantua In Banden ihn szlug – des Feindes Schaar”.  W chwile później przemaszerował zastęp niebiesko-żółtych Banderowców. Na bulwarze zieleniły się topole. […] Opuściłem balkon i dlatego nie wiem, z czym właściwie profesor Rencki przyszedł do ojca.

W kilka dni później, kiedy po raz drugi, tym razem ostateczny, opuścił dom, jechał czarnym o tej porze parowem Pełczyńskiej. Po prawej wznosi się tam wzgórze Cytadeli, po lewej jest stary cmentarz Stryjski. Kolo Kadeckiej – Gestapo. Tam przystanek. O znowu w lewo, bruk, a potem droga czarna od zużlu. […] w końcy mieli za sobą tylko te piaszczysto-gliniaste wzgórza, [….] Tam na dole ich ustawili. Kto stał obok? Boy? Grek? Longchamps? Ostrowski? Hilarowicz? Wszystko jedno. […] O czym myślał wtedy ten czlowiek? [...] 

Następnego dnia po wkroczeniu do Lwowa oddziałów Wehrmachtu przybyło Einsatzkommando zur Besonderen Vervendung pod dowództwem SS-Brigadenführera dra Eberhardta Schōngartha. Ten doktor w randze generała był już dobrze znany Polakom w Generalnej Guberni, gdyż to właśnie jego oddział 6 listopada 1939 roku na polecenie Himmlera aresztował profesorów krakowskich i odesłał do obozów koncentracyjnych.  Gubernator Hans Frank nie był zadowolony z wyniku tej akcji, czemu dal wyraz w przemówienie do przedstawicieli SS i policji dnia 30 V 1940 r.:

„Nie da się opisać, ile mieliśmy zawracania głowy z krakowskimi profesorami. Gdybyśmy sprawę tę załatwili na miejscu, miałaby ona całkiem inny przebieg. Proszę więc Panów usilnie, by nie kierowali już Panowie nikogo więcej do obozów koncentracyjnych w Rzeszy, lecz podejmowali likwidację na miejscu lub wyznaczali zgodną z przepisami karę. Każdy inny sposób postępowania stanowi obciążenie dla Rzeszy i dodatkowe utrudnienie dla nas. Posługujemy się tutaj całkiem innymi metodami i musimy je stosować nadal".

Na terenach leżących na wschód od Sanu dr Hans Frank zdecydował nie popełniać takiego bledu.  Specjalne oddziały (Einsatzgruppen) pod dowództwem wysokich oficerów SS i policji miały podążać tuż za armią, wkraczać z gotowymi listami proskrypcyjnymi do zdobytych miast, natychmiast aresztować prominentne osoby i rozstrzeliwać je. Hitler i Himmler przestrzegali, że działalność tych specjalnych oddziałów nie podlega kontroli ani prokuratur, ani sądów, a jakakolwiek próba mieszania się tych instancji w działalność oddziałów będzie zwalczana.

Oddział pod dowództwem dr Schöngartha przystąpił do działania już następnego dnia po przybyciu do Lwowa. 2 lipca 1941 r. Gestapo aresztowało prof. Kazimierza Bartla, pięciokrotnego premiera polskiego rządu, w jego gabinecie na Politechnice Lwowskiej, a następnie  uwięziło w gmachu przy ul. Pelczyńskiej, dotychczasowej siedzibie NKWD. Jednocześnie Gestapo wkroczyło do jego domu który obrabowano; część biblioteki spalono, a książki naukowe profesora wywieziono do Berlina. Żona profesora Bartla wraz z córka zostały zmuszone do opuszczenia domu w ciągu 10 minut.

Późnym wieczorem 4 lipca 1941 roku funkcjonariusze oddziału specjalnego dowodzonego przez dra Schōngartha wkroczyli do mieszkań 22 profesorów lwowskich uczelni – Uniwersytetu Jana Kazimierza i Politechniki Lwowskiej - i zabrali z nich wszystkie znajdujące się tam osoby. Oprócz profesorów zabrano członków ich rodzin, a także osoby czasowo tam przebywające.   

 

Tej nocy aresztowano wspomnianego już Romana Renckiego, emerytowanego profesora wydziału  lekarskiego UJK, któremu kilka dni wczesniej udalo się uniknąć śmierci w sowieckim więzieniu. Obok, na ulicy Romanowicza mieszkali inni lekarze – chirurg prof. dr Tadeusz Ostrowski, kierownik Kliniki Chirurgii UJK, pediatra prof. Franciszek Groër i internista prof. dr Jan Grek. Gośćmi prof. Ostrowskiego byli 29 letni ks. dr Władysław Komornicki, wykładowca nauk biblijnych w Wyższym Seminarium Duchownym we Lwowie i na UJK, chirurg Stanislaw Ruff, ordynator Oddziału Chirurgii Szpitala Żydowskiego z zona Anną i synem Adamem. oraz pielegniarka Anna Reymanowa.

Z domu prof.. Greka zabrano gospodarza wraz żoną Marią i szwagrem, Tadeuszem Boyem – Żeleńskim. Maria Grekowa i jej siostra, Zofia Żeleńska, to Maryna i Zosia z „Wesela” („taką ją widział, z tym lokiem na czole, Wyspiański, i taką ją w „Weselu” drużba w taniec prosi, i porywa jak piórko lekką i panieńską, panią Zofię Boyową, de domo Pareńską”).

Z innego domu wyciągnięto  82-letniego profesora Adama Sołowija, emerytowanego ordynatora  Oddziału Ginekologiczno-Położniczego Szpitala Powszechnego, wraz z 19-letnim wnukiem Adamem Mięsowiczem.

Kierownika Zakładu Anatomii Patologicznej, 63-letniego prof. Witolda Nowickiego, aresztowano z 29-letnim synem Jerzym, doktorem medycyny, starszym asystentem Zakładu Higieny, który wiosną 1941 r. w wyniku usilnych zabiegów rodziców został uwolniony z niewoli sowieckiej. Pół roku później został zamordowany wraz z ojcem przez hitlerowców. Pediatrę, 67-letniego prof. Stanisława Progulskiego, zabrano z synem, 29-letnim inżynierem Andrzejem. Szczęśliwie drugiego dorosłego syna nie było wówczas w domu, dzięki czemu uniknął śmierci.

W domu prof. dr Romana Longchamps de Bérier, kierownika Katedry Prawa Cywilnego UJK i prorektora UJK w latach 1935-1939, aresztowano razem z gospodarzem jego trzech synów – Bronisława (25 lat), Zygmunta (23 lata) i Kazimierza (18 lat). Ocalał  tylko najmłodszy syn, 16 letni Jan i żona profesora Aniela.

W domach aresztowanych przeprowadzano zwykle powierzchowną rewizję, rabując przy tej okazji złoto, dewizy, inne przedmioty wartościowe. Wg relacji gospodyni prof. Dobrzanieckiego, Józefy Kosteckiej, hitlerowcy opróżnili kasę z biżuterii i dolarów, zabrali 3 pary irchowych rękawiczek i inne rzeczy, które zapakowali do walizki. W domu były antyki, dywany perskie, obrazy znanych malarzy polskich; wszystko to zostało zrabowane i wywiezione trzeciego dnia po morderstwie. Dwa dni po egzekucji gestapo obrabowało również domy prof. Ostrowskiego i prof. Greka. Oba domy były bardzo zamożne, pełne antyków, cennych dywanów, obrazów, W domu Ostrowskich gestapo zrabowalo również wartościowe przedmioty i obrazy oddane tam na przechowanie przez rodziny Badenich i Jabłonowskich.

Aresztowane osoby zostały przewiezione do budynku Bursy Zakładu Wychowawczego Abrahamowiczów, położonego między  siedzibą Gestapo i Szkołą Kadetów (miejsce zakwaterowania Einsatzkommando zur Besonderen Vervendung).

O tym, co się działo w bursie Abramowiczów, opowiedział później profesor Groër, jeden z nielicznych, którzy uniknęli śmierci (został zwolniony prawdopodobnie ze względu na pochodzenie z niemieckiej arystokracji i ukończone w Niemczech studia).

„Zawieziono nas do bursy Abrahamowiczów. Samochód wjechał na podwórze: brutalnie popychając wtłoczono nas do budynku i ustawiono w korytarzu twarzą do ściany. Było tam już wielu profesorów. Głowy kazali nam opuścić w dół. Jeżeli ktoś się poruszył, uderzali go kolbą albo pięścią w głowę. Raz, gdy wprowadzono nową grupę aresztowanych, spróbowałem odwrócić głowę, ale otrzymawszy natychmiast uderzenie kolbą, więcej tego nie próbowałem. Była może 12:30 w nocy, a stałem tak nieruchomo mniej więcej do godziny 2. Tymczasem przywożono coraz to nowych profesorów i ustawiano obok. […]

Co kilka minut wywoływano nazwisko któregoś z profesorów i wzywano pojedynczo do pokoju na lewo. Pamiętam dobrze, że wywołano profesora Ostrowskiego, a po nim wezwano mnie jako dziesiątego, może dwunastego z rzędu. Znalazłem się w pokoju, gdzie było 2 oficerów; jeden młodszy, ten, który mnie aresztował, i drugi wyższy stopniem, olbrzymiego wzrostu i postawy. Ten drugi od razu wrzasnął na mnie: »Ty psie, jesteś Niemcem, a zdradziłeś ojczyznę! Służyłeś bolszewikom! Dlaczego, gdy to było możliwe, nie wyjechałeś ze wszystkimi Niemcami na Zachód?« Zacząłem wyjaśniać, naprzód zwykłym tonem, potem — w miarę, jak tamten coraz bardziej krzyczał — podniesionym głosem, że jestem wprawdzie niemieckiego pochodzenia, ale jestem Polakiem. Po wtóre nawet gdybym chciał wówczas przenieść się na Zachód, władze radzieckie nigdy by mi na to nie pozwoliły ze względu na wysokie stanowisko społeczne, które zajmowałem i na którym byłem potrzebny. Pytano mnie dalej, co znaczą bilety wizytowe konsulów angielskich w moim posiadaniu. Odpowiedziałem, że jestem żonaty z Angielką i że konsulowie angielscy składali nam zawsze wizyty. Pod koniec zaczął mówić spokojniej i rzekł: »Muszę z szefem porozmawiać, zobaczymy, co się da dla ciebie jeszcze zrobić«, po czym wybiegł z pokoju.
Oficer, który mnie aresztował, powiedział szybko: »To zależy tylko od niego, on nie ma tu nad sobą szefa. Powiedz mu, że zrobiłeś ważne odkrycie w medycynie, które przyda się dla Wehrmachtu. Może to ci pomoże«. W tej chwili tamten powrócił, ale nie miałem czasu odezwać się, bo natychmiast mnie wyrzucił za drzwi. Skierowano mnie na przeciwną, tj. na lewą stronę korytarza, pozwolono usiąść na krześle i zapalić papierosa. […]

Była może 4 rano, kiedy z budynku wyprowadzono grupę około 15-20 profesorów. Na czele pochodu czterech niosło krwawiącego trupa młodego Ruffa. [Adam Ruff, syn prof. Stanislawa Ruffa podczas przesłuchania dostał ataku padaczki i zostal zastrzelony przez przesłuchującego go gestapowca}. Nieśli go profesorowie: Nowicki, Pilat, Ostrowski i zdaje się Stożek. Zaraz za nimi podążał Witkiewicz. Gdy ten pochód wyszedł przez bramę na ul. Abrahamowiczów i zniknął mi z oczu, gestapowcy zmusili panią Ostrowską, a może Grekową i Ruffową by myły krew ze schodów.
Minęło około 20 minut, kiedy usłyszałem strzały dochodzące gdzieś od Wzgórz Wuleckich. Po krótkim czasie przez te same tylne drzwi budynku wyszła na podwórze nowa grupa złożona z 20-30 osób i stanęła w 2-3 rzędach twarzą do ściany. Wśród nich rozpoznałem jedynie doc. Mączewskiego. Zaraz potem wyprowadzono z budynku służbę Dobrzanieckiego, Ostrowskich (kucharkę i młodszą), Greków (kucharkę i młodszą) oraz nauczycielkę angielskiego mieszkającą u Ostrowskich, Znany mi z przesłuchania szef gestapowców zapytał, czy wszyscy oni są służbą, czemu nauczycielka zaprzeczyła, mówiąc kim jest. Wówczas poirytowany kazał jej natychmiast przejść do grupy stojącej twarzą do ściany, a następnie powiedział głośno swemu koledze, że ci (wskazał na grupę stojącą pod ścianą) idą do więzienia, a ci (wskazał na służbę i na mnie) są wolni. Jak zauważyłem, służba rozmawiała z gestapowcami i agentem w cywilu. Gestapowcy tłumaczyli służbie, że mogą pójść do domu, zabrać swe rzeczy i odejść dokąd chcą. Niech sobie poszukają pracy, teraz im będzie dobrze, że już nie będzie więcej ani Polski, ani Sowietów, że będą już zawsze tylko Niemcy. […]Gdy wyszedłem z pokoju wybiegł za mną mówiąc: »Słuchaj, podaj nam swój dokładny adres, bo jak przyjdzie inny oddział, gotowi cię znów zabrać, a my tu zapiszemy, by cię więcej nie czepiali «. Zapisał adres w notesie, po czym opuściłem budynek, wyszedłem na ulicę i udałem się do domu. Tego samego ranka, ale w późniejszej porze, idąc z domu do kliniki spotkałem koło mieszkania profesora Ostrowskiego jednego z podoficerów gestapo, który mnie aresztował. Podoficer ten rzekł do mnie z uśmiechem: »Panu się bardzo poszczęściło«.

W kilka dni później przyszło do mojego mieszkania dwóch podoficerów, którzy mnie uprzednio aresztowali, z zapytaniem, czy mogę im sprzedać aparat fotograficzny i dywany. W czasie tych odwiedzin poznałem ich nazwiska: jeden nazywał się Hacke, drugi Keller, a może Kohler. W ciągu 2-3 miesięcy mimo wyrzucenia mnie z mego mieszkania przez Niemców, niejednokrotnie przychodzili do mnie, wyłudzając różne cenniejsze przedmioty, jak np. aparaty fotograficzne, których miałem całą kolekcję. Razu pewnego odważyłem się zapytać Kellera, co się stało z pozostałymi profesorami. Machnął tylko ręką i powiedział: »Ich wszystkich rozstrzelali wówczas w nocy...«".

 Na miejsce straceń na Wzgórzach Wuleckich poprowadzono profesorów w dwóch grupach. Pierwsza grupa udała się tam pieszo niosąc ciało Adama Ruffa, druga grupa okrężną drogą została przetransportowana ciężarówką. Następnie osobno dowieziono trzy kobiety. We wczesnych godzinach rannych rozstrzelano 37 osób, których zwłoki zakopano na miejscu egzekucji. W zbiorowej mogile spoczął także zabity wcześniej Adam Ruff. Wśród ofiar było 21 profesorów, małżonki trzech z nich, synowie dziewięciu, jeden wnuk a również ksiądz, lekarz, prawnik oraz mąż jednej z gospodyń.

Spośród aresztowanych w bursie z niewiadomych przyczyn wydzielono jeszcze sześć osób: cztery z nich rozstrzelano tego samego dnia lub następnego.

!2 lipca lista zamordowanych profesorów lwowskich  powiększyła się o dwóch pracowników Akademii Handlu Zagranicznego, aresztowanych  poprzedniego dnia -  ekonomistę prof. dr Henryka Korowicza i matematyka prof. dr Stanisława Ruziewicza.

Aresztowany 2 lipca prof. dr Kazimierz Bartel, kierownik Katedry Geometrii Wykreślnej Politechniki Lwowskiej, pięciokrotny premier rządu RP, został rozstrzelany 26 lipca 1941 roku na rozkaz Heinricha Himmlera.

W październiku 1943 roku, kiedy front sowiecki zaczął się zbliżać, Niemcy nakazali odgrzebanie zwłok zamordowanych w lipcu 1941 roku profesorów i spalenie ich na stosie razem z 2 tysiącami zwłok, głownie Żydów, zebranych z całego Lwowa. Popioły zostały rozsypane.  Wykonawcą była tzw. „brygada śmierci” (Sonderkommando 1005) złożona z Żydów z lwowskiego getta, z których jeden, Leon Wieliczker, przeżył i po wojnie  opublikował relację  ("Brygada śmierci - Sonderkommando 1005. Pamiętnik" Łódź 1946).

Już w czasie wojny jeden z pracowników naukowych Wydziału Lekarskiego UJK, prof. Zygmunt Albert zaczął zbierać relacje świadków zbrodni – członków rodzin i domowników ofiar. Zostały one opublikowane w książce pt. „Kaźń profesorów lwowskich”, wydanej przez Uniwersytet Wrocławski w 1989 roku.  

 

***

Przy pisaniu notki autorka skorzystała z publikacji:

  • Erwin Axer, Trochę ironiczny los profesora Renckiego, [w] Ćwiczenia pamięci. Seria druga, PIW, Warszawa 1991, s. 14-16,
  • Wiesław Budzyński, Miasto Lwów, Świat Książki, Warszawa 2012
  • Zygmunt Albert, „Zamordowanie 25 profesorów wyższych uczelni we Lwowie przez hitlerowców w lipcu 1941 r.”, [w] Okupacja i medycyna, Warszawa 1975, t. II, s. 168-188.

 

 

 

 

 

wiesława
O mnie wiesława

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (40)

Inne tematy w dziale Kultura