wiesława wiesława
4050
BLOG

Polenaktion - Zbąszyń 1938 rok.

wiesława wiesława Historia Obserwuj temat Obserwuj notkę 37

4 lutego 2018 r., „Gazeta Wyborcza” opublikowała „List nauczycieli Liceum im. Jacka Kuronia do uczniów”. Autorzy tego listu, Sebastian Matuszewski i dr hab. Piotr Laskowski, przedstawili się, jako „naukowcy zajmujący się dziejami drugiej wojny światowej”, ale zaprezentowany tekst świadczy, ze ich specjalności jest mącenie ludziom w głowach i pedagogika wstydu.

Pojęcie „naród polski” i instytucje państwa polskiego (a także wszystkie inne „narody” i inne państwa) są współodpowiedzialne za przestępstwa stanowiące zbrodnie przeciwko pokojowi, ludzkości i zbrodnie wojenne – napisali owi pedagodzy wstydu, Matuszewski & Laskowski, i po tym ogólnym oskarżeniu przeszli do oskarżeń szczegółowych polskiego państwa.  

To właśnie państwo polskie – II Rzeczpospolita – zorganizowało w roku 1938 obóz w Zbąszyniu, w którym uwięziło kilka tysięcy swoich żydowskich obywateli i obywatelek pozbawionych w ekspresowym tempie obywatelstwa przez polski parlament i wygnanych z Niemiec przez hitlerowskie władze.

Jest to oskarżenie tak kuriozalne i tak niezgodne z faktografią, że wymaga wyjaśnienia.

29 października 1938, wczesnym rankiem roku żołnierze Straży Granicznej, pełniący służbę na granicy polsko-niemieckiej w okolicy Zbąszynia, zobaczyli gromady ludzi usiłujących przekroczyć granice w miejscach niedozwolonych. Ludzie ci byli eskortowani przez niemiecką policję i oddziały żandarmerii oraz SS. Mimo strzałów oddawanych w powietrze, polskim żołnierzom nie udało się zatrzymać tego potoku ludzi. Po przekroczeniu granicy, zmęczeni marszem ludzie siadali na ziemi, nie zważając na chłód i padający deszcz. Ponadto na stację kolejową w Zbąszyniu przybyło z Niemiec kilka pociągów wypełnionych ludźmi. Ci byli w lepszej sytuacji; przynajmniej nie marzli.

Taka sytuacja trwała do soboty. Ogółem w okolice Zbąszynia przez dwa dni przybyło około 9 tysięcy ludzi eskortowanych przez niemiecką policję i wojsko. W tym samym czasie kilka tysięcy ludzi w eskorcie oddziałów niemieckiego wojska i policji pojawiło się okolicach granicy polsko-niemieckiej na Śląsku. Dowożono ich pociągami do Bytomia, a następnie poganiani przez policjantów i esesmanów z psami musieli brnąć przez leśne bezdroża w kierunku polskiej granicy.

Ogółem w końcu października wypędzono z Niemiec do Polski blisko 17 tysięcy ludzi w różnym wieku, o różnym statusie materialnym, wykształceniu i zawodzie. Mieli jedną wspólną cechę – według tzw. Nürnberger Rassengesetze (norymberskich ustaw rasowych) byli Żydami.

Zgodnie z oficjalnymi danymi, w 1933 roku wśród pół miliona Żydów mieszkających w Niemczech znajdowało się 88 400 Żydów pochodzących ze Wschodniej Europy, z czego 56 500 – z Polski. Po przejęciu władzy przez NSDAP w 1933 roku, szykanowani i pozbawiani środków utrzymania Żydzi, zaczęli przybywać do Polski. Przy wyjeździe z Niemiec mogli zabrać jedynie 10 marek na osobę (około 20 złotych), co oznaczało, ze nawet zamożny człowiek stawał się biedakiem. Byli to Żydzi zasymilowani z kulturą niemiecka, wykształceni w Niemczech, posługujący się na co dzień językiem niemieckim. Większość z nich natomiast nie znała języka polskiego ani jidisz i z tego względu trudno było im znaleźć pracę. Pomoc dla tych przybyszów, łącznie z kursami nauki języka, organizowały żydowskie organizacje charytatywne (Joint, B'nai B'rith), nie zawsze była to jednak pomoc wystarczająca.

Już wtedy notowano wypędzanie Żydów przez "zieloną granicę" do Polski. W drugiej połowie lat 30. XX wieku Polsce był kryzys, przeludniona wieś i wzrastające bezrobocie. Do Polski wracali emigranci, którzy wskutek wielkiego kryzysu stracili pracę za granicą. Polscy politycy obawiali się więc skutków kolejnego napływu kolejnych ludzi skazanych na pomoc społeczną. Z tej przyczyny w 1936 roku Departament Konsularny MSZ opracował projekt ustawy o pozbawieniu obywatelstwa osób, "które utraciły więź polską państwowością". Parlament uchwalił tę ustawę wiosną 1938 roku.  W połowie października 1938 roku ukazało się rozporządzenie ministra spraw wewnętrznych nakazujące obywatelom przebywającym poza krajem przedłożenie paszportów w konsulatach do kontroli. Paszporty bez adnotacji konsula trąciły ważność po 29 października.

Kilka dni później niemiecki ambasador wezwał polski rząd do odwołania rozporządzenia i zagroził wydaleniem polskich Żydów z Niemiec. Niemal od razu zaczęły się wśród nich aresztowania i przygotowania do deportacji. W piątek 28 października 1938 roku rozpoczęła się tzw. Polenaktion, której ofiarami stało się blisko 17 tysięcy osób. Aresztowania nastąpiły w całych Niemczech, ludzie byli pociągami odstawiani do granicy i zmuszani do jej przekroczenia. 

Redaktor „Dziennika Ludowego” Zbigniew Mitzner w listopadzie 1938 r. pojechał do Zbąszynia, gdzie od wypędzonych Żydów zbierał relacje o przebiegu deportacji:

Było to w nocy dwudziestego dziewiątego na trzydziestego października. Noc tę spędziłem nie w domu, ale w mieszkaniu przyjaciela. Rano przyszedł policjant, kazał gospodarzowi ubierać się i iść z nim. [….] Po pół godzinie wrócił i wylegitymował mnie i kazał iść. […] Tego dnia aresztowano wszystkich Żydów obywateli polskich. To samo stało się we wszystkich miastach Niemiec. Wzywano ludzi na policje, a stamtąd wysyłano wprost na granicę. Zabierano chorych ze szpitali, dzieci ze szkół, sieroty z sierocińców. Proskrypcja objęła wszystkich od niemowląt do starców. Na moim posterunku było już około 80 aresztowanych. Ustawiono nas twarzami do ścian i tak przestrzelimy kilka godzin. Potem połączono cały transport berliński, który liczył około dwa tysiące pięciuset ludzi. Każdemu pozwolono zabrać po 10 marek i załadowano nas do pociągu. Po drodze nie wolno było wysiadać. W nocy  stanęliśmy 6 kilometrów przed  granicą. Przeprowadzono nas naokoło lasami do granicy polskiej. Stal tam jeden strażnik, który tłumaczył Niemcom, że nie może nas wpuścić. Wreszcie porozumiał się telefonicznie ze swoimi władzami i wpuścił nas. Policjant zaprowadził nas do Zbąszynia.

[…] W Hanowerze, w Kolonii, w Wiedniu, w Berlinie, w Hamburgu system był ten sam. A tylko zmieniały się nieistotne drobiazgi. System zaskoczenia działał wszędzie. Dzięki niemu po Zbąszyniu chodzą ludzie tak jak przed trzema tygodniami wyszli ze swego domu. Chodzą w tym samym ubraniu i w tej samej koszuli. […]

W taką noc jak ta dzisiejsza pędzono słynną grupę hamburską. O jej drodze mówiła mi jedna z wygnanych osób: Wśród nocy kazano nam wysiadać z pociągu i iść naprzód przez las. Potykając się, upadając, kalecząc o gałęzie, gubiąc krewnych, szliśmy, nie wiedząc dokąd. Byliśmy u kresu sił. Wreszcie znaleźliśmy dobry punkt. Oddział wojska rozstąpił się, żołnierze nałożyli bagnety na karabiny. Esesmani wzięli się za ręce i utworzyli kordon pchający nas ku granicy. Po bokach szli żołnierze. Wśród ciemności napór z tyłu wzrastał. Jeszcze krok i przekroczyliśmy granicę. […]

W latach 30. XX wieku Zbąszyń był niewielkim miasteczkiem - 5400 mieszkańców, w tym 360 Niemców i 52 Żydów (6 rodzin). Nie było w nim gminy żydowskiej. Jednak władze tej małej miejscowości starały się przyjść z pomocą zrozpaczonym ludziom. Pierwszą pomoc dla wygnanych zorganizował właściciel pobliskiego folwarku dostarczając kotły z gorąca zupą. Władze miasta Zbąszynia zorganizowały inne posiłki. Noclegi zorganizowano w starych koszarach i w nieczynnym młynie; dzieci umieszczono w budynkach przy boisku sportowym. Część wygnańców wyjeżdżała w głab Polski, jeżeli wystarczało im pieniędzy na bilety kolejowe. Na Śląsku sytuacja była łatwiejsza i deportowani szybciej rozjechali się bądź znaleźli zakwaterowanie, natomiast ze Zbąszynia odchodziło niewiele pociągów, ponadto bilety do odległych wielkich miast były drogie, wyjechało więc około 3 tysiące osób.  

Wkrótce pomocy udzieliły gminy żydowskie z Poznania, Warszawy, Łodzi i innych miast. W akcję pomocy włączyły sie również charytatywne organizacje żydowskie – Joint, Towarzystwo Ochrony Zdrowia Ludności Żydowskiej (TOZ) i Centralne Towarzystwo Opieki nad Sierotami Dziećmi opuszczonymi w Polsce (CENTOS). Do Zbąszynia przyjechali pracownicy polskiego biura Jointu pod kierownictwem Izaaka Gitermana, którzy otoczyli opieką wygnańców. Po kilku dniach Joint utworzył w Warszawie Ogólny Komitet Pomocy, który przejął troskę o utrzymanie uchodźców. Gminy żydowskie z większych polskich miast - Poznania, Krakowa, Warszawy, Łodzi, Kalisza, Katowic, Bielska Białej pomogły zaopatrzyć wygnańców w niezbędne rzeczy osobiste, pościel, koce, odzież i obuwie, środki czystości. Zorganizowano opiekę zdrowotna – szpital dla 50 osób, kilka ambulatoriów, gabinet dentystyczny. TOZ przysłał kilku lekarzy, pielęgniarki i opiekunów medycznych. Pracownicy Jointu zorganizowali również opiekę nad dziećmi.

Zorganizowano kursy języków polskiego i hebrajskiego oraz jidysz. Dla osób przygotowujących się do emigracji zorganizowano kursy języków angielskiego i hiszpańskiego Utworzono również bibliotekę zawierająca ponad 2000 książek i kilka czytelni. Zatroszczono eis również o życie religijne wygnańców. Organizowano wykłady o roli Polski w żydowskiej historii, koncerty, przedstawienia.

 Joint zapewnił osobne mieszkanie kilku tysiącom ludzi, zawierając umowy wynajmu z właścicielami mieszkań. Wynajęte mieszkania zastąpiły pomieszczenia w starym młynie i koszarach.

Żydowskie Towarzystwo Popierania Emigracji (JEAS) pomagało osobom mającym możliwość emigracji do różnych krajów. Ponadto nawiązywano kontakty z przedstawicielstwami ziomkostw w Ameryce starając się by pomogły one wypędzonym pochodzącym z tych samych stron, a także by wywierały wpływ na krewnych, by przysyłali potrzebne dokumenty emigracyjne dla swoich bliskich znajdujących się w Zbąszyniu.

Urzędnicy MSZ-etu podjęli interwencje u władz III Rzeszy. W następstwie umowy między Polską a Niemcami uchodźcy - w grupach po 100 osób - otrzymali zezwolenie na powrót do Niemiec na określony czas, aby zakończyć swoje sprawy majątkowe. Ci z nich, którzy nie mieli możliwości emigracji do innego kraju, byli zmuszeni wrócić do Polski.

Kronikarzem tych wydarzeń stał się Emmanuel Ringelblum, historyk z Żydowskiego Instytutu Historycznego (JIWO) w Wilnie, który przybył do Zbąszynia w celu niesienia pomocy wygnańcom.  Powstał raport opisujący te wydarzenia i sposób udzielania pomocy wygnańcom, który obecnie znajduje się w archiwum Żydowskiego Instytutu Historycznego.

Wydarzenia z października - listopada 1938 roku zaskoczyły nie tylko Polskę. Przepędzanie ludzi jak barany wydawało się wtedy wszystkim szczytem barbarzyństwa. Za kilka miesięcy Ringelblum przekona się, że jego słowa: Tak brutalnego, bezlitosnego wysiedlenia, jak to z Niemiec, naród żydowski jeszcze nie zaznał, były wielka przesadą. Polenaktion, to były tylko ćwiczenia policji, wojska i bojówek NSDAP przed "ostatecznym rozwiązaniem”.

Na zakończenie:

Implikacją Polenaktion był zamach dokonany przez Herschela Grynszpana, którego rodzice zostali deportowani do Polski. 8 listopada 1938 roku Grynszpan oddał pięć strzałów z rewolweru do sekretarza niemieckiej ambasady w Paryżu, Ernsta von Ratha, raniąc go śmiertelnie. Następnego dnia Reichsminister fūr Volksauklārung und Propaganda, Joseph Goebbels napisał w dzienniku „Völkischer Beobachter”, że naród niemiecki wyciągnie właściwe wnioski z zamachu na niemieckiego dyplomatę. W nocy z 9 na 10 listopada doszło do pogromu Żydów, zainicjowanego przez niemieckie władze państwowe, który objął cale Niemcy. W jego wyniku zginęło 91 Żydów, spalono 267 synagog, zniszczono około 7 tys. sklepów i 29 domów towarowych należących do Żydów, zbezczeszczano wiele cmentarzy żydowskich, a około 30 tys. Żydów aresztowano i osadzono w pierwszych hitlerowskich obozach koncentracyjnych (Dachau, Buchenwald, Sachsenhausen). Płonącym synagogom bezczynnie przyglądała się straż pożarna.

 

 

Przy pisaniu notki autorka korzystali z publikacji;

·         Zbigniew Mitzner, Inferno w Zbąszyniu (Dziennik Ludowy, listopad 1938 r.) [w] 7599 dni Drugiej Rzeczpospolitej, antologia polskiego reportażu międzywojennego. Wyd. Iskry, Warszawa, 1983 r.

·         Emanuel Ringelblum, Tłumaczenie raportu z akcji pomocy Jointu w Zbąszyniu, oraz listy dotyczące tych wydarzeń adresowane do prof. Rafaela Mahlera, kwartalnik Karta nr 64/ 2010, s. 20 -31

·         Jerzy Tomaszewski Zapowiedź, Karta nr 64/2010, s. 32-33

 

 

wiesława
O mnie wiesława

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura