Tośmy się doczekali! Nasz czołowy "realista polityczny" ujawnia treść odpraw u premiera. Przyznajemy szczerze - nie interesuje nas, ani Marzec, ani Ziobro, ani Kaczmarek, ani Bieńkowski, ani nawet Kaczyński do spółki z Dornem. Więcej, nie interesuje nas, o co chodziło. Zawsze bowiem chodzi o jedno - o władzę!
Ludwik Dorn ukazuje nam, co działo się na zapleczu rządu Jarosława Kaczyńskiego. Jednym wpisem odowadnia, że:
- walczył o władzę i przegrał, i to jeszcze z kim! Kaczmarkiem i Ziobrą!
- zamiast rządzić, pilnował "procedur" i "obiegu notatek służbowych",
- zamiast wywalić Marca na "zbity pysk" takimi czy innymi sposobami, dał się uwikłać w tłumaczenia kto jest dobry, a kto zły.
Smutniejsze wydaje się to, że mając do dyspozycji:
- oddanego sobie komendanta głównego policji, który przecież mógł podjąć każdą decyzję personalną na żądanie swojego szefa - ministra spraw wewnętrznych,
- partię, w której był wiceprezesem,
- opinię "trzeciego bliźniaka", która mogła stanowić "kartę przetargową" w grze z Kaczmarkiem i Ziobrą.
po prostu podał się do dymisji. Bez walki.
Dziś okazało się, że Ludwik Dorn nie nadaje się do polityki:
- nie walczył o swoją pozycję, a złożył dymisję,
- fascynował się "urzędniczeniem" a nie realną władzą,
- mając "instrumenty kooptacyjne" nie zbudował własnej frakcji we własnej partii; więcej - może nie potrafił.
A najgorsze jest to, że "zdradza establishment", czyli dyskusje, kalkulacje i sposób podejmowania decyzji przez "kierownictwo państowe". Pokazuje "rys psychologiczny" , "pragmatykę pracy" i "relacje". Czyli, wszystko to, co "tygrysy lubią najbardziej".
Wygląda na to, że wszystko to, przez jedną kobietę. Ale, jak to trolle, możemy się mylić...